Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "radza jak z", znaleziono 155

Autoratyzm przemawia do ludzi, którzy nie radzą sobie ze złożonością świata, i w tym instynkcie nie ma niczego inheretnie "lewicowego" czy "prawicowego". Jest antypluralistyczny. Podejrzliwy wobec ludzi o innych poglądach. Alergicznie reaguje na zażartą dyskusję. Nie ma znaczenia, czy jego poglądy polityczne wynikają z marksizmu, czy nacjonalizmu. To myślowa konstrukcja, a nie zestaw poglądów.
Podszedłem do Deb, która przesłuchiwała rozhisteryzowaną Latynoskę płaczącą w dłonie i jednocześnie kręcącą głową, co wydało mi się strasznie trudne - to tak jakby jedną ręką głaskać się po brzuchu, a drugą klepać się po głowie. Radziła sobie jednak całkiem przyzwoicie, choć Debora z jakiegoś powodu nie była pod wrażeniem jej doskonałej koordynacji ruchowej.
Brytyjscy ławnicy, podobnie jak brytyjscy obywatele, nie cierpią ataków na policję. O policjantach mają takie samo zdanie jak o labradorach- szlachetni, lojalni, dobrze radzą sobie z dziećmi, obrońcy i przyjaciele ludzi. Mimo dowodów, nie chcą przyznać, że policjanci mogą być skorumpowani, chytrzy lub kłamliwi, bo gdyby to zrobili, musieliby uznać, że jesteśmy na skraju anarchii.
Życie powinno zawiera przeżycia: przeżyłem to, przeżyłem tamto, myślałem, że nie przeżyję, ale jakoś dałem radę. Jeśli twoje życie nie zawiera tych elementów, to radzę ci, usiądź na jakimś mrowisku - bez tego fizycznego doświadczenia nie znajdziemy porozumienia. Abyśmy znaleźli wspólny język, musisz być pokąsany, i to na własną prośbę.
Brytyjscy ławnicy, podobnie jak brytyjscy obywatele, nie cierpią ataków na policję. O policjantach mają takie samo zdanie jak o labradorach- szlachetni, lojalni, dobrze radzą sobie z dziećmi, obrońcy i przyjaciele ludzi. Mimo dowodów, nie chcą przyznać, że policjanci mogą być skorumpowani, chytrzy lub kłamliwi, bo gdyby to zrobili, musieliby uznać, że jesteśmy na skraju anarchii.
- Wezwiemy ich raz, żeby się poddali, a potem zaczniemy strzelać. Crowley i ja radziliśmy sobie. To nie powinien być kłopot.
- Ale to byliście wy - zauważył Will. Odpowiedź Halta go zaskoczyła.
- Jesteś lepszy od Crowleya.
Pewnie zdziwiłby się jeszcze bardziej, gdyby dawny mentor wypowiedział na głos to, co przyszło mu do głowy: "Ode mnie zapewne też jesteś lepszy".
Gdy doskwierają nam zaburzenia psychosomatyczne, czy to w postaci organicznych chorób, czy w postaci czynnościowych zaburzeń narządów wewnętrznych, oznacza to, że nie radzimy sobie z napięciem psychicznym (...) Organ cielesny zachowuje się tak, jakby miał spełnić pewną psychologiczną funkcję w sytuacji biologicznej zagrożenia. Od psychologicznych funkcji jest umysł, nie ciało, więc takie zastępstwo nie może się udać bez negatywnych konsekwencji.
Facet musi być męski. Nie, żaden macho! Trudno to doprecyzować... Męskość to siła, moc, krzepa - nie tylko w wymiarze fizyczności, ale i w konstrukcji psychicznej. To umiejętność radzenia sobie w różnych sytuacjach. Odwaga, męstwo, nieco brawury. To dawanie innym poczucia bezpieczeństwa: "Ja to załatwię, o nic się nie martw". To otaczanie opieką. Stabilizacja, ale nie nuda. To energia, witalność, dynamizm.
"Nasze wargi znów połączyły się w miłosnym tańcu. Zachłannej wymianie uczuć, jakie nagromadziły się raptem przez dwa dni. Uczuć, na które musiałam się otworzyć. Tak jak radził mi Will, powinnam słuchać głosu serca, czasem pozwalając odpocząć rozsądkowi, który w tym momencie dawał jasne znaki, że z tego, co dzieje się między mną a Willem, będą jedynie kłopoty."
Związek ze mną byłby dla ciebie o wiele zdrowszy. Nie byłbym twoim narkotykiem, tylko twoim powietrzem, twoim słońcem. Kącik moich ust drgnął w smutnym półuśmiechu. - Wiesz, że nawet kiedyś tak o tobie myślałam? Że jesteś moim słońcem, moim osobistym słońcem? Odganiałeś dla mnie chmury. Westchnął. - Z chmurami sobie radzę, ale nie mogę walczyć z zaćmieniem.
Vimes nigdy nie radził sobie z żadną grą bardziej skomplikowaną niż strzałki. W szczególności szachy zawsze go irytowały. To przez ten głupi upór, z jakim pionki ruszały naprzód i zabijały inne, bratnie pionki, podczas gdy królowie obijali się z tyłu i nic nie robili. Gdyby tylko pionki się zjednoczyły, może też przekonały wieże, cała plansza mogłaby się stać republiką w dwunastu ruchach.
- To dlatego że nie potrafisz jeszcze radzić sobie z czasem - odparł Wen. - Ale nauczę cię używać czasu tak samo, jak używasz płaszcza: nosisz, gdy to konieczne, a odrzucasz, kiedy nie potrzebujesz.
- Czy będę musiał go prać? - zapytał Mulisty Staw.
Wen przyjrzał mu się z uwagą.
- To było albo bardzo skomplikowane przemyślenie z twojej strony, Mulisty Stawie, albo usiłowałeś rozciągnać metaforę w raczej głupawym kierunku.
"-Nie igraj ze mną, kociaku, bo się doigrasz i przestanę być taki dobroduszny. A wtedy zobaczysz, jak to wszystko może rzeczywiście wyglądać - syczy ostrzegawczo, a jego twarz nie wyraża żadnych emocji. - Nie takie rzeczy jak radzenie sobie z jeszcze nieposkromioną złośnicą robiłem w życiu. Zabijam bez mrugnię cia okiem, nie daję drugiej szansy, a kto mnie znieważy, kończy w piachu. Lepiej się zastanów, mała, co robisz, i czy warto. "
Cechą wspólną traumatycznych wydarzeń jest to, że osoba, która takiego stresora doświadcza, popada w stan dezorganizacji, jej dotychczasowy sposób funkcjonowania załamuje się. Jej umysł nie znajduje sposobu, by bronić się przed nadmiarem napływających bodźców (...). Załamują się znane sposoby radzenia sobie, wiara w przewidywalność świata i reguły nim rządzące. Przychodzi silny, obezwładniający lęk. Stajemy się bezradni, nic nas nie chroni, nawet nasze mechanizmy obronne.
- Twój młot wykradł Thrym, władca wszystkich ogrów - odparł. - Przekonałem go by zwrócił ci Mjollnira, ale domaga się zapłaty.
- To uczciwe - przyznał Thor. - Jaka jest cena?
- Domaga się ręki Frei.
- Chce tylko jej ręki? - rzucił z nadzieją Thor.
Ostatecznie miała dwie, może zdoła ją przekonać, by bez specjalnych sprzeciwów zrezygnowała z jednej, W końcu Tyr świetnie sobie radził.
- Jej całej - poprawił Loki. - Chce ją poślubić.
Zawsze żąda się ode mnie, abym przeklął sprawców wszelkich zbrodni, a ja wiem, że jedyną drogą, żeby sobie radzić z obecnością zła, jest przyznanie, że oni mimo wszystko są ludźmi. Także dla nich powinniśmy znaleźć miejsce w naszym sercu. Dla naszego własnego dobra. Nie zdejmuje to z nich wcale odpowiedzialności za czyny. Ale jeśli wykluczamy kogoś, odmawiamy mu prawa do przynależności, sami stawiamy się w miejscu Boga, decydujemy, kto ma żyć, a kto nie.
Próbowała wypracować sobie własną filozofię życiową i wyszło jej coś, co kiedyś usłyszała z ust gwiazdora rocka - chyba Erica Claptona - który w udzielonym wywiadzie powiedział, że nie jest wielkim fanem, hmmm, ludzi. Ona też nie była. Wolała - chociaż to śmiesznie brzmi - własne towarzystwo. Lubiła czytać i oglądać filmy, nie słuchając przy tym komentarzy. Nie radziła sobie z mężczyznami, ich rozbuchanym ego, nieustannymi przechwałkami i brakiem poczucia bezpieczeństwa. Nie chciała mieć towarzysza życia.
Czasami ktoś mógłby pomyśleć, że policja działa bezdusznie, przepytując osoby, które właśnie przeszły przez piekło. Jednak im wcześniej przesłucha się świadka, tym większa szansa, że zdobędzie się wiarygodne zeznania. Jeśli dać świadkowi czas, żeby wszystko sobie przemyślał i przetrawił albo nie daj Boże omówił swoje przeżycia z innymi, w jego zeznaniach nieuchronnie pojawiają się też wnioski i emocje. Ludzki mózg jest tak skonstruowany, by chronić duszę przed ranami, więc wypiera złe przeżycia albo dzieli je na fragmenty, z którymi łatwiej sobie radzić.
Szewc Rincewind? Żebrak Rincewind? Złodziej Rincewind? Właściwie wszystko oprócz trupa Rincewinda wymagało szkolenia lub zdolności, których nie posiadał.
Nie nadawał się do niczego innego. Magia była jedyną ucieczką. Właściwie w magii też sobie nie radził, ale przynajmniej nie radził sobie definitywnie. Zawsze uważał, że ma prawo do roli maga w taki sam sposób, jak zero do roli liczby. Nie można zajmować się poważną matematyką bez zera, które właściwie nie jest żadną liczbą, ale gdyby je zabrać, mnóstwo większych liczb zostałoby w bardzo głupiej sytuacji. Ta niejasna myśl rozgrzewała go w czasie tych okazjonalnych przebudzeń około trzeciej nad ranem, kiedy oceniał swoje życie i stwierdzał, że waży mniej niż obłoczek ciepłego wodoru. Owszem, prawdopodobnie rzeczywiście kilka razy ocalił świat, ale na ogół działo się to przypadkiem, kiedy starał się robić coś innego. I prawie na pewno nie uzyskał za to żadnych punktów karmicznych. Takie rzeczy liczyły się chyba tylko wtedy, kiedy człowiek przystępował do nich, myśląc, najlepiej głośno: "Tam do licha, demonicznie odpowiednia chwila, żeby ocalić świat, i nie ma co się zastanawiać", a nie "O szlag, tym razem naprawdę chyba zginę!".
A najgorzej już wtedy, kiedy jesteś lepsza od nich. Ładniejsza - to najgorzej. Mądrzejsza - tego nie darują. Jak ci się lepiej powodzi, jak dzieci się lepiej uczą, jak poszły na studia, pracę mają dobrą, a ty, choć sama, lepiej sobie radzisz od nich - no to już obraza na całego.
A największą twoją winą jest zawsze ich nieszczęście - mąż pijak, syn leniwy, córeczka idiotka. Choćby ci resztę wybaczyli, za to będą nienawidzić. I gdy ci się wreszcie noga powinie, uznają to za sprawiedliwą karę.
Jeśli mogę coś zasugerować... - powiedziała. - Chodzi o to, że my... że Audytorzy nie radzą sobie z niespodziankami. Impuls każe im się konsultować. I zawsze przyjmują założenie, że jest jakiś plan.
- I co? - Susan nie zrozumiała.
- Sugeruję całkowite szaleństwo. Sugeruję, żebyś ty i... i ten... młody człowiek pobiegli do sklepu, a ja ściągnę uwagę Audytorów. Sądzę, że ten stary człowiek powinien mi towarzyszyć, ponieważ i tak już niedługo umrze.
Zapadło milczenie.
- Uwaga ścisła, aczkolwiek niekonieczna - stwierdził Lu-tze.
- To nie były właściwe maniery? - zmartwiła się.
- Mogłoby być lepiej.
Zacny początek ludu owego ma się w historii ziem będących pod wpływami wielkich Wikingów. Na arenę dziejów wszedł Miestek, Dagmanem zwany wśród prymitywu, który władzę swą budował na polu, w oparciu o więź rodzinną. Zacny był to początek równości między mężami i ich żonami, pospołem wszelkim i bracią. Hulaka był i łajza zwykły, ale łupił dobrze i pięść miał okrutnie silną, że łamał przy uderzeniu kości. To imponowało pobratymcom. Stąd szacunkiem darzyli go wielkim. Zbierali się wówczas Polgarzy i radzili. Kogo by tu uwalić? No i do wyboru wrogów nie brakowało. Jednakże nie jest zwyczajem Polgarów tłuc nieprzyjaciela, kiedy wróg swój z plemienia swego zipie jeszcze. Zatem radzono jak jeden drugiemu złości i przykrości sprawić może. Korzystali na tym inni, lecz Polgarowie nic z tego sobie nie robili. Silni, mocni. W piciu, jedzeniu. Nieprzezwyciężeni. Kogóż mieli się bać? Czcili wielkich bogów, a że mieli ich do wyboru. To również i nimi się nie przejmowali. Jak jeden się obraził, drugiego na wzgórze wynosili. Kapłani ich szybko zmieniali wystrój ich świątyń, tak by brać mogła cieszyć się darem losu i bogów. Tylko jednego Perkuna swego nad wyraz szanowali.
Powinieneś się ożenić z kobietą uległą, która by cię pocieszała, kiedy twoje kochanki wyrządzają ci przykrości. - Trzeba się ożenić żeby zmienić rodzaj nudów. - Powinieneś ożenić się z wdową. Według mnie wdowa jest idealną żoną. Ale nie twoja ormiańska wdówka, której pierwsze pożądania są już zaspokojone. - Ja bym ci radził ożenić się z prostytutką. Kiedy się żenisz z panną z dobrego domu, która ci wniesie jako posag i rentę zupełnie nie naruszoną błonę dziewiczą, ma ona prawo wymawiać ci to przez całe życie i żądać, abyś leżał u jej stóp.
Radzę ci, żebyś znalazła sobie utuluu. To skieruje twoje myśli na właściwe tory. – To znaczy między nogi. – W rzeczy samej. Do naszego skarbczyka, krynicy przyjemności, daru, który większość kobiet zamyka, a potem połyka klucz i zwie siebie cnotliwymi. Jaki ma sens odrzucać dar i wszystko, co nam ofiaruje? To szaleństwo! Jaki pożytek z cnoty, która czyni cię smutną i nieszczęśliwą? – Istnieją też inne rodzaje przyjemności, (...). – Ale żaden nie jest tak łatwo dostępny dla wszystkich. Nie potrzebujesz pieniędzy. Zbłąkany, broń, nie potrzebujesz nawet partnera!
Widzimy mnogość rytuałów i różnorodność wizerunków, które nie mają ze sobą nic wspólnego: jedno bóstwo jest kobietą o sześciu rękach i sześciu nogach, drugie – mężczyzną siedzącym na tronie, jeszcze inne jest słoniem, kolejne znów jest kwintesencją nicości. Panteony, bożki domowe, trójce, jednie. Widzimy ciemnogród i zabobon.
/.../
To wszystko skłania do myślenia, że ludzkość radziłaby sobie lepiej bez niebiańskich gruszek na wierzbie, które przyprawiają ją o obstrukcję. Można by wyciągnąć wniosek, że Bóg jest chorobliwym i destrukcyjnym urojeniem, a wiara w Niego jest formą powszechnej psychopatologii, którą należałoby leczyć.
Sonja Lyubomirski z Uniwersity of California wymieniła osiem praktycznych sposobów powiększania poczucia szczęścia. Po pierwsze, należy pielęgnować uczucie wdzięczności, nawet jeśli to tylko wdzięczność wobec natury za piękno peonii. Po drugie, dobrze robi praktykowanie dobrych uczynków i okazywanie życzliwości bliźnim. Po trzecie, trzeba zauważać drobne przyjemności. Po czwarte, należy umieć wyrażać podziękowanie za pomoc i dobrą radę. Po piąte, trzeba umieć wybaczać. Po szóste, należy inwestować czas i energię w rodzinę i przyjaciół. Po siódme, dobrze służy dbanie o kondycję fizyczną. Po ósme wreszcie, należy wypracować sobie sposoby radzenia sobie ze stresem.
- Na świecie jest bardzo wiele złego. Ale zwykle próba zwyciężenia zła rodzi jeszcze większe zło. Ja radzę czynić dobro - tylko tak można osiągnąć zwycięstwo. [Rustam]
Tak, możliwe, że nie zwyciężysz zła złem. Ale i dobra nie przybędzie od samego tylko dobra. [Aliszer]
[tłum. tsantsara]
- В мире очень много плохого. Но обычно попытка победить зло рождает еще большее зло. Я советую делать добро, только та мозно добиться победы. (...)
Да, возможно, зло не победиш злом. Но и добра одним лишь добром не прибавишь.
Jest to jednak historia całej Polski, wspomnienia, z którymi Polacy się na co dzień mierzą, i przestrzeń, w której Polakom przyszło żyć.
Tak, wszyscy żyjemy na grobach. Tu się uczymy, studiujemy, pracujemy. Rodzimy i wychowujemy dzieci, wyprowadzamy psy, latem się opalamy, jesienią zbieramy jabłka i grzyby. Zimą narzekamy na drogowców, którzy znów nie odśnieżyli porządnie ulic. Złorzeczymy na polityków i podatki, smog i piratów drogowych. Wszystko to dzieje się z traumatyczną historią w tle. A nawet nie w tle – tylko przez nią. Bez zrozumienia historycznej traumy nie sposób pojąć tego, jak wygląda dzisiejsza Polska, jak Polacy reagują na porażki i sukcesy, jak radzą sobie z kryzysami i konfliktami,
dlaczego nie potrafią rozmawiać o historii i traktują innych jak wrogów. O tym będzie ta książka
Profesorowie uniwersyteccy, a nawet studenci z długoletnim stażem i konferencyjnym obyciem, mają różne sposoby radzenia sobie z nudnymi wykładami. Skuteczność tych metod jest wprost proporcjonalna do wysokości stopnia naukowego. Najlepsi, jak Robert, potrafią spać z całkowicie otwartymi oczami i bez budzenia się potakiwać głową, kiedy mówca zawiesza głos. Robert, mistrz nad mistrzami, potrafi nawet ocknąć się dokładnie w momencie, kiedy pada skierowane do niego pytanie. Ci z niższej półki czytają wsunięte między materiały konferencyjne broszurowe wydania romansów i kryminałów i regularnie spoglądają na mówcę, żeby dać mu do zrozumienia, że są z nim duchem. Zresztą w epoce przenośnych urządzeń elektronicznych (...) można udawać, że robi się notatki na laptopie i spokojnie czytać "Ileśtam twarzy Greya", należy tylko uważać, żeby nie dostać wypieków.
Ale to profesjonaliści.
Dzieje tego miejsca to jednak nie tylko historia jednego budynku, jednej ulicy Stawki czy też warszawskiego Muranowa. Oczywiście tutaj nagromadzenie dawnych cierpień zdaje się najbardziej widoczne. Jest to jednak historia całej Polski, wspomnienia, z którymi Polacy się na co dzień mierzą, i przestrzeń, w której Polakom przyszło żyć.
Tak, wszyscy żyjemy na grobach. Tu się uczymy, studiujemy, pracujemy. Rodzimy i wychowujemy dzieci, wyprowadzamy psy, latem się opalamy, jesienią zbieramy jabłka i grzyby. Zimą narzekamy na drogowców, którzy znów nie odśnieżyli porządnie ulic. Złorzeczymy na polityków i podatki, smog i piratów drogowych. Wszystko to dzieje się z traumatyczną historią w tle. A nawet nie w tle – tylko przez nią. Bez zrozumienia historycznej traumy nie sposób pojąć tego, jak wygląda dzisiejsza Polska, jak Polacy reagują na porażki i sukcesy, jak radzą sobie z kryzysami i konfliktami, dlaczego nie potrafią rozmawiać o historii i traktują innych jak wrogów. O tym będzie ta książka
© 2007 - 2025 nakanapie.pl