,,Walka w kosmosie bardzo się różni od potyczki w atmosferze. Po pierwsze, skrzydła są bezużyteczne. Brak powietrza oznacza zero aerodynamiki, unoszenia, oporu. W kosmosie tak naprawdę nie lecisz. Po prostu nie spadasz".
Nie da sie ukryć, że tom pierwszy zrobił na mnie wielkie wrażenie, jednak dopiero ten drugi uświadomił mi co oznacza czytanie książki w której akcja nie potrafi zwalniać, a jedynie przyspiesza. Ciężko było zasnąć nie będąc pewnym co dalej sie tutaj wydarzy. Tym bardziej, że zaczęła się od razu, mamy pełną akcję, gdzie walczą na śmierć i życie. Gdzieś tam z boku słyszy, że nie postępuje tak jak powinna, jednak tłumi ten głos twierdząc, że zawsze wie, co robi. Walczy o przetrwanie ludzkości, więc nawet nie chce wątpić, że w pewnym momencie postąpi niedorzecznie. Jej wróg to prawdziwy potwór. Oni nie znają skruchy, są uparci, by wygrać tą bitwę przy czym stosują kłamliwe i sprytne zarazem zagrywki. Chwilami wydawało mi się, że szansa na jej wygranie gdzieś zgasła, jednak ten, kto poznał część pierwszą wie, że Spensa się nie poddaje. Wciąż wierzy, że wygrywanie ma we krwi, po swoim ojcu. Nawet nie daje sobie wmówić, że pogłoski o nim są prawdziwe. Wie, że musiało coś się stać, tym bardziej obawia się, że i ona może tego doświadczyć. Gdy walka trwa w pewnym momencie ujrzy coś, co całkowicie zbije ją z tropu. Okaże się bowiem, że przez całe życie była okłamywana. Wszystkie śpiewki o tym co musi potrafić, druzgocząco wbijane jej do głowy okazały się by...