Ile wydaję? Wolę nie sprawdzać... Ale trzeba to będzie zrobić, bo inaczej tego nie ogarnę. Podejrzewam, że rocznie idzie na książki ok. 700 zł. Teraz, po kuracji odwykowej. Wcześniej wszystkie zakupy notowałem. I trzeba do tego wrócić. Tylko w tym miesiącu w dwa dni poszło 300 zł...ale za 50 książek! Na szczęście nie każdy miesiąc tak wygląda. W ostatnich latach się pilnowałem, bo poniekąd na szczęście zabronili bibliotekom sprzedawać książki, których chciały się pozbyć i tych podarowanych przez czytelników (z innej beczki: CO ZA GŁUPOTA!). Wcześniej, kiedy widziałem dobrą pozycję za parę złotych, nie mogłem obok tego przejść spokojnie: no bo jeśli pozbyli się tego z biblioteki, to ja tu już tego nie dostanę. No to kupię... Drugą wielką pokusą jest allegro: najlepsze dla mnie źródło dobrych ofert - niektórzy sprzedawcy mają wręcz ceny hurtowe, a im więcej kupisz, tym przesyłka bardziej za darmo... Domyślacie się pewnie, jaki są tego skutki. Trzecią "Ewą pokuśnicą" jest oferta antykwariatów. Biada, bo powstały elektroniczne, więc masz dostęp do nich z całego kraju. A po czwarte zdarzało mi się też wymieniać (częściej jednak kupować) książki przez LC - z list "do sprzedania". Wszystko to oznacza, że nie interesują mnie raczej książki powyżej 15 zł / sztukę, bo mogę to dostać taniej. Jak nie w tym, to w innym języku. Oczywiście są wyjątki. Potrafię zapłacić za jedną, rzadką i poszukiwaną, tyle co za 20 innych. Czyli gdzieś stówkę ;)
Właściwie, ponieważ korzystam z 5 bibliotek + legimi z biblioteki, nie muszę już niczego kupować. Do tego przecież Wolne Lektury, biblioteki cyfrowe, Projekt Gutenberg... Kupuję tylko to, co może być potrzebne do pracy lub podróży i beletrystyka, do której chcę wracać (naprawdę jest tego niewiele). Następnym zakupem będzie czytnik. Tylko nie wiem, czy warto, bo na pewno nie wydam na gołą treść bez papieru więcej, niż 15 zł...