Kobieta wzgardzona.
Zaczęło się od walki o tron. Jazon został wyprawiony przez swego stryja po złote runo. Podróż ta była pułapką – stryj nie chciał oddać raz zagarniętej władzy, więc wysłał Jazona na śmierć (skarbu pilnował smok, mało sympatyczna bestia, która umożliwiała łatwe rozwiązanie problemów z dziedziczeniem). Król Kolchidy, gdzie znajdowało się złote runo (i smok), również niespecjalnie polubił Jazona, więc wymyślił dla niego dodatkowe próby, zanim ten w ogóle podejdzie do przerośniętej jaszczurki chroniącej złote futerko. Zaczęło się od zaprzęgania ziejących ogniem byków i orania nimi pola – łatwizna, nie? I tu na scenę wkracza Medea, córka króla Kolchidy. Zakochana w Jazonie postanowiła dopomóc mu wszelkimi sposobami. To właśnie dzięki niej Jazon zdobył złote runo i żywy powrócił do domu. Razem z nim przybyła Medea, której z wdzięczności przyrzekł małżeństwo i dozgonną miłość. Taaaa, jasne.
Uczucie do Medei szybko wyparowało Jazonowi z głowy, a gdy poznał córkę Kreona, księżniczkę Kreuzę, postanowił porzucić dla niej małżonkę i dzieci. Jak się pewnie domyślacie, Medea nie była tym zachwycona, ja sama czytając racjonalizowanie swojej niewierności przez Jazona byłam zirytowana. Później działa się już tylko zemsta, zemsta wzgardzonej kobiety. Medea w jednym zachowała równowagę – tak jak mocno kochała, tak znienawidziła.