Czytanie bolało.
Nie wiem w którym miejscu procesu decyzyjnego „zamów tą książkę” ubzdurało mi się, ze to humorystyczny pamiętnik angielskiego lekarza, pełny ciekawych i zabawnych wręcz boki zrywać anegdot niczym z kolejnej książki Malolma X czy innego autora zabawnych past. Czy to opinie czytelnicze, recenzje czy inne urojone incepcje nie wiem. Być może blurby nazywające książę „przezabawną”?
Tak do połowy tej publikacji chciałem wylać wiadro pomyj na niewybredne żarty dotyczące kobiet jako takich, ich wagin, odbytów, narządów rodnych w takim ujęciu czy setce przykładów co można sobie wsadzić w ww. (a co nie można ale i tak się wsadza). Miejscami zabawne anegdotki po pewnym czasie stawały się po prostu odpychające. I to już nawet nie to że Autor wyciągnął z pochwy prostytutki gąbkę tamującą przez kilka miesięcy okres i wciągnął zapach bijący z tego permanentnego tamponu (omal nie zemdlał), to akurat było zabawne. Po prostu cała książka wydaje się być… niczym hermetyczny żart środowiskowy adresowany tylko do innych lekarzy, którzy go zrozumieją, a i uśmiechną się czytając przedstawione historie. Jakoś tak po 1/3 książki historie rozpoznane przeze mnie jako niesmaczne żarty okazują się być śmiechem przez łzy. Po połowie książki to już galopująca czarna rozpacz.
Ta książka, powtórzę raz jeszcze, nie zawiera elementów komediowych. Nie jest śmieszna ani zabawna. Jest miejscami odpychająca wywołująca odruch wymiotny albo smutek czy żal. To są wspomnienia w charakterze (czasem!) humorystycznego (bez wstawek odpowiedniego kontekstowania nie dałoby się tego czytać) dziennika lekarza, który opisuje poszczególne dni czy przypadki w swojej karierze lekarskiej. Co jest jednak ciekawe daje obraz służby zdrowia w Anglii, która swoją wspaniałą dezorganizacją nie odbiega wiele od chaosu w polskim szpitalu. Niedospanie, niedofinansowanie, niedocenienie. To wszystko z czym spotykają się lekarze w tamtejszej publicznej służbie zdrowia. Najgorzej jednak czytać o wyciąganiu martwych dzieci z brzuchów matek, albo dzieci z martwych matek.
Jezu, który debil napisał na okładce „przezabawna” ?!
Jestem zniesmaczony, nie tyle treścią książki (pod jej wpływem można nawet poczuć coś na kształt współczucia lekarzom rezydentom) co jej prezentacją medialną. Można to było reklamować jako „okrutna prawda o”, a nie „przezabawna hihi”.
Nie jest to zła książka, ale trzeba mieć mocny nerw i chęć delikatnego wejścia w temat lekarskiego kieratu ze szczególnym uwzględnieniem położnictwa.
06.05.2020 r.