Myślałem, że nic nie jest w stanie przebić "Drogi królów", której dałem dziesiątkę bez mrugnięcia okiem. Jednak Sanderson i tym razem zaskoczył, bo drugi tom jest jeszcze lepszy. Tak jak głównym bohaterem pierwszego tomu był Kaladin, tak w "Słowach światłości" uwaga autora skupia się na Shallan Davar. Początkowo sądziłem, że ta postać nie ma tyle ciekawego do zaoferowania, co Burzą Błogosławiony - jednak wraz ze stopniowym odkrywaniem jej rodzinnej tajemnicy (autor robi to na raty, przez całą długość książki), mój sceptycyzm szybko malał. Naprawdę genialnie to zostało skomponowane. Wszystko wskazuje na to, że w trzecim tomie pierwsze skrzypce będzie grał Dalinar Kholin, a wtedy na bank będę zbierał szczękę z podłogi - nic nie poradzę, Czarny Cierń to moja ulubiona postać.
W warstwie fabularnej dzieje się znacznie więcej. Pewnie niektórzy utyskiwali, że w pierwszym tomie Kaladin i jego mostowi byli zajęci "tylko" próbą przeżycia, przez co mogło to sprawiać wrażenie, że akcja stoi w miejscu, jednak co do kontynuacji, to nie powinny się te głosy pojawić. Wraz z niespodziewanym awansem niewolników z mostu czwartego na osobistych strażników Kholinów, mamy okazję poznać sytuację na dworze Elhokara z bliska - knowania Sadeasa, przepychanki między arcyksiążętami, spiski, zdrady i dziwne sojusze.
Sama akcja nabiera niesamowitego rozmachu, by w końcowych scenach przemienić się w epickie fantasy pełną gębą. Coś czuję, że w trzecim tomie będzie tego jeszcze więcej, ujawnią s...