"Kobieta z biblioteki" przyciąga wzrok piękną okładką, tytułem mówiącym o tym, że w fabule znajdą się książki (a przynajmniej powinny) i intrygującym opisem. Ma być zagadka, grupa młodych ludzi i morderstwo. Czy to wystarczy, by książka mogła porwać czytelnika?
Bostońska biblioteka. Czwórka nieznajomych. Krzyk przerażonej kobiety. Tak zaczyna się znajomość Winifredy, Caina, Whit'a i Marigold, którzy poznają się w dość niespodziewanych okolicznościach. Co więcej, dwójka z nich pisze książki i czerpie inspiracje z wydarzeń jakie miały miejsce w bibliotece i w późniejszym czasie.
Historię "Kobiety z biblioteki" poznaje się z perspektywy głównej bohaterki - Winifredy, która nowo poznanych znajomych umieszcza w swojej książce. Z zainteresowaniem śledziłam losy czwórki osób, których połączyły wydarzenia w bibliotece. Przyznaję, że czytanie kilku opinii na temat tej książki wywołało u mnie pewne obawy, ale na szczęście pozytywnie się zaskoczyłam. Jest to lekki kryminał, którego akcja nie ma szybkiego tempa, trup nie ściele się gęsto, ale prywatne śledztwo bohaterów podtrzymuje napięcie aż do rozwiązania zagadki.
Spodziewałam się przewidywalności, a dostałam kilka tropów, które w mojej ocenie były pewniakami - niestety, myliłam się, a to sprawiło, że "Kobieta z biblioteki" spodobała mi się jeszcze bardziej.
Każdy rozdział kończy się treścią e-maila od znajomego Hannah (kobiety, która pisze książkę w książce), z którym koresponduje. Przyzna...