Już przy zapoznawaniu się z pierwszą przeczytaną przeze mnie, książką pana Bednarka, pt. "Obsesja", zupełnie między nami nie zaiskrzyło. Nie zaiskrzyło, tylko wręcz zazgrzytało i zapiszczało głosem styropianu pocierającego jakąś szklaną powierzchnię. Kto zna ten okropny odgłos, to wie, o czym ja mówię. Ale po kolei...
Zacznijmy od pomysłu. Niestety muszę trochę lawirować, by nie umieszczać spojlerów. A więc główny pomysł wyboru, nie nowy, zapożyczony z innej książki i przeflancowany na własny teren. Ubrany w innych bohaterów i uwspółcześniony na maksa. Wykonanie bardzo średnie. Począwszy od postaci, które chyba miały być "dziwne", bo po takich przeżyciach, kto byłby "normalny".
Dwie najgłówniejsze bohaterki, młode kobiety. Ewa, ocalona córunia mamuni z kulejącym biznesem i "śliską cipką" (cytat z książki), czyli puszczająca się na prawo i lewo. Oraz Pola, wydziarana dziunia z obrożą na szyi, która (według autora) pokazuje, że Pola chce być posłuszna. Co zupełnie przeczy jej postawie i temu jak się zachowuje. Bo Pola jest jak wesz na grzebieniu. Skacze do wszystkich i o wszystko, a najbardziej do własnej matki, którą nazywa suką. Zresztą "suka", to najczęściej używane słowo w tej książce.
Nie rozumiem zupełnie zamiaru autora, który swoje bohaterki (kobiety) stylizuje na zwykłe zdziry, a facetów na obleśnych typów, którzy obślinią i przelecą, wszystko, co się rusza, ale na drzewo nie ucieka.
Czyli styl z "Obsesji" doskonale utrzymany. Połączenie w opisach brutalności Czornyja i taniego seksu Lipińskiej ma się całkiem dobrze. Do tego dziwne zbiegi okoliczności i przewidywalność. Oraz samochody, dokładnie opisana nazwa, siedzenia, tapicerki itd. co mnie kompletnie nie interesuje i uważam to za "tani wypełniacz".
Niestety, ja nie lubię dźwięku styropianu pocieranego o szkło, więc z Panem Bednarkiem, z chęcią zakończyłabym znajomość na zawsze, ale zrobię to tylko na dłużej, ponieważ po ostatnim gwiazdkowo-świątecznym czasie prezentów, moja biblioteczka została "zaopatrzona" w kolejne dwa Bednarki, w tym w pozycję najnowszą, czyli "Dom Straussów" (chyba to najnowsza?), a prezentom się w zęby nie zagląda, tylko czyta i już 😉.