Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "sobie spiewak", znaleziono 8

Głos śpiewaczki ginął w tle, wreszcie jednak sopran wzniósł się czysto "niczym cudowna, krucha istota (...) z okowów cierni".
Zdałam sobie sprawę, że zostanę śpiewaczką bez względu na wszystko. Zrozumiałam, że takich właśnie emocji chcę doświadczać, a Akademia jest moim celem. I nie ma znaczenia, ile mnie to będzie kosztowało czasu i poświęceń.
Opera przeżywa właśnie złoty okres i pomimo jej niezaprzeczalnie chwalebnej przeszłości obecnie mamy wielu wspaniałych artystów, którzy są wybitnymi śpiewakami i jednocześnie dużo lepszymi aktorami od swoich poprzedników.
Moja nowa koleżanka miała wykształcenie ekonomiczne, ale śmiało mogłaby robić karierę jako śpiewaczka operowa. Była niesamowicie uzdolniona muzycznie. W świetlicy dawała nam koncerty sopranowe. Ależ to było wydarzenie!
Spiewały wiele pieśni, lecz każda z nich stanowiła zaledwie cząstkę dłuższej melodii, rzucającej czar na ową magiczną moc, wyostrzającej zmysły, usuwającej wszelkie zahamowania, budzącej radość w sercach
Trudno uwierzyć stu pięćdziesięciokilogramowej divie liczącej sobie z sześćdziesiąt wiosen, iż jest szesnastoletnią Butherfly, czyli motylkiem. Mało wiarygodna też staje się tuczna primadonna, która umiera na suchoty, zwłaszcza gdy „lekarz kazał mieć nadzieję”. Nadzieję? Na co, na schudnięcie? I cóż z tego, że śpiewak podczas przedstawienia traci od półtora do trzech kilogramów, skoro przy pozostałych stu dwudziestu jest to kropla w morzu tłuszczu! Jednak najciężej przekonać wszystkich o trupnięciu. Śpiewak umiera ze dwadzieścia minut, a czasem dłużej. I gdy już się wydaje, że bohater nie żyje, ten znienacka zaczyna śpiewać! I to wysokie C! Licencja poetica, na zasadzie „nie wszystek umrę”?
Byłoby lepiej, gdyby okazał się tępym chamem... znacznie lepiej. Dziewczyna znalazłaby inny ideał albo nadal kochała wizerunek śpiewaka. A tak... to było jak lustro. Miłość do odbicia.Sprawiedliwego i czystego. Naprawdę znalazła swój ideał, odnalazła swoje marzenie, A marzenie można kochać na odległość.
Było to niewielkie pomieszczenie. Od sufitu sterczało kilka metalowych krażków, w betonowej podłodze były trzy kratki sciekowe. Kojarzyło sie to z komora gazowa w Oswiecimiu, która ogladał kiedys na wycieczce szkolnej. Pielegniarz zaryglował drzwi i odkrecił kurki. Strumień wody oblał Zbyszka i od razu poczuł ulge. Woda zalewała mu oczy i spływała po całym ciele. Nastawił twarz pod strumien i mimo bólu, trzymał tak przez chwile. Palcami dotknał rany, wyczuł zgrubienie. Tepy ból pod czaszka powoli ustępował. W tym momencie ktoś wsunał mu do ręki śliski przedmiot. Oczy miał zamkniete. Domyślił sie, że to kawałek mydła. Wysunał sie spod tuszu i namydlił całe ciało. Wszedł pod strumien wody. Szum zagłuszał słowa, oczy miał zamkniete, teraz był przez moment odizolowany od reszty swiata. Dlaczego to własnie mnie sie zdarzyło? Czym różnię się od innych? Kto im dał prawo? Przecież nie jestem przestepca?! A może to tylko mnie sie tak wydaje? Może walnałem kogos w ucho bez powodu, albo zerżnałem jakas mała dziewczynke, a potem biegałem po osiedlu i spiewałem rewolucyjne piesni, a teraz zupełnie tego nie pamietam? Strumien wody nagle sie urwał. - Koniec kapieli!! Pielegniarz odryglował drzwi. - Wychodzic pojedynczo! Wychodzili. Pielegniarz podawał każdemu czysty recznik i odbierał resztki mydła. Drugi pielegniarz wydawał czysta bielizne i piżamy. Zatrzymał Zbyszka na chwile i usmiechajac sie ironicznie powiedział: - Tu sie nie podskoczy, nie tacy jak ty studenciku - padali jak muchy. Trzeba byc grzecznym, kochasiu! No jak.!? Zbyszek patrzył na niego, poczatkowo nie rozumiejac.? - O czym pan mówi? O co chodzi?! - Nic, nic przyjemniaczku. Bierz łachy i na sale. A spróbuj coś pisnąć. Przy obchodzie! Teraz zrozumiał. Oni wiedzieli, że tamten go bije i nie interweniowali. Chcieli mu dać nauczke, żeby siedział cicho. - Skurwysyny!!! - Zaklał, chociaz prawie nigdy nie przeklinał. Ubrał sie szybko i stanał przy oknie. W tym pomieszczeniu kraty były założone z obu stron okna. Przylgnął rozbitą twarzą do zimnej kraty. Za oknem, ciepły czerwcowy ranek. Rozwożono śniadanie do pawilonów. Przestrzeń miedzy pawilonami dzieliła regularna siatka żywopłotów. Był to zzywy bajeczny labirynt. Na odległej scieżce rozpoznał sylwetke znajomej pielegniarki. Biegła w kierunku szpitalnej apteki. Lubił te dziewczyne, była z insuliny, zawsze usmiechnieta, serdeczna. Czasem brała nocne dyżury na jego oddziale, kiedy tu był za pierwszym razem. Wtedy przychodził do dyżurki, pomagał jej rozkładac leki, a potem do póznej nocy rozmawiał z nią półgłosem. Było im dobrze. Rozmawiali o swoim życiu. Każde z osobna przedstawiało to, co było jego zdaniem najciekawsze. Zbyszek zdawał sobie sprawe, że cześć tych historii jest zmyślona, ale to im nie przeszkadzało. Kiedys zapytała, dlaczego nie odwiedzaja go rodzice. Odpowiedział, że wyjechali za granice. Nie przyznał sie, że nawet nie wiedza o jego pobycie w szpitalu. Zreszta, wtedy wcale nie chciał ich widziec. Teraz przypomniał sobie tę rozmowę sprzed lat. Przykro mu było, gdzies w srodku, odezwały się
© 2007 - 2025 nakanapie.pl