„Albowiem przetoczył się nad nami Bezwodny Potop – nie w postaci potężnego cyklonu, nie w postaci grafu komet, nie w postaci chmury trującego gazu. Nie – tak jak od dawna podejrzewaliśmy, jest to zaraza, zaraza, która nie poraża żadnego Gatunku poza naszym, która wszystkie inne Stworzenia pozostawi nietknięte. Nasze miasta okryły mroki, nasze systemy komunikacyjne przestały istnieć. Nieszczęście i zguba naszego Ogrodu dziś odzwierciedlają się w nieszczęściu i zgubie, które wymiotły do pusta leżące w dole ulice”.
Świat jaki znaliśmy przestał istnieć. Wirus zdziesiątkował ludzkość, a pozostali przy życiu próbują odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Tak właśnie powstali Boży Ogrodnicy, organizacja, która całkowicie odcięła się od technologii i wróciła do korzeni. Jej członkowie postanowili żyć w zgodzie z naturą, niosąc dobro i pokój dla wszystkich. Toby i Ren to dwie kobiety, które przystąpiły do organizacji. Jak potoczą się ich losy? Czy wzniosłe hasła wystarczą, by naprawiać świat?
„Rok potopu” poszerza historię, którą poznaliśmy w książce „Oryks i Derkacz”, losy bohaterów łączą się i uzupełniają. Nadal jednak jest to ta sama historia o zagładzie ludzkości i życiu po niej, do tego pisana w tym specyficznym stylu Margaret Atwood – czyli dziwne, ale fascynująco dziwne. Daje do myślenia, szczególnie jeżeli chodzi o wszelakiej maści świry (religijne, ekologiczne, technologiczne) – beton w ...