Sven Hassel – Duńczyk, wyemigrował do Niemiec i na ochotnika zgłosił się do niemieckiej armii. Po próbie dezercji (podczas inwazji na Polskę) skierowany do służby w karnej jednostce Wehrmachtu. O swoich „przygodach” na prawie wszystkich frontach, napisał kilkanaście książek. Ranny osiem razy.
Czemu „przygody” umieściłem w cudzysłowie? Trudno nazwać przygodą pasmo morderstw, popełnianych nie tylko bez mrugnięcia okiem, ale i z wyraźną przyjemnością oraz koszmarnego wręcz okrucieństwa.
Bohaterowie większości książek Hassela, także i tej, to: Joseph Porta, Wolfgang Creutzfeld (ogromny psychopata zwany Małym), Willie Beier (Stary), Alfred Kalb (Legionista), Julius Heide i narrator Sven. Tym razem ranni trafiają na leczenie i rekonwalescencję w hamburskim szpitalu, przeżywają dywanowe naloty aliantów, wracają do swojej jednostki, przeżywają załamanie się frontu wschodniego.
„Towarzysze broni” w pewnym sensie przypominają Czterech Pancernych – niby należą do jakiejś armii, niby wykonują czyjeś rozkazy, niby działają w ramach jakichś operacji, ale w rzeczywistości oni są najważniejsi i nie liczy się nic innego, jak ich wygoda, bezpieczeństwo, przeżycie, zaopatrzenie.
Niezła lektura – pod warunkiem że czytelnik jest odporny na wyjątkowo brutalne, nawet kliniczne, opisy zabijania, gwałcenia, umierania i śmierci zadawanej na sto sposobów.