Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "serca sekund", znaleziono 12

A mówili ci, że od trafionego ciosu w serce ginie się w niespełna sekundę?
Ale tyle wystarczyło. Jedno uderzenie serca. Mgnienie oka, oddech, sekunda - i wszystko, co znałam i kochałam, zniknęło.
Serce dudniło mu w piersi. Biegł przed siebie, po prostu pędził. Nie zwalniał ani na sekundę. W jego żyłach płynęła adrenalina. Nie pamiętał już, kiedy ostatnim razem tak bardzo się martwił.
Moje durne serce wywinęło koziołka i mocniej zadudniło w piersi. Przez sekundę wydawało mi się, że instruktor zatrzymał wzrok na moich wargach, ale z równowagi wytrącił mnie czyjś głos, przez który odskoczyłam od Cédrica jak oparzona, chociaż wcale nie staliśmy aż tak blisko siebie.
Gdyby ktoś mi powiedział,że całe moje życie zmieni się między jednym uderzeniem serca a drugim,parsknęłabym śmiechem.Od szczęścia i tragedii,od niewinności do upadku?Żarty.Ale tyle wystarczyło.Jedno uderzenie serca.Mgnienie oka,oddech,sekunda-i wszystko co znałam i kochałam zniknęło.
Nikt tak naprawdę nie potrafi powiedzieć jaką woń roztacza śmierć. Dla większości ludzi nie ma żadnych szczególnych cech, ale każdy, kto wiele razy się z nią zetknął, rozpozna ją w ułamku sekundy, bo gdy tylko poczuje ją w nozdrzach, ściska go za serce i przepełnia duszę smutkiem jak nic innego na świecie.
"To był upiór, nie człowiek. Serce łomotało, jakby zaraz miało wyskoczyć z mojej piersi. Po kilku sekundach zdołałam opanować strach na tyle by móc się odezwać. - Kim jesteś? - zapytałam, nie poznając brzmienia własnego głosu. Opowiedziała mi jedynie cisza, a tajemnicza postać odwróciła się i zaczęła iść w kierunku jednych z drzwi."
Paląca iskra przebiegła po moim kręgosłupie, powodując szybsze bicie serca. Odskoczyłam przerażona od tancerza, nie rozumiejąc, co się ze mną dzieje. Zmarszczyłam brwi, a w mojej głowie zapaliła się czerwona lampka, taka ostrzegawcza. Nie podobało mi się to, co poczułam przez te kilkanaście sekund. Już wtedy wiedziałam, że będę musiała trzymać się od niego z daleka.
Weź każde wspomnienie, każdą sekundę, każdy dotyk, każdy zapach i każdy dźwięk, każdą iskrę w sercu i szept w uszach, tylko uważaj, żeby nie dotykać: włóż rękawiczki, bo jeśli dotkniesz tego jeszcze raz, już nie zdołasz się uwolnić. Weź każdy kolor i każdą pieszczotę. Zwiąż je razem, ściśnij porządnie i spal, nie patrząc, jak się kurczą i zmieniają w popiół. Potem wyrzuć nawet ten popiół. Właśnie to należy zrobić.
Wkrótce nie słuchać już żadnego dźwięku, nawet skrzypienia liny.
Moja żona jest zbyt lekka.
Była młodą dziewczyną, prawie dzieckiem.
Chwilę później słychać Pieśń Żałobną. Pięści uderzające w klatki piersiowe. Tysiące pięści. Uderzające szybko, jak gwałtownie bijące serce. Potem wolniej. Jedno uderzenie na sekundę. Jedno na pięć. Jedno na dziesięć. A potem cisza.
To, co minęło, powraca. Wchodzi jak czuła igła w serce. Wystarczy szczegół. Dźwięk, zapach, obraz, chwila. Dostrzegasz coś kątem oka i minione powraca z niespodziewaną siłą. Dzieciństwo. Zawsze jednak dzieciństwo i nie sposób dostrzec, gdzie przebiega jego granica. Dziesięć, dwanaście lat? Jakby późniejszy czas nie miał już tej mocy. Suczawa dawno temu, ranek, kilkoro dzieci bawi się pod ścianą obskurnego bloku. Szary kolor cegieł i piachu sprawia, że cofam się o czterdzieści lat i na kilka sekund znika teraźniejszość, by zrobić miejsce letniemu porankowi u dziadków na wsi. To jest oślepiające jak delikatna magnezja. Dzieci, szary piasek, szary mur. Tak działa pamięć. Nie sposób odgadnąć jej praw. Trwało chwilę. Taksówka wiozła nas na dworzec. Jakby śmierć się oddaliła, jakby na ten ułamek czasu utraciła swoją władzę. Tak.
Przede wszystkim - uważać, aby nigdy nie zarazić się smutkiem. To najgorsza przypadłość - wystarczy raz wpuścić go w krwiobieg i już nigdy, nigdy nie będzie można się wyleczyć z tej choroby ciągłego zmęczenia i tęsknoty. Przed smutkiem trzeba się bronić siłą, przemocą wobec własnej duszy wmuszać w nią sztuczny entuzjazm, dynamikę - cokolwiek, byle nie dopuścić wewnątrz tej małej, szarej larwy, która czasem wyrasta w najczarniejsze skrzydła motyla, łaskoczącego serce i trzewia dotykiem melancholii. Nie można dopuścić, by choćby raz zakazić się tą chorobą - z czasem ów motyl wrasta w ciało, rozrasta się wewnątrz, aż pewnego dnia, budząc się rano, wstajemy i widzimy kogoś innego - szarą maskę zimowego zmierzchu, gdy łagodna pustka opadających płatków odmierza upływ sekund w długie, pozbawione wyrazu lata. Sekund, podczas których oczy zasnuwają się kurzem i pajęczyną, a mięśnie rdzewieją, zamykając nas w rzeźbach udręczonych ciał. Nie można dać się zmóc smutkowi, jeśli nadal chcemy pozostać w bezpiecznym świecie znanych obszarów, w których wszystko ma swoje miejsce, a ścieżki są jasne i proste. Nie wolno dać się opanować tej chorobie, która atakuje nasz wzrok, przepoczwarzając łagodne obrazy słonecznych dni w bezładne ciągi labiryntów o szarych, zimnych ścianach tak wysokich, że niknie wszelki horyzont nieba i widzi się jedynie nieskończoną przestrzeń szarości i czerni, rozciągającą się gdzieś wysoko. Nie wolno dać się zmęczyć tej chorobie, jeśli nie chce się zostać mieszkańcem królestwa opuszczonych, starych przedmiotów, które z nachalnością godną starca raz za razem opowiadają te same historie, zacierające się z każdym rokiem, z każdym słowem do postaci widmowych, mglistych strzępów zdarzeń bez właściwości.
© 2007 - 2025 nakanapie.pl