Potwory zza Ściany jaką są Przestrzenie Między Wymiarami... zaraz, za długa nazwa, nie zmieści w napisie między dwiema scenami... cięcie! I od nowa...
Potwory z drugiej strony zawsze chętnie szukały możliwości przejścia do Świata Dysku. Już wielokrotnie próbowały, czego świadkami babcia Weatherwax i Rincewind. Jednak to tutaj to już przesada. Wykorzystywać siłę wyobraźni do zapanowania nad światem? Cóż, trzeba przyznać, że są mało oryginalne.
Coś pojawia się na Dysku, jak zwykle zresztą. Na Dysku zawsze się coś pojawia. Tym razem jest to sen na jawie, Ruchome Obrazki, które są odgłosem antycznej sztuki filmowej. Kiedyś istniało miasto, które zatonęło, teraz kolejne miasto pragnie zatonąć - w ułudzie i mgle. Tylko Victor (niedoszły mag), Ginger (spełniona aktorka) oraz dwa cudowne psy mogą położyć kres zakusom z innych wymiarów.
Książka zrobiła na mnie spore wrażenie. Była głównie zabawna, ale zabawna w sposób straszliwy - były sceny, które zmuszały mnie do chwilowego zaczerpnięcia oddechu, jak na przykład Śmierć Psa czy Atak na Małpę. W sumie była zabawna w sposób dość smutny, tak, jak tylko Pratchett potrafi napisać.
Postaci nie polubiłam, przepraszam, Praczu. Co najważniejsze nie zdążyłam zżyć się z nimi, tak, jak z pewnymi strażnikami czy wiedźmami. Problem z książkami spoza cykli jest taki, że postacie zwykle wychodzą bardziej płaskie. Za to Gaspode niezmiennie bawi, a Detrytus, niespełniony kochanek, pokazuje kim był, zanim przyję...