Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "z lat getcie", znaleziono 25

„Myślałam, że jak będę duża, to będę miała jasne włosy i niebieskie oczy, i Niemcy nie będą chcieli mnie złapać. Będę umiała wyjść z getta i wejść do getta. I nikt mnie nie złapie”.
Zrobiła ze mnie detektywa w wydziale zabójstw z doktoratem z psychologii, który mieszka i pracuje w waszyngtońskim getcie.
Jakże popularne było wówczas w getcie powiedzenie, że po wojnie należy w Warszawie postawić pomnik Nieznanego Szmuglera. Bo przecież wielu poległo.
Jeśli o uczestnictwie organizacji bojowej rewizjonistów w walkach na terenie szczotkarzy wiemy niewiele, to jeszcze mniej na terenie szopów Schultza i Toebbensa z kwaterą w sąsiadującej z murem getta szczątkowego kamienicy przy Karmelickiej 5.
Po getcie krążą uporczywe pogłoski, że wszystkie transporty - kierowane rzekomo do Wiednia lub w głąb Trzeciej Rzeszy - zdążają do strasznego obozu w Oświęcimiu. W jednym z ostatnich transportów wyjechał ostatnio wszechmocny do niedawna Rumkowski.
Prezes Rumkowski robi wszystko, żeby uzasadnić konieczność istnienia łódzkiego getta. Jego pomysł opiera się na założeniu, że getto zapracuje na siebie. Że stanie się w ten sposób ekonomicznie i ideologicznie opłacalne dla Rzeszy. Teraz cała nadzieja w tym, że Niemcy zaakceeptują ten punkt widzenia.
Jeden z budynków otaczających podwórko stał tak, że frontowa brama wychodziła na stronę "aryjską", a wyjście piwniczne wiodło wprost do getta. Budynek ów dawał licznym Żydom sposobność kontaktowania się z zewnętrznym światem.
Droga do byłego żydowskiego getta nie była długa - ale jednak dość długa dla dziewczyny na potwornie wysokich obcasach oraz chłopaka starającego się czuwać nad każdym jej chwiejnym krokiem. Widoki roztaczały się przed nimi fantastyczne. A rozmowa okazała się jeszcze bardziej fascynująca.
Osoby przywołane we wspomnieniach to zarówno jego najbliżsi, sąsiedzi, towarzysze niedoli w chwilach wywózki pociągiem do Estonii, jak i funkcjonariusze zarządu getta oraz niemieccy oprawcy. Balberyszski wartościuje i ocenia. Nie ma litości dla Niemców, takich jak Bruno Kittel, Franz Murer, Martin Weiss
- Podobno przyszedł rozkaz likwidacji getta! (...) Na ulicach roi się od ludzi. Istne piekło się rozpętało. Biegaja, krzyczą, lamentują. Próbują kryć się po piwnicach jak stado spłoszonych szczurów! (...)
- Osaczone szczury, kiedy już widzą, że nie mają żadnej drogi ucieczki, nie próbują się kryć.
- Tylko co robią? - zapytał ojciec.
- Atakują.
W kółko się gada o cenie sławy, ale chcesz wiedzieć, jaka jest prawdziwa cena? Pomiń pierdoły o utracie prywatności. Prawdziwą ceną jest to, że tracisz człowieczeństwo. Stajesz się rzeczą, przedmiotem lśniącym jak te merce na podjeździe. Dla biednych ziomali z getta jestem złotą drabiną z frykasami na każdym szczeblu. A dla tych bogatych białych chłopców żywą maskotką.
O tym, jak bardzo fałszywe było poczucie bezpieczeństwa podtrzymywane przez pieczątki Rady Żydowskiej, przeróżne niemieckie listy i inne rodzaje zapewnień, przekonywali się wszyscy dopiero wówczas, gdy pociąg przekraczał granice Holandii. Z powodu wyparcia rzeczywistości i fałszywego poczucia bezpieczeństwa większość Żydów nigdy nawet nie podjęła próby ratunku poprzez ucieczkę lub opór, w przeciwieństwie do Żydów w warszawskim getcie, realistów, którzy mieli za sobą wielowiekowy trening w odpieraniu antysemityzmu.
Wydawało się, że jesteśmy w domu, w prawdziwym teatrze, i że te świeczki, poustawiane na walizkach i garnkach, palą się na choince, że jesteśmy wolne. (...) Już nie uwięzione w tych zimnych, brudnych koszarach. Już nie z pustymi żołądkami i wiecznym strachem przed jutrem. Jesteśmy wolne, z dala od murów i bram getta, które skrywają tyle cierpienia i nędzy, gdzie na tysiące ofiar czyha śmierć (...)- tam myślami są wszystkie, a ich oczy w blasku dopalających się świec widzą przed sobą ten piękny, niezapomniany obraz jak żywy...Dom.
Ziemia to jest... getto. Tak, getto, Ellie. Siedzimy tu jak w potrzasku.
Ciarki przeszły mi po plecach. Najpierw słowa Betty o zgwałconym chłopcu, a teraz to.
Getto pachnie okropnie. Getto śmierdzi. Czułam ten zapach parokrotnie, ale zwykle wychodzę do pracy wcześnie rano, wracam wieczorem, nie mam siły ani czasu się nad tym zastanawiać. Dzisiaj u Prezesa był jakiś niemiecki urzędnik z Litzmannstadt i kiedy wszedł do sekretariatu, poczułam takie inne powietrze. Zrozumiałam, że on pachnie zupełnie normalnie, a my, to znaczy getto, śmierdzimy.
Bardzo ciężki dzień. A jednak raz po raz odnajduję się w modlitwie. To zawsze będę mogła robić, nawet w najmniejszym pomieszczeniu.
Jestem pełna ufności, ale rzecz nie sprowadza się do wiary, iż życie zawsze dobrze mnie potraktuje, lecz do zaufania, że także w złych momentach będę akceptować życie i uważać je za coś dobrego.
Bez dyscypliny i uważności są tylko degrengolada i chaos. A finalnie i tak co jakiś czas okazuje się, że burzysz koleje getto, w którym do tej pory żyłeś.
Getto nie jest wieczne. Może, jak Bóg da, Niemcy też nie będą tu wiecznie. A dom, jeśli się o niego zadba, zostanie. Dom jest cierpliwy. Dom poczeka.
Dzielnicę, w której mieszkał, Darek nazywał gettem. Tymon poznał to miano przy okazji wyprowadzki z wieloosobowej kwatery, w której musiał regularnie znosić pijatyki. Udało się wynająć kawalerkę i zajął ją na wyłączność.
Getto to codzienność, którą tworzysz z tobą w roli głównej. A na tę codzienność składa się całe twoje przekonanie, jak jest. Co należy, co trzeba, co wypada, a co nie, jaki jesteś, za kogo się uważasz, jaki powinieneś być...itd., itp.
Rozkaz był jasny. Zabić wszystkich Żydów. Wytropić ich, wyłapać i zamknąć za murami gett. A następnie w transportach śmierci wywieźć do Auschwitz i innych ośrodków masowej eksterminacji. Po narodzie żydowskim nie miał zostać nawet najmniejszy ślad
Niemcy wybrali na getto najobrzydliwszą stronę Podgórza (...) ciasno natłoczone, ohydne domiszcza - pisze Halina Neiken. Domy te, przeważnie parterowe lub jednopiętrowe, to stare, wilgotne i zagrzybione rudery, w których często brakowało podłóg, oraz tak zwane dostawki, budowane bez planów w obrębie podwórek.
Po przedwojennych magazynach lodu na Czerniakowie zostały tylko betonowe ściany. Skąd pracownicy Ambasady Rosji iedzieli o tym miejscu, Wiktor wolał się nawet nie zastanawiać. Okolica była na tyle mroczna i podejrzana, że przeciskając się w kierunku ruin, powoli zaczął żegnać się z życiem. Tak na wszelki wypadek. Czy nie przeholowałem? Wejść na bezczelnego do domu ambasadora z taką ofertą? Chyba mnie do reszty porąbało.
Przed wojną na tych terenach funkcjonowała farma Wojciecha Zatwarnickiego. Było to obszerne, dziewięćdziesięciohektarowe eksperymentalne gospodarstwo, w którym postawiono cztery wielkie szklarnie z setkami inspektów i dwudziestoma tysiącami krzaków pomidorowych. Gospodarstwo zaopatrywało nie tylko Warszawę, ale i całą Polskę w wysokiej jakości cebulę, szparagi, chrzan, pomidory, karczochy, pieczarki czy wspaniałe mleko. Zatwarnicki sprowadził kilkunastu wybitnych europejskich instruktorów, specjalizujących się w uprawie chrzanu, pomidorów czy hodowli krów. Podczas okupacji Niemcy zgodzili się na zorganizowanie na terenie gospodarstwa kibucu. Ale tylko nieliczni Żydzi, którzy pracowali na czerniakowskiej farmie chalucowej pod kierownictwem dzielnej i pracowitej Leah Perlstein, przetrwali wojnę. Kibuc na Czerniakowie był w latach okupacji czymś wyjątkowym – jedynym poza Gettem miejscem na terenie Warszawy, w którym mogli przebywać Żydzi. I co istotne, mogli czuć się tu swobodnie, bawić się, śpiewać, konspirować i przechowywać prasę czy broń.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl