Czuję, że braknie mi słów, żeby opisać to co ta książka ze mną zrobiła. Czułam jakby złapała moje serce i rozrywała je kawałek po kawałku, wywołując przy tym łzy aż w końcu pękło tak, że nie mogłam powstrzymać płaczu.
Jeszcze na żadnej książce tak nie płakałam jak na tej. Historia Poppy i Rune poruszyła mnie do głębi. Nie była to historia idealna. Miała swoje wady, ale mimo wszystkiego była po prostu cudowna. Język jakim została napisana jest naprawdę piękny i to dzięki niemu ta książka wywołała we mnie tyle emocji i łez.
Mimo to delikatnie zawiodłam się na zakończeniu. Tak jak przez całą książkę mamy bardzo dokładnie, szczegółowo wszystko opisane tak pięknie, że wywołuje tyle emocji. Tak w najważniejszym momencie tej historii trochę mi tego zabrakło. Tak samo w epilogu nie do końca zostało wyjaśnione co się stało, a bardzo chciałabym wiedzieć, czy bohater sam podjął taką decyzję, czy jednak nie.
Jednak te dwie sprawy absolutnie nie wpłynęły na mój odbiór tej powieści i utrzymała swoje 5 gwiazdek, które przewidywałam już od początków powieści.
Historia Poppy uświadamia nam, że należy się cieszyć każdym życiem, bo nasze dni są policzone i nigdy nie wiemy kiedy przyjdzie na nas pora.
„Właśnie dzięki niej będziemy pamiętać, że nie warto tracić ani sekundy. Trzeba żyć z całych sił i jeszcze mocniej kochać”.
Uważam, że ta książka jest naprawdę warta pozn...