Rozczochrany, uśmiechnięty pies i kobieta w kwiecie wieku, ubrana w futro i z taką miną na twarzy, jakby nie wiedziała czy ma się uśmiechnąć czy rozpłakać. Siedzą w jakimś pubie, najpewniej przy śniadaniu, wpatrują się w obiektyw aparatu. Zdjęcie jest czarno-białe, co tylko podkreśla ulotność chwili, którą zdołał uchwycić fotograf.
Już pewnie domyśliliście się, że zakochałam się w okładce?
Sięgając po książkę ,,Pies i ja'' nie bardzo wiedziałam czego mogę oczekiwać. Imię i nazwisko autorki kompletnie nic mi nie mówiło, do momentu w którym zaczęłam czytać nie wiedziałam nawet, że istnieją jakieś lurchery (potomkowie chartów i psów innej rasy), i tak naprawdę jedyną rzeczą z którą się liczyłam było to, że psu się coś stanie.
Bo wiecie, zgubienie psa jest straszne gdziekolwiek ma miejsce, ale jeszcze bardziej przerażające jest zgubienie psa w mieście.
W mieście. W tłoku, wśród samochodów, hałasu, ze zbliżającym się pokazem fajerwerków za kilka dni, w nieznanej dzielnicy, w nieznanym otoczeniu, bez odrobiny znajomego zapachu. W mieście – tam gdzie niebezpieczeństwo czyha za każdym rogiem.
Kate, autorka i narratorka tej książki, ma lat pięćdziesiąt i żyje życiem młodej roztrzepanej dziewczyny. Tu imprezy suto zakrapiane alkoholem, tam wizyty u Tima – ,,najlepszego najgorszego przyjaciela jeśli się chce rzucić dragi'' – budżet, który spinał się może kilka lat temu, ale na pewno nie teraz i stresujące życie od artykułu do artykułu, z wiecznie przekroczonym deadlinem i kacem mordercą o poranku.
Mimo tego wszystkiego Kate udaje się utrzymać poważny związek z człowiekiem, który jest jej absolutnym przeciwieństwem. Charlie jest ,,dorosły'', dobrze zorganizowany, ma poważną stałą pracę, którą kocha i przy Kate wydaje się trochę ,,nudny''. A jednak, gdy kobieta pewnego poranka oznajmia, że chciałaby adoptować psa, mówi jej ,,dobrze, zajmij się tym, Lisku''.
I tak zaczyna się wielka zmiana w życiu Kate i Charliego.
Wolfy, bo on jest tą zmianą, jest norfolk lurcherem o pięknej, jasnej sierści i cudownym lekkim chodzie. Nie lubi zbytnio polować, raczej jadłby smaczki. Ma swoich psich przyjaciół, jak Castora, z którym może puścić się sprintem w parku. Jest szalenie mądry i nauczył się, że haubetą może być dla niego wszystko, co Kate rzuci na podłogę w obcym i nowym miejscu. Jest psem cierpliwym, znoszącym dziecięce piski i głaski-tulaski, jest naprawdę niesamowity.
Dla Kate jest prawdziwą miłością. Życie z psem, obserwowanie jego zachowań, jego sposobu bycia, tego w jaki sposób patrzy na świat, jak się bawi, jak wącha, gdzie lubi chodzić, sprawia, że w kobiecie dokonuje się potężna przemiana.
Dlatego gdy pewnego dnia Wolfy znika, rozpływa się wśród zakorkowanych londyńskich ulic, Kate wpada w rozpacz. Rozpoczyna się szeroko zakrojona akcja - #findwolfy. Dołączają do niej celebryci i zupełnie przypadkowi ludzie. Ogrom okrucieństwa (znalazłem twojego psa w kebabie) przeplata się z przypadkami niesamowitej dobroci i empatii. Obcy ludzie okazują Kate mnóstwo serca – ktoś zaprosił do poszukiwań znajomych, ktoś inny wydrukował i rozwiesił ulotki ze zdjęciami Wolfy'ego w swojej okolicy, ktoś zapłacił rachunek Kate w drukarni... Nocny biegacz wymyślał coraz bardziej skomplikowane sposoby zwabienia psa (zakładające przygotowanie ,,gniazda'' z brudnych ubrań Kate i surowego mięsa), kuzynka umówiła ją ze znajomą jasnowidzką specjalizującą się w odnajdywaniu zaginionych zwierząt... Długo by wymieniać.
,,Piękno bez ego, miłość bez warunków, wspaniałość bez pychy – wszystko to w jednym futrze i u mojego boku. Nie jestem samochwałą ani osobą wyjątkowo pewną siebie. Jeśli ktoś prawi mi jakiś komplement, zazwyczaj próbuję obrócić go w zniewagę. Ale gdy ktoś mi mówi, że mój pies jest piękny, odpowiadam tylko: ,,Wiem''. ''
,,Pies i ja'' jest cudowną opowieścią o miłości do psa. Pokazuje nam, jak silne mogą być uczucia które żywimy wobec naszych czworonożnych przyjaciół. Pokazuje, jak dalece stukot małych pazurków o podłogę zmienia nasze życie, co w nie wnosi – miłość, spokój, radość, drobne przyjemności codziennego dnia, spacery i radosne tarzanie się w trawie.
To również opowieść o nadziei i o przeżywaniu prawdziwie skrajnych uczuć związanych z zaginięciem ukochanej istoty. Bo zaginięcie psa nie tak bardzo różni się od zaginięcia człowieka. W obu przypadkach zadajemy sobie te same pytania. Gdzie on jest? Co teraz robi? Czy czuje się samotny? Czy żyje? Czy jest mu ciepło, czy nie jest głodny?
Polecam wszystkim miłośnikom czworonogów.
PS. To będzie spoiler, ale wiem, że niektórzy z Was bali się sięgać po książkę, podejrzewając, że coś stanie się psu. Spieszę więc powiadomić, że z Wolfym wszystko będzie w porządku. Ta historia ma swój happy end.
*książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl