Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "runie jednak", znaleziono 39

Przepaść jest niegroźna - dopóki się w nią nie runie.
Pocałunek numer jeden. Z moim Runem. W sadzie wiśniowym. Serce niemal wyrwało mi się z piersi.
Niepokoje potrafią wyjątkowo łatwo destabilizować społeczeństwo. Choćby było doskonałe, łatwo je podzielić od środka i osłabić fundamenty tak, że w końcu runie.
Ponad paprocie, niczym grzbiet narwala z fal morskich, wyłaniał się niekiedy zad baby, zbierającej na czworakach jagody czy inne runo leśne.
Co runie? Nie wiem. Po prostu miałam wrażenie, że całe życie zacznie się jeszcze bardziej walić, a ja nie będę mogła nic zrobić, utrzymać nad tym kontroli.
Ludzie muszą działać z własnych pobudek. Człowiek, nie organizacje handlowe, jest tym co sprawia, że trwają cywilizacje. Każda cywilizacja zależy od jakości jednostek, które ją tworzą. Jeżeli będziecie nadmiernie kontrolować ludzi, jeżeli zbyt ściśle uciśniecie ich prawem i stłumicie dążenie do wielkości - nie będą potrafili pracować i ich cywilizacja runie.
– Na moim sihillu – warknął Zoltan, obnażając miecz – wyryte jest starodawnymi krasnoludzkimi runami prastare krasnoludzkie zaklęcie. Niech no jeno który ghul zbliży się na długość klingi, popamięta mnie. O, popatrzcie.
– Ha – zaciekawił się Jaskier, który właśnie zbliżył się do nich. – Więc to są te słynne tajne runy krasnoludów? Co głosi ten napis?
– „Na pohybel skurwysynom!”
- Nie wyobrażam sobie, jak to jest stracić dziecko. Starasz się o nie, rodzisz w bólach, dbasz, strzeżesz jak oka w głowie, a potem przyłazi jakiś chuj i tak po prostu ci je odbiera. Możesz chuchać i dmuchać, a i tak nie upilnujesz. Możesz mówić mu o zagrożeniach, ale wszystkiego nie przewidzisz. Któregoś dnia pojawi się pedofil, morderca albo zwykły pijany kierowca i świat runie ci na głowę.
Matthew położył rękę na ramieniu brata, poczucie winy i troska malowały się na jego twarzy, a Charles powiedział wtedy wyraźnie:
- Alastair. Nie odchodź.
Wszyscy popatrzeli po sobie zdumieni. Wszyscy z wyjątkiem Cordelii, jak zauważył James. Ona była rozgoryczona, ale nie była zdziwiona.
Matthew wytrzeszczył oczy.
- Ma zwidy.- rzucił szorstko.- Potrzebuje jeszcze jednego runu, żeby uzupełnić krew, którą stracił...
Baby gdakały, że diabeł się zalągł w ciemnościach i swój straszny owłosiony łeb wystawia o północy i pokazuje czerwoną gębę pełną ostrych zębów i pchających z gardła płomieni.
I w naszej chłopięcej wyobraźni wrastał ów demon do rozmiarów apokaliptycznych. Unosił wielkie czarne skrzydła ponad drzewami, a gdy spaliśmy, krążył nad okolicą, wybierają sobie miejsca, na które runie z wysokości i podpali naszej wioski, miasteczka i całą piękną, miodem i mlekiem płynącą ziemię halicką i podhajecką.
Nawet jeśli bogowie nie zwrócą się przeciw sobie, równowaga runie.
Mogą obwołać wtedy kolejne narodziny świata. Nadejdzie martwy śnieg. (...)
To jest inny śnieg. Pokrywa świat, jak w czasie zimy, lecz to inna zima. Oznacza koniec i początek. Cały świat zasypia. Zwierzęta i ludzie. Martwy śnieg odbiera im pamięć. Kiedy wstają, jest już nowy świat. Nie pamiętają ani swoich imion, ani twarzy bliskich. Nie wiedzą, kim są, ani skąd pochodzą. Nie znają przyjaciół, ani drogi do domu. Nic. Tylko to, co znajduje się w pieśni ludzi. Najprostsze prawa, to, jak orać pole albo wykuć miecz. Najprostsze rzeczy. Wszystkiego muszą uczyć się od początku. Czasem budzą się w zupełnie innych miejscach niż te, gdzie zastał ich martwy śnieg. Niektórzy muszą od nowa uczyć się mówić i chodzić, jakby znowu byli dziećmi. Niektórzy zaś nie budzą się wcale.
- Coś wspaniałego - oznajmił Drakkainen. - Jak często się to odbywa?
- Znalazłeś coś?
- Niewiele.
- Nic?
- Znalazłem Ciebie - po chwili odpowiedział Bruno.
Bruno, Otylka, Walerka i Franc Borkowie byli rodzeństwem. Jeszcze dwa lata temu żadne z nich nie pomyślałoby, że znajdą dom na Kaszubach.
– Nie mam po­ję­cia, gdzie by­wa­ją lu­dzie od walut i bursz­ty­nu – skła­mał. – Ale mogę pana za­wieźć do Ma­xi­ma. – W po­rząd­ku – zgo­dził się Bruno. – Tylko wie pan. – Tak­sów­karz po­słał do lu­ster­ka sze­ro­ki uśmiech. – Tam trze­ba być mu­zy­kal­nym. – Nie ro­zu­miem. – No, trze­ba mieć har­mo­nię pie­nię­dzy. – Dam sobie radę – za­pew­nił go Bruno i zmie­nił temat.
To bez znaczenia – rzucił. – Mam jeszcze runy do wyrycia, choć doprawdy nie widzę
sensu tej roboty, skoro wszyscy zasłużyliśmy na otchłańce w naszych łóżkach.
Siedzę w samochodzie,pozwalam sobie na płacz. A co tam, oczyszczę się ,czasami trzeba .Gówno prawda ,że faceci nie płaczą . Może tylko tępaki albo zwyrole .
-Ludzie często tak robią,świnie zasrane. Przyjdą na plażę z żarciem,mają siłę to przynieść ,ale już puste opakowania i butelki trudno im zabrać .Jak można potem iść w to samo miejsce i oczekiwać czystości? Chyba że wszystko im jedno ,świniom paskudnym.
Nawet najbardziej brutalną prawdę można powiedzieć w łagodny sposób. Grzeczność jest dowodem inteligencji serca.
Żyjący w naszej bliskości ludzie, obdarowują nas cennymi skarbami. My jednak nie zdajemy sobie zazwyczaj z tego sprawy.
Każdy pokazuje inną twarz w kontaktach z ludźmi, a inną odsłania, kiedy zostaje sam ze swoimi myślami.
Ogromny słonecznik, wydźwignięty na potężnej łodydze i chory na elephantiasis, czekał w żółtej żałobie ostatnich, smutnych dni żywota, uginając się pod przerostem potwornej korpulencji. Ale naiwne przedmiejskie dzwonki i perkalikowe, niewybredne kwiatuszki stały bezradne w swych nakrochmalonych, różowych i białych koszulkach, bez zrozumienia dla wielkiej tragedii słonecznika.
" A gdybyśmy zdali sobie sprawę z tego, że tych naszych 99 monet stanowi 100 procent skarbu? I że nic nam nie brakuje, nikt nam nie zabrał niczego...
Ile rzeczy uległoby zmianie, gdybyśmy potrafili cieszyć się skarbami, jakie posiadamy!"
Ostateczne decyzje sądu nie są ogłaszane, nie są one dostępne nawet sędziom.
... sprawiedliwość musi spoczywać, inaczej chwieje się waga i sprawiedliwy wyrok staje się niemożliwy.
Wszyscy urzędnicy są rozdrażnieni, nawet gdy wydają się spokojni.
Nie trzeba wszystkiego uważać za prawdę, trzeba to tylko uznać za konieczne.
Adela wracała w świetliste poranki, jak Pomona z ognia dnia rozżagwionego, wysypując z koszyka barwną urodę słońca - lśniące, pełne wody pod przejrzystą skórką czereśnie, tajemnicze, czarne wiśnie, których woń przekraczała to, co ziszczało się w smaku; morele, w których miąższu złotym był rdzeń długich popołudni; a obok czystej poezji owoców wyładowywała nabrzmiałe siłą i pożywnością płaty mięsa z klawiaturą żeber cielęcych, wodorosty jarzyn, niby zbite głowonogi i meduzy - surowy materiał obiadu o smaku jeszcze nie uformowanym i jałowym, wegetatywne i telluryczne ingrediencje obiadu o zapachu dzikim i polnym.
Pada deszcz. Pada deszcz. Monotonnie. Capricioso.
Wprawdzie nie jesteśmy rodzicami doskonałymi, ale wystarczająco dobrymi, jeżeli kochamy dziecko i staramy się, najlepiej jak potrafimy, dobrze je wychować
Formy wszystkie, wyczerpawszy swą treść w nieskończonych metamorfozach, wisiały już luźno na rzeczach, na wpół złuszczone, gotowe do strącenia.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl