Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "runie jednak", znaleziono 46

Nie trzeba wszystkiego uważać za prawdę, trzeba to tylko uznać za konieczne.
Adela wracała w świetliste poranki, jak Pomona z ognia dnia rozżagwionego, wysypując z koszyka barwną urodę słońca - lśniące, pełne wody pod przejrzystą skórką czereśnie, tajemnicze, czarne wiśnie, których woń przekraczała to, co ziszczało się w smaku; morele, w których miąższu złotym był rdzeń długich popołudni; a obok czystej poezji owoców wyładowywała nabrzmiałe siłą i pożywnością płaty mięsa z klawiaturą żeber cielęcych, wodorosty jarzyn, niby zbite głowonogi i meduzy - surowy materiał obiadu o smaku jeszcze nie uformowanym i jałowym, wegetatywne i telluryczne ingrediencje obiadu o zapachu dzikim i polnym.
Pada deszcz. Pada deszcz. Monotonnie. Capricioso.
Wprawdzie nie jesteśmy rodzicami doskonałymi, ale wystarczająco dobrymi, jeżeli kochamy dziecko i staramy się, najlepiej jak potrafimy, dobrze je wychować
Formy wszystkie, wyczerpawszy swą treść w nieskończonych metamorfozach, wisiały już luźno na rzeczach, na wpół złuszczone, gotowe do strącenia.
Bruno nie chciał piwa. To­pie­nie smut­ków w al­ko­holu już nie­jed­nego za­pro­wa­dziło na cmen­tarz, a on wo­lał na nim prze­by­wać w mil­czą­cym to­wa­rzy­stwie żony, ale jed­nak żywy.
– Pro­szę nie wie­rzyć we wszyst­ko, co mó­wią me­dia – od­parł Bruno. – Po­li­cja to nie ka­nał roz­ryw­kowy, który ma za­do­wa­lać wi­dzów te­le­wi­zji, my pra­cu­jemy po ci­chu, a chwa­limy się do­piero efek­tami.
– Pro­szę nie wie­rzyć we wszyst­ko, co mó­wią me­dia – od­parł Bruno. – Po­li­cja to nie ka­nał roz­ryw­kowy, który ma za­do­wa­lać wi­dzów te­le­wi­zji, my pra­cu­jemy po ci­chu, a chwa­limy się do­piero efek­tami.
– Mą­dre rze­czy pan mówi, pa­nie Zyg­mun­cie. – Bo jak ży­cie uczy­ło, to no­to­wa­łem. – Star­szy męż­czy­zna po­pu­kał się w bok głowy. – Niech pan za­pa­mięta. Strach i żal za­zwy­czaj wy­glą­dają tak samo i dość ła­two je po­my­lić ze sobą. Bruno za­no­to­wał.
(Jednoręki) Demon ryczał i szarżował na barierę, ale runy odrzucały go w rozbłyskach światła. (...) Chłopiec wstał i ruszył ku wyjściu z jaskini. Spojrzał demonowi prosto w oczy, wolno uniósł obie ręce i nagle klasnął, szydząc z jego kalectwa.
Osoby przywołane we wspomnieniach to zarówno jego najbliżsi, sąsiedzi, towarzysze niedoli w chwilach wywózki pociągiem do Estonii, jak i funkcjonariusze zarządu getta oraz niemieccy oprawcy. Balberyszski wartościuje i ocenia. Nie ma litości dla Niemców, takich jak Bruno Kittel, Franz Murer, Martin Weiss
Kupa ludzi, na przykład Giordano Bruno, została spalona na stosach tylko dlatego, że usiłowali udowodnić tę teorię... Rozumiecie,ćwoki, ludzie poświęcali swoje życie,żebyście mogli się uczyć prawdy o ruchach planet. A wam to zwisa - zakończył z bólem w głosie.
Bruno, który w Egip­cie po­dzi­wiał mi­strzy­nie tańca brzu­cha, pa­trzył na jej ruchy z roz­ba­wie­niem zmie­sza­nym z iry­ta­cją. Celem tańca wcale nie było pod­kre­śle­nie zmy­sło­wo­ści ciała, ale po­zby­cie się ele­men­tów ko­stiu­mu. Chwi­la­mi przy­po­mi­na­ło kon­kurs pod ha­słem: „Jak się ro­ze­brać bez po­mo­cy rąk”, i do­kład­nie tym samym się skoń­czy­ło.
"W trakcie wieloletniej praktyki zawodowej Bruno Genko nauczył się, że na świecie istnieją miejsca, w których reguły postępowania - wszystkie bez wyjątku - są zawieszone na czas nieokreślony. Obszary, gdzie bez przeszkód rozprzestrzenia się zło, a ludzie mogą odsłonić swoją sekretną naturę. Na tych pustyniach egoizmu życie i śmierć są wartościami względnymi, a cierpienie innych staje się towarem wymiennym".
(...) cała historia medycyny jest historią występowania przeciwko naturze. Kościół, a to obejmuje tak protestantów, jak i katolików, usiłował zapobiec stosowaniu środków znieczulających, naturalnym bowiem prawem kobiety jest cierpieć przy porodzie. Naturalnym prawem było umieranie od chorób. Naturalnym prawem było, że nie wolno otwierać ciała, by je zoperować i uzdrowić. Był nawet kiedyś pewien gość, imieniem Bruno, który został spalony na stosie, ponieważ nie wierzył w absolutne prawdy i prawa naturalne tego pokroju, Wszystko było niegdyś uznane za sprzeczne z prawem naturalnym. Teraz ten próg musi przejść kontrola urodzin.
Musi, wszystkie bowiem nasze kłopoty biorą się stąd, że na świecie jest obecnie za dużo ludzi.
Przychodzi długo wyczekiwany dzień wizyty lekarskiej. Pan doktor okazuje się doktorem z doktoratem. Co więcej, jest przy okazji chirurgiem jakiejś europejskiej loży urologicznej i jara się nowotworami. Do tego jest ważną personą na oddziale państwowego szpitala, w prywaciaku jedynie dorabia. Bingo. Okazuje się, że ma żydowskie korzenie i jego rodzina pochodzi z Drohobycza. "Jak Bruno Schulz!" - piszczę zachwycona, zapominając na chwilę o raku, i uważam ten poetycki zbieg okoliczności za dobrą wróżbę. W rękach żydowskiego chirurga z Drohobycza od razu czuję się jakoś bezpieczniej. Lekarz ogląda moje wyniki z zatroskaną miną, mrucząc coś pod nosem. "Będę musiał Panią zoperować" - stwierdza po chwili, podnosząc na mnie wzrok.
© 2007 - 2025 nakanapie.pl