Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "ludka dla a", znaleziono 4

Był to czas, kiedy włóczyły się po lasach potwory i duchy z czerwonymi ślepiami. I maszkary z jęzorami zwisającymi nisko. I jak płomyki pochłaniały trawy, krzewy i większe drzewa.
Nie było już pięknej królewny ani cud-dziewczyny, która leżała w szklanej trumnie, a pilnowały jej krasnale, pieśni zaś śpiewały leśne ludki. Znikły z naszego świata baśnie czyste, pełne miłości, nostalgii i marzeń, zeszły ze sceny przedstawienia, w których główną rolę odgrywał szlachetny rycerz, broniący ubogich i karzący bogatych, usunęły się w cień cudowne lampy, światła i ognie pałacu, w którym panował dobry król i miał na wydaniu królewnę śliczną jak boski obrazek i wzdychającą w okrągłej wieży do kochanka, i umierającą z tęsknoty za rycerskim młodzieńcem, który miał ją wybawić od wielkich cierpień.
Uciekła w niepamięć nawet babcia i wilk ze strasznymi zębami. I gąska. I sierotka Marysia.
Znikła jasna strona świata. Zaginęły radosne pieśni i wesołe tańce. Przyszła pora ponurych wiedźm, strasznych zbójów grasujących pod naszymi oknami i omamów straszących dzieci. Wszystko nagle na naszych oczach wyrosło. I wciąż olbrzymiało. Nabierało straszliwego, apokaliptycznego wyglądu. Miało stalowe oczy i żelazne ostre pazury. I my gwałtownie dorastaliśmy, mając malutkie serca i duże oczy wyobraźni.
Kłębiły się mnożyły majaki. Porażały monstra i czarne potwory z wyłupiastymi przekrwionymi oczami. W lasach zamieszkały widna z osmalonymi twarzami i dzikie upiory.
Lucek zbladł. Nie śmiał podnieść głowy. Właśnie spełniało się jego największe marzenie. Został pasowany na rycerza! Coś, co kiedyś było jedynie mrzonką, dzisiaj się realizuje. Lucek zebrał się w sobie, podniósł głowę i powiedział: - Jest to dla mnie zaszczyt, książę. Będę ci służył i walczył dla ciebie oraz Polski. Herbem moim będzie smocze jajo. - Smocze jajo? - książę wykrzywił twarz. - Czyli takie kółko? - W zasadzie tak. Czerwone jajo na białym tle. - No nie wiem. Podobny herb mają już Japońcy i możesz być z nimi mylony, a że nie są u nas zbyt popularni, sprowadzisz na siebie niepotrzebne kłopoty.
Lucek, nadal klęcząc, przyczłapał się bliżej schodów, na szczycie których stał tron z wbitym w niego kurduplem. Posłaniec za nic nie chciał urazić królewskiej mości, ale wzrost króla, a bardziej jego brak, sprawiał, że Lucek nie potrafił przemilczeć tej kwestii. - Już podchodzimy, o wielki w swojej niewielkości, królu. - Coś powiedział? - Nie nic, zmęczonym jedynie po długiej podróży. Wybacz, o największy z najmniejszych. największych, miało być. Król wstał z tronu i podszedł do klęczącego Lucka. Ten natomiast zdał sobie sprawę, że będąc w tej pozycji, nadal mógłby napluć królowi na czubek głowy. Zagryzł wargi, by nie wybuchnąć śmiechem i spojrzał ukradkiem na Hubę. Ten także klęczał, ale o dziwo zajęty był czymś innym. Bawił się przeskakującymi między palcami iskierkami. „Żeby z tego jeszcze jakiejś draki nie było” - pomyślał Lucek, wracając myślami do zdarzeń wcześniejszych. - Powiesz jeszcze coś o moim wzroście, a już nigdy nie ujrzysz słońca. Zrozumiano? Nie ukarzę cię od razu tylko i wyłącznie dlatego, że twój pan wsparł mnie militarnie przy pewnej, mniej oficjalnej wyprawie. - Tak jest i przepraszam, o jaśnie królu, świecący bardziej niż. - Zamknij się i dawaj te dokumenty.
Przez całe popołudnie do sklepu zajrzało tylko trzech klientów – jeśli liczyć ślepego Eddiego. Eddie ma około siedemdziesiątki i nie jest zupełnie ślepy. Po prostu bez przerwy na coś włazi. Zachodzi tu raz albo dwa razy w tygodniu, ukradkiem wsuwa za pazuchę bochenek chleba i wychodzi, robiąc chytrą minę, jakby mówił: a widzicie, sukinsyny, znowu was wystrychnąłem na dudków.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl