Po krytyce książki „WYZNAJĘ” przyszedł czas na „CIEŃ ENUCHA”. Przyznaję, iż początek książki był emocjonujący i zapowiadał ciekawą historię rodu Gensanów. Niestety z każdą kolejną przeczytaną stroną czar powoli pryskał i w połowie książki na myśl przychodziło mi tylko jedno słowo „KNOT”, który zamęczy nawet najbardziej wytrwałych czytelników. Wyraźnie nie po drodze mi z Cabre’m, książka maltretuje oraz przytłacza, jest nudna i przegadana.
Może jestem zbyt mało inteligentny, aby czytać te wysublimowane dzieła Katalończyka, a może moje wybory kolejnych powieści są nietrafne, sam nie wiem. Zastanawiam się w czym tkwi fenomen tego autora, po raz kolejny srogo się rozczarowałem, dostałem obuchem przez głowę i kolejny sygnał, aby omijać taką prozę. Z pewnością nie jest to łatwa lektura, wymaga zaangażowania, spostrzegawczości. Niestety ja nie dostrzegłem żadnego piękna, jedynie o czym marzyłem to jak najszybciej zakończyć czytać i zapomnieć. Przykro mi, ale to lektura dla masochistów którzy lubią labirynty z których nie sposób wyjść.
Po zapoznaniu się z tą pozycją, chylę czoła wobec wszystkich fanów Cabre’a, przede wszystkim za ich cierpliwość, ponieważ muszą mieć sporo samozaparcia, aby wytrwać gdy obcują z taką prozą. Tym większe słowa uznania im się należą, bo dostrzegają piękno, którego ja nie widzę. Brakuje mi więc jakiś predyspozycji, zdolności, dojrzałości, aby wydobyć tą ukrytą wartość która płynie z tego dzieła. No c...