Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "reena jak bez", znaleziono 649

Czasem w życiu tak bywa, a ty jesteś już wystarczająco dużym chłopcem, by zrozumieć, iż ludzie się zmieniają.
Przygnieceni rzeczywistością, oszukani przez slogany z kolorowych magazynów przekonujemy się, że pewne kompromisy kosztują nas znacznie więcej, niż byliśmy skłonni zapłacić. I co nam wtedy pozostaje? Butelka bez dna, woreczek, w którym kokaina nigdy się nie kończy. Och, czy myślałeś, że można całkowicie poznać drugiego człowieka?
Prawdą jest, iż często nie zaświta nam nawet, że chwila, którą właśnie przeżywamy, zaważy ogromnie na naszym życiu, i przebijamy się przez nią jak taran, ledwie uświadamiając sobie, że była. Ale bywa też – i nie sposób powiedzieć dlaczego – że chwilę taką obwieszcza larum trąb, Stary Wielki Dramaturg wznosi okrzyk ze swego fotela na zaciemnionej widowni, wszędzie zapada brzemienna cisza, a scenę rozświetla niesamowity blask.
U ludzi patrzących na kogoś z góry szczególnie ciekawe są oczy. Niekiedy widać w nich strach przed sprzeciwem lub czujność, innym razem świecą wojowniczym blaskiem, jakby mówiły: »masz inne zdanie, to wal śmiało, nie boję się«; kiedy ktoś gardzi nieświadomie, jego oczy otacza płyn, w którym widać ekstatyczną rozkosz zmieszaną z poczuciem wyższości - bywa nawet, że gałki oczne pokrywają się błyszczącą warstwą.
Miłość nie zawsze przychodzi od razu. Bywa, że trzeba dać jej czas, by wykiełkowała i urosła, a jak już wyrośnie należy dalej ją pielęgnować i nie pozwolić, by zniszczyła ją codzienność. Wszystko potrzebuje czasu. Jeśli ludzie są sobie pisani, to prędzej czy później życie sprawi, że ze sobą będą. Tylko może my wszyscy błędnie myślimy, że miłość powinna wybuchnąć od pierwszych chwil. Nie, czasem jest to powolny proces. Najważniejsze, by dać sobie szansę i nie zniechęcać się od razu.
Przemoc ma wiele odsłon. Można kogoś nie tknąć palcem, a wykończyć psychicznie.
Przemocą może być milczenie, nieobecność lub powiedzenie: rób, co uważasz. Pióro, którym pisze się przemoc, może mieć różną grubość. Atrament bywa sekretny, gołym okiem niewidoczny. Mógłby ktoś powiedzieć: "Ja to robię w samoobronie, jestem atakowany, więc muszę się bronić". I torturował wyłącznie werbalnie, spokojnie, metodycznie, bez używania wulgaryzmów.
-Żeby ci uświadomić, że w małżeństwie różnie bywa. Że to ciągła walka ze sobą, o różne pierdoły: o to, jak wychowywać dzieci, o to, co na obiad, o to, że coś ci się nie podoba w jego czy jej zachowaniu. O to, że on za długo pracuje, a ty znowu marudzisz. Ludziom się wydaje, że to cudowna droga przez życie, usłana różami. Nic tylko brać się pod ręce i kroczyć w stronę zachodzącego słońca. Nieprawda. Małżeństwo to nieustanna praca, suma kompromisów, wypadkowa naszych odczuć.
Dusza, to karta biała! Bóg na niej pisze z jednej, a szatan z drugiej strony; ale Bóg i szatan są tu tylko symbole. W rzeczywistości jest inna ręka: iście, że świat tą ręką. Pisze świat, piszą źli i dobrzy ludzie, piszą chwile szczęścia, piszą najtrwalej cierpienia. Ale bywają dusze, jak muszle. Muszla ziarnko piasku, dusza ból w perłę zamienia, smutek i samotność prowadzą do tego.
Pani i ja, każdy człowiek, jest jak duża bryła pięknego i drogocennego marmuru. Każdy z nas musi z tej bryły wyrzeźbić swoją postać. Wiele fragmentów marmuru musi odpaść. Czasem ludzie nie mogą pogodzić z tą stratą - rzeczywiście bywa, że chodzi o piękny, duży kawał marmuru i wydaje się nam, że jest on zbyt cenny, żeby stracić. Jednak człowiek, który nie potrafi zdobyć się na wyrzeczenie, nigdy też w pełni nie wyrzeknie siebie - nigdy nie będzie miał swojego kształtu, nie będzie sobą.
Życie jest jak równanie z wieloma niewiadomymi, wydaje się nie do rozwiązania. Czas jednak przynosi odpowiedzi na każde pytanie. Bywa, że wyjaśnienie zagadki nie daje satysfakcji lub budzi wątpliwości. Na życie składa się tyle niezależnych czynników, że nigdy nie wiadomo, co się wydarzy. Wiedz jednak, że to nie determinuje twojego losu. To ty masz władzę nad sterem. Od ciebie zależy, czy podniesiesz się po porażce, czy będziesz gotowa do dalszej walki - powiedziała Eleonora.
Jednym z najzwyklejszych i najbardziej rozpowszechnionych przesądów jest mniemanie, że każdy człowiek ma tylko jakieś dane, określone cechy, że są ludzie dobrzy, źli, mądrzy głupi, energiczni, apatyczni itd. Ludzie nie są tacy. Możemy powiedzieć o człowieku, że bywa częściej dobry niż zły, częściej mądry niż głupi, częściej energiczny niż apatyczny, i na odwrót; ale będzie nieprawdą, jeśli powiemy o jakimś człowieku, że jest dobry albo mądry, a o innym, że jest zły albo głupi.
Kto z Was lubi grać w chińczyka? Raz, dwa, trzy… Po niemiecku ta gra nazywa się „Człowieku, nie złość się”. Ciekawa  nazwa, biorąc pod uwagę, że grę wyciąga się za każdym razem,  gdy traci się kontrolę nad podopieczną. Gdy ta chce iść do domu,  będąc w domu. Gdy bywa agresywna, zdezorientowana lub po  prostu znudzona. Tak więc nie złość się, człowieku, i zagraj ze  mną w chińczyka! Dla mnie w tamtym okresie chińczyk to był  tylko chińczyk. Dopiero czas pokazał, że chińczyk to aż chińczyk.
Tęsknoty bywają różne - małe i duże, ckliwe lub bolesne. Niekiedy przejawiają się w ochocie na konfiturę różaną, którą robiła babcia albo we wspomnieniu zachodu słońca nad morzem. (...) Wrócić do chwil, kiedy byliśmy szczęśliwi, bezpieczni, kochani... Wędrówka po minionym czasie przynosi ukojenie, zabiera lęk, samotność, ból. Zatapianie się we wspomnieniach pozwala przetrwać bezosobowe minuty, godziny, dni... Koi tęsknotę za najbliższymi.
Przypuśćmy, że jednak jest sprawiedliwość dla wszystkich. Za każdego niewysłuchanego żebraka, każde ostre słowo, zlekceważony obowiązek, każdą zniewagę, każdy wybór… Bo o to przecież chodzi, prawda? Trzeba dokonywać wyborów. Człowiek może mieć rację i może się mylić, ale musi decydować, wiedząc że dobro i zło bywają wcale nieoczywiste, a czasem nawet, że wybiera między dwoma rodzajami zła, że nie ma żadnej racji. I zawsze, zawsze wybiera sam.
Co ma zrobić osoba, która jest ofiarą przemocy, żeby przestać nią być?
Zauważyć, że jest ofiarą i że tak nie musi być. A potem znaleźć w sobie odwagę powiedzenia "basta".
Do tego momentu ofiara dochodzi latami, jeśli w ogóle.
Człowiek żyje ze swoim cierpieniem i prawdopodobnie nie rozumie go w ten sposób. Definiuje je w kategoriach bezradności i troski o dzieci. Albo myśli: "Nie mogę nic zrobić z tą sprawą, bo on mnie zabije". Lub: "Owszem, on mnie czasem bije, ale przecież czasem bywa taki dobry".
Każdy, kto pracuje w mediach i pewnego dnia siada przed mikrofonem, kamerą albo klawiaturą komputera, jest bezczelnym megalomanem z parciem na szkło. Kocha tę robotę i niczego innego poza tym nie umie. Albo umie niewiele. I wszyscy, którzy mówią inaczej, bezczelnie dorabiając ideologię do bycia na świeczniku, łżą. Jak psy. Oczywiście, bywają wzniosłe momenty, kiedy naprawdę myślimy, że jesteśmy jak Batman połączony z Wołodyjowskim, MacGyverem i Iron Manem, pomagający ludzkości, ekosystemowi, i że walczymy o pokój na świecie i przyjaźń między narodami oraz o to, aby ludzie sprzątali po swoich psach. (...) Guzik prawda. I tak chodzi o to, aby inni dali się nabrać, a my i tak wiemy i robimy swoje. Chwalimy się sobą jak najlepsi piarowcy i sprzedajemy siebie trochę jak dobry alfons swój najlepszy towar. Taka jest prawda, która wcale nie jest bolesna, bo bywa dość często bardzo miło. I do tego jeszcze narzucamy innym swoją wizję świata tak skutecznie, że zdarza się, że widzicie świat naszymi oczami.
Młodzi muszą wejść w rynek każdym sposobem, bo jak teraz stracą teren, to za dwa lata już nie wejdą, będą następni. Szkoda mi ich, ponieważ od razu się rozmieniają, wchodzą w jakieś seriale. Nie mam nic przeciwko serialom, jako takim, tylko wiem, jaka tam teraz atmosfera - oni mi opowiadają - wiem, jak wyglądają próbne zdjęcia. Poziom bywa straszliwy, poniżający. Dlatego mi ich szkoda, ale rozumiem. A co mają robić ? Przecież się wszyscy od razu nie załapią do Jarockiego, na przykład.
W ciągu stu siedemdziesięciu dwu lotów patrolowych pilot Pirx przeszedł rozmaite fazy psychiczne, bywał senny, zgorzkniały, czuł się starcem, dziwaczał, bliski był myśli o jakimś bynajmniej nie łagodnym rodzaju szaleństwa, na koniec zaś jął sobie- podobnie trochę jak w czasach studiów- wymyślać rozmaite historie, nieraz tak skomplikowane, ze dla ich zakończenia ne starczyło nawet całego patrolu. Inna rzecz, że nudził się dalej. (Patrol)
Nie przerażaj się krytyką (...) przecież to tylko czyjeś zdanie, niewolne od błędów i wypaczeń, brak mu obiektywizmu. Czyjś osąd może wypływać z różnych pobudek. Ludzie są złośliwi, zdradliwi, zazdrośni, zadufani w sobie, rzadko niestety bywają szczerzy i nie należy brać ich uwag na poważnie. To ty masz być głównym cenzorem swych prac, bo ty wiesz najlepiej, co chciałaś wyrazić, przekazać. Musisz jednak być gotowa na to, co powiedzą inni. Niestety, mają do tego prawo.
Jednak tym razem poczuł mocno jak nigdy: bywają takie sytuacje, kiedy nic nie zależy bezpośrednio od człowieka, jego siły, zręczności, szybkości i inteligencji. Po prostu trafia mu się wygrana na loterii. Ślepy traf, los, fatum, łut szczęścia - i żyjesz. Co kierowało ręką strzelca, kiedy wybierał punkt, w który wysłał kulę? Być może błąd w obliczeniach, ale przede wszystkim przypadek. I ten sam przypadek wpłynie na sytuację następnym raem, nie dając ci żadnej szansy na pozostanie przy życiu...
Bywa, że kiedy obcuję z istotami ludzkimi, bez względu na to, czy są to dobrzy ludzie, czy łobuzy, moje zmysły ulegają przeciążeniu i wyłączają się. Nic nie mogę na to poradzić. Jestem uprzejmy. Potakuję. Udaję, że rozumiem, bo nie chcę robić przykrości rozmówcy. Ta właśnie słabość przysparza mi najwięcej kłopotów. Kiedy usiłuję być miły dla bliźnich, przypłacam to starciem mojej duszy na papkę. Nieważne. Mózg się odłącza. Słucham. Reaguję. A oni są zbyt tępi, żeby zauważyć, że mnie w ogóle nie ma.
A te­raz dam Ci Twój pre­zent. Na po­czą­tek kilka ba­na­łów. Ży­cie bywa cho­ler­nie cięż­kie. W Twoim będą chwi­le bar­dzo złe. Ale za­ci­śniesz zęby i je prze­trwasz. Będą też chwi­le szczę­ścia. Skąd to wiem? Bo wbrew po­zo­rom ży­cie tro­chę się rów­no­waży. Będą w nim rów­nież ważne chwi­le, które za­po­mnisz. Tak się dzie­je, nie­stety. I chwi­le bar­dzo błahe, które z ja­kie­goś po­wody za­pa­mię­tasz. Tak też się nie­stety zda­rza. Ale pie­lę­gnuj je. Pie­lę­gnuj je wszyst­kie. Bo są twoje.
Ludzie przychodzili i odchodzili, osądzali i oceniali, muzyka po prostu brzmiała w moich słuchawkach, w moich głośnikach, wydobywała się spod moich palców, gdy grałem. Choć bywała kapryśna, nie zawsze pozwalała na idealne odtworzenie dźwięku, umykała, gdy chciałem złapać tę jedną, odpowiednią nutę, to kochałem ją bez zastrzeżeń. Muzyka przemawiała w momentach, w których brakowało mi odwagi. W chwilach, w których nie potrafiłem słowami wyrazić swoich uczuć, z łatwością mogłem je przekazać poprzez utwory.
W życiu ma się dwie kategorie przyjaciół. Do pierwszej zaliczają się ci, którzy pochodzą z twojego otoczenia i z którymi wspólnie się coś robi. Przypominają staromodnego tanecznego węża- przychodzą i odchodzą z twojego życia, a i ty przychodzisz i odchodzisz z ich życia. Jednych pamiętasz, innych zapominasz. Druga kategoria obejmuje przyjaciół z wyboru- nie bywa ich zbyt wielu- których łączy prawdziwe wzajemne zainteresowanie i którzy zazwyczaj pozostają przy tobie przez całe życie, jeśli tylko pozwolą na to okoliczności.
Otóż moja matka, przewidując nadejście przypadłości, właściwych jej latom, nalegała, bym się ożenił. Wiesz, jak wytrwałe bywają matki w takich przypadkach i jakie pokłady emocji mogą uruchomić. Dwa razy podpaliła mieszkanie, raz skoczyła w przepaść klatki schodowej, a wreszcie, gdy owe próby targnięcia się na własne życie zawiodły, poszła do zoo i rzuciła się do klatki z lwami, gdzie znajdowałaby się zapewne do tej pory, gdyby zwierzęta te nie zwróciły uwagi strażnika rozpaczliwym rykiem i gestykulacją.
W moczarach brzóz owych wyłaniały się z kożuchów mchu, chwoszcze skrzypiące, bobek i-łyżeczki. Czarnolesia zazieleniły się szczawiem zajęczym i stożkami orzeszków ziemnych. Las odziewał się, szeleścił liśćmi, szumiał. Doliny borów sosnowych i otoki błot żórawinnych zabieliły się kwieciem bohunów, bujaków, brusznic. Na łąkach coraz jaskrawiej skrzyły się kwiaty łopuchów, goździków, lenku, dzięcieliny. A zaścianek wprost tonął w kwieciu sadów, zieleni więzów i lip.
Członek władz PiS: – Jarosław się bał, że Szydło z Dudą zabiorą mu partię.
Kamil Dziubka: – On w to naprawdę wierzył?
Członek władz PiS: – Z Jarosławem i PiS-em jest jak z rodzicem małego dziecka. On jest cały przepełniony strachem o partię, o to, że ktoś go jej pozbawi. Ten strach bywa nieracjonalny i objawia się czasem w zupełnie nieoczekiwanych momentach. Sam pan wie, że czasem nawet jak człowiek zostawi dziecko z dziadkami, to i tak się martwi. A proszę mi wierzyć, u Jarosława ten strach się pogłębia z wiekiem, a nie odwrotnie.
O trzeciej nad ranem krew płynie w żyłach wolniej niż zwykle, a sen bywa wyjątkowo głęboki. Dusza jest wowczas albo pogrążona w błogosławionej nieświadomości, albo miota się rozpaczliwie, rozglądając się z przerażeniem wokół siebie. Nie istnieją żadne stany pośrednie. O trzeciej nad ranem świat, ta stara dziwka, nie ma na twarzy makijażu i widać, że brakuje mu nosa i jednego oka. Wesołość staje się płytka i krucha, jak w zamku Poego otoczonego przez Czerwoną Śmierć. Nie ma grozy, bo zniszczyła ją nuda, a miłość jest tylko snem.
Dziś wiem, że to, co dajemy innym wraca do nas ze zdwojoną siłą. Dużo czasu zabrało mi, nim zrozumiałem, że prawdziwa radość to radość dawania siebie innym. Brać i nie dawać nic w zamian jest postawą właściwą głupcom, gdyż tylko człowiek głupi nie potrafi dostrzec, że jego zachłanność i egocentryzm zbiorą w końcu bolesne żniwo. Nierzadko cena bywa bardzo wysoka, a straconego czasu nic nam nie wróci – zakończył, siląc się na smutny uśmiech. Jego wzrok utknął teraz gdzieś w oddali, zatopiony w światłach z wolna tulącego się do snu miasta.
(...) nie miała już dawnych przyjaciół. Dzieciaki z sąsiedztwa, kiedyś przyjazne, teraz traktowały ją… no, z respektem — z powodu kapelusza. Oddzielał je mur, jakby ona dorosła, a one nie. O czym mieli ze sobą rozmawiać? Bywała w miejscach, jakich nie potrafili sobie nawet wyobrazić. Większość nie widziała nawet Dwukoszula, choć leżał nie dalej niż o pół dnia drogi. I wcale ich to nie martwiło. Miały wykonywać tę samą pracę, co ich ojcowie albo jak ich matki wychowywać dzieci. I bardzo dobrze, szybko zapewniała w myślach Tiffany. Ale nie decydowali o niczym. To wszystko po prostu im się przydarzało, a oni tego nie zauważali.
„Nieudolnie, dla odwrócenia uwagi zerkam po półkach z książkami, po zakurzonych zdjęciach na szafkach, popijam gorącą kawę i staram się zrozumieć, co czuję – emocje bywają skomplikowane, mogłyby wylecieć szparką w oknie i nie wrócić. Po co mi one? Przez nie wciąż jestem gdzieś w skrajnościach. Albo noc, albo dzień, radość albo smutek, zima albo lato, albo żyję, albo nie. Nie ma czegoś pomiędzy. Totalny bezład. Tracę bez sensu czas na myślenie o tym, czego nie mam, śpię w teraźniejszości, żyję przeszłością, na której nigdy nie zbuduję przyszłości. Pieprzyć to. Czuję gniew i złość, które mną rządzą, jak chcą, nic nie mogę z nimi zrobić, poza pozwoleniem na to, by były.”
© 2007 - 2025 nakanapie.pl