Niewiele słów, a nadmiar treści - wylewa się, pęcznieje i puchnie. Umiejętnością jest nie przegadać a jednocześnie zahaczyć o tak wiele, sztuką - sprawić, by historia kołatała w głowie jeszcze po odłożeniu lektury. Tak właśnie oddziaływują "Trucizny" Piotra Dardzińskiego. Mam wrażenie, że ta powieść wciąż biega korytarzami moich myśli, tupta bosymi stopami, próbując otwierać kolejne drzwi.
Za pierwszymi ojciec, paląc papierosa mruczy coś pod nosem, ni modlitwę, ni przekleństwa, złowrogo wbijając wzrok we framugę.
Za drugimi na podłodze leży skulona matka, jeszcze sekundę wcześniej radośnie celebrowała ulotny spokój wieczoru.
Trzecie drzwi oddzielają nas od córki, ta robi właśnie opatrunek z kołdry, jej rozbiegany wzrok pełen jest zagubienia.
Spoglądamy również na syna, zajętego wzywaniem Trójcy Świętej, szukającego pomocy, odpowiedzi - jak tu posklejać rozsypane skrawki życia?
Nie wiem czy nie łatwiej byłoby napisać o czym "Trucizny" nie są 🤭 bowiem ten krótki tekst dotyka tylu obszarów, bolączek, niedomówień, przemilczeń i wewnętrznych wrzasków..
Oczywiście przede wszystkim mamy tutaj rodzinę, poznajemy ją w kolejnych etapach, ale już przy początku przeczuwamy powoli jej dewastację.
Dlaczego ludzie decydują się być razem? Czy z niedojrzałych, wymuszonych, nieświadomie może nawet narzuconych relacji można stworzyć trwały, budujący związek? Co to za przymierze utworzone ze strachu przed samotnością, przed opinią innych, przed koniecznością wyboru spośród ograniczonych możliwości?
"Trucizny" mówią o relacjach międzyludzkich, tych najważniejszych, najbliższych, które miały stwarzać, umacniać, wzajemnie się wspierać. Zamiast tego raniły, wyrządziły krzywdę, bolały i niszczyły. W zastępstwie ciepła i miłości sączy się jad, toksyna, która coraz bardziej wszystko zatruwa.
Miało być pięknie, a płyną łzy, miało być dobrze ale ślady pasa płoną, w duszy ucisk, w sercu wyrwa. Zbyt wiele poszło nie tak, a może od początku nie było żadnych szans?
Mamy tu także kwestię specyficznie pojętej religijności i jej wpływu na postrzeganie codzienności, na rozumienie podziału ról i obowiązków, wyznaczanie zakazów i praw.
Dramat dorosłych jest również brutalnym ciosem wymierzonym w dzieci, które deficyty decyzji rodziców poniosą ze sobą dalej. Cierpienie, strach, przemoc to bagaż, którego niełatwo się pozbyć. Ze strzępów lepszych chwil próbują dziergać przyszłość, lecz ta, poraniona i smutna, wciąż gdzieś się targa i o coś zahacza.
Dardziński serwuje nam wiwisekcję rozpadu, rozpisaną na cztery głosy. Wyraźną, obnażającą wszystkie kłamstwa, zatrważająco prawdziwą. Polecam!