Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "za nie monela", znaleziono 17

o losie decyduje rzut monetą
Śmierć rzucała monetą, a on obstawiał szanse. Nawet jemu wydawało się to szaleństwem.
Nie mamy nic, tylko właśnie nasze życie. Jak jedną, jedyną monetę. Chodzi o to, żeby za nią kupić to, czego chcemy
Śmierć jest sztuką, pomyślał, a nie monetą przetargową do realizacji czyichś chorych planów.
- Twoje życie i możesz je sobie sama zmarnować? - Tak - odpowiadam [...] - Nie mamy nic, tylko właśnie nasze życie. Jak jedną, jedyną monetę. Chodzi o to, żeby za nią kupić to, czego chcemy.
" - Twoje życie i możesz je sama marnować?
- Tak - odpowiadam (...) - Nie mamy nic, tylko właśnie nasze życie. Jak jedną jedyną monetę. Chodzi o to, żeby kupić za nią to czego chcemy."
[...] gdyby nowożeńcy wrzucali monetę do słoja za każdym razem, gdy kochają się w czasie pierwszego roku małżeństwa, i wyjmowali za każdym razem, gdy kochają się w następnych latach, słój nigdy by się nie opróżnił.
...gdyby nowożeńcy wrzucali monetę do słoja za każdym razem, gdy kochają się w czasie pierwszego roku małżeństwa, i wyjmowali za każdym razem, gdy kochają się w następnych latach, słój nigdy by się nie opróżnił.
Na razie, w połowie 1943 roku, grozi mu śmierć za ukrywanie Żydów. Granatowi policjanci znaleźli i zastrzelili matkę, ojca i brata Morela, teraz zastanawiają się nad Tkaczykiem: z czego go ograbić w zamian za pozostawienie przy życiu.
Przeczytałem miliony książek, których akcja toczyła sie w basniowych światach, jak mój tkwiących w pseudośredniowieczu. I wszędzie można było wejść do karczmy, rzucić na stół monetę i zakrzyknąć "Karczmarzu, piwa!" - zawsze chciałem tak zrobić.
Nie lubiła książek i filmów z budującym przesłaniem, wzniosłych scenariuszy, w których okazywało się, że fantastycznie jest mieć Downa(jej słowa). Że miłość zwycięża chorobę. Że chory znika jak mistrz Yoda. Bez sikania, odleżyn, środków przeciwbólowych. I że w ogóle trzeba się wziąć w garść. Że rodzina zawsze się jednoczy. Nigdy nie przyjmowała rutynowych pocieszeń. Kurtuazyjnych sformułowań wypłacanych drobną monetą.
A to wiecie Albercie – przerwał wreszcie ciszę Antoni - miałem ostatnio zamówienie od pewnego chłopa z Praslit. Naprawiałem mu ośkę od wozu i zdziwiłem się wielce, bo ten zapłacił mi złotą, ruską monetą. Zapytałem go, skąd u niego taki pieniądz, a ten jakby zląkł się mojego pytania. Jąkał się, kluczył, wreszcie wydukał, że dostał takich kilka, za uratowanie od śmierci żołnierza, którego sam z pola przyniósł i do jakiego takiego zdrowia w swojej chacie doprowadził. - Złota moneta, powiadacie – zaciekawił się stary kowal. - Dziwna sprawa. - Tako i mnie dziwno było, więc zacząłem chłopa za język ciągnąć. Ten przestraszony, lecz wreszcie zaczął mi opowiadać, że, jakoby ten ranny w gorączce powiadał, że gdzieś w niedalekiej okolicy od onych Praslit, Rosjanie całą skrzynię takich monet ukryli, by nie wpadły w ręce wroga.
Z tych wszystkich względów wielebny Klaudiusz, zasmucony i zawiedziony w swych ludzkich uczuciach rzucił się z jeszcze większym uniesieniem w ramiona nauki, tej siostry, która przynajmniej nie śmieje ci się w sam nos i odpłaca zawsze - choć czasami monetą nieco wytartą - za troskliwość i staranie. Stawał się więc coraz bardziej uczony, a zarazem - naturalnym biegiem rzeczy - coraz bardziej surowy jako ksiądz, coraz bardziej smutny jako człowiek.
Znalazłem sale impresjonistów i byłem oszołomiony niezmierzoną bujnością ich zieleni - tłum był tu gęsty, ale mogłem dostrzec znienacka sady, ścieżki ogrodowe, spokojną wodę, statki, majestatyczne łuki klifów Moneta. Szkoda, że te obrazy stały się ikoniczne, zmieniły melodię, której nucenie już wszystkich nas nudziło. Ale ilekroć stawałem blisko któregoś z tych płócien, tę starą melodię uciszał przypływ czegoś wielkiego - koloru będącego niemal muzyką, gęstej farby na powierzchni, przynoszącej naprawdę woń pastwisk i oceanu.
Tobie się zdaje, że nieszczęście wygląda jak biały anioł w czarne krepy uwinięty, z gorejącym mieczem w dłoni i dlatego chciałbyś z nim pójść już w zapasy — och! wierzę bardzo, że nie zbrzydłbyś wtedy — lecz ja ci powiadam, że nieszczęście wcale nie anioł żaden — nieszczęście wygląda jak pies, co milczkiem kąsa, jak stara dewotka, co pobożnie obgaduje, jak Żyd lichwiarz obszarpany, co dukaty obrzyna, i co ci wszystką złotą monetę życia twojego fałszuje — nieszczęście wygląda jak pijanica nad rankiem — jak nietoperz — jak błoto — jak palce z zanokcicą — jak brudna chustka od nosa (...).
Obróć lustro z boku na bok, a ujrzysz siebie w złowieszczym, lewostronnym odbiciu, na wpół szalonym, na wpół rozsądnym. tę linię podziału pomiędzy światłem a ciemnością astronomowie nazywają terminatorem.
Ta druga strona oznajmia nam, że wszechświat ma całą logikę małego dziecka w halloweenowym przebraniu kowboja, którego wnętrzności i torba z cukierkami leżą rozwleczone na kilometr po autostradzie międzystanowej. To logika napalmu, paranoi, bomb noszonych w walizkach przez szczęśliwych Arabów, logika przypadkowego raka. Taka logika pożera samą siebie. Mówi nam, że życie to małpa na kiju, że życie kręci się tak histerycznie i nieprzewidywalnie jak moneta, którą rzucasz, żeby przekonać się, czyja tym razem kolej zapłacić za lunch.
Sprzedawca wybrał jeden owoc. Miecz Cohena pozostał ukryty w wózku inwalidzkim, jednak sprzedawca, reagując na jakiś podświadomy impuls, zadbał, żeby to było naprawdę dobre jabłko. Potem wziął monetę, co okazało się dość trudne, gdyż klient nie chciał jej wypuścić.
- No dalej, oddaj mi ją, czcigodny - powiedział sprzedawca.
Minęło pełne wydarzeń siedem sekund.
Kiedy skryli się już bezpiecznie za rogiem, Saveloy zwrócił się do ordyńców.
- Uwaga! Kto mi powie, co Cohen zrobił nieprawidłowo?
- Nie powiedział proszę?
- Co?
- Nie.
- Nie powiedział dziękuję?
- Co?
- Nie.
- Walnął handlarza arbuzem, pchnął go w truskawki, kopnął w orzechy, podpalił stragan i ukradł wszystkie pieniądze?
- Co?
- Prawidłowa odpowiedź. - Saveloy westchnął. - Dżyngis, a tak dobrze ci szło...
© 2007 - 2024 nakanapie.pl