Nie ukrywam, że Neil Gaiman jest jednym z moich ulubionych autorów i mam wielką słabość do jego książek, w tym do "Gwiezdnego Pyłu". W tym konkretnym przypadku złamałam swoje żelazne zasady i najpierw poznałam film, dobre już kilka lat temu. Pamiętam, że byłam oczarowana, więc musiało dojść do chwili, w której sięgnęłam po pierwowzór, liczący sobie tak niewiele stron. Cieniutka książeczka, a wciągnęła mnie w swój świat na dobre.
Gdzieś, na terenie Anglii, leży sobie miasteczko Mur. Nazwa jego pochodzi właśnie od muru, rozciągającego w jego obrębie. Nie jest to jednak byle jaki zlepek kamieni. Na całej jego długości uświadczymy jeden, jedyny wyłom, będący pod strażą przez całą dobę. Na warcie stoją na zmianę mieszkańcy wioski. Nikomu nie wolno się przedostać, bo po drugiej stronie rozciąga się już świat pełen magii, nieodpowiedni i niebezpieczny dla ludzi. Przejście otwarte jest jedynie raz na dziewięć lat, gdy po magicznej stronie ma miejsce jarmark, na który zbierają się uczestnicy z odległych stron obydwu światów.
W tym właśnie, w gruncie rzeczy spokojnym miasteczku, z matką, ojcem i młodszą siostrą, mieszka Tristran Thorne. Siedemnastolatek zakochany jest do szaleństwa w pięknej Victorii i gotów jest zrobić wszystko, byle tylko zdobyć jej względy. Dziewczyna, nie rozumiejąc, jak poważnie podchodzi do tego jej adorator, bawi się jego uczuciami, a on wpada w jej pułapkę i obiecuje przynieść jej gwiazdę, która na ich oczach spadła z nieba, co wymaga przedostania się na drugą stronę muru... Tylko co, jeżeli gwiazda jest piękną dziewczyną i niezbyt ma ochotę stać się prezentem dla Victorii?
„Wyobraził sobie też, że dostrzega twarze gwiazd - były blade, łagodnie uśmiechnięte, jakby ich właściciele zbyt wiele czasu spędzali ponad światem, obserwując krzątaninę, radość i ból ludzi w dole, i nie mogli powstrzymać rozbawienia, gdy kolejny maleńki człowiek zaczyna wierzyć, iż jest środkiem wszechświata. A przecież wierzy w to każdy z nas.”
Słowo "baśn" zazwyczaj kojarzy nam się z Andersenem, lub jemu podobnymi autorami, ale kto powiedział, że we współczesnych czasach nie można stworzyć baśni? Gaiman udowodnił, że to jak najbardziej możliwe, bo ten właśnie gatunek reprezentuje "Gwiezdny pył". To nie jest opasłe, dojrzałe fantasy, lecz piękna baśń, oczarowująca światem, który przestawia czytelnikowi. Jednorożce, czarownice, dziwne włochate stworki, podstępne, chodzące drzewa, książęta, wyrywające spod siebie tron. Tak, to wszystko już gdzieś było, lecz magia baśni, nie polega na oryginalności. Ta konkretna wciąga w siebie, należy rozsmakować się w niej, w pewnym sensie powracając do lat dzieciństwa, gdy z wypiekami na twarzy słuchało się magicznych opowieści. Należy jednak wspomnieć, że "Gwiezdny pył" nie nadaje się dla małych dzieci, bo pomimo, iż jest baśnią, chwilami trup się sieje. To historia skierowana ku starszemu już nieco czytelnikowi.
„w życiu nie często zdarzają się podobne chwile - chwile, gdy wiemy, bez cienia wątpliwości, że naprawdę żyjemy, czujemy powietrze w płucach, mokrą trawę pod stopami, dotyk bawełny na skórze; chwile, gdy żyjemy całkowicie teraźniejszością i nie liczy się przyszłość ani przeszłość.
Podążając tym baśniowym tropem, nie odnajdziemy tu głębokich, filozoficznym myśli, ani niezwykle rozbudowanych profili psychologicznych postaci. Tristran zachowuje się przez większość książki, jak kompletny bałwan,a gwiazda wielokrotnie przewyższa go inteligencją, jak większość postaci z resztą. Standardowy dobrotliwy głupek, któremu nie zawsze wszystko wychodzi tak, jak by chciał.
„Był bardzo nieśmiały, co, jak to często bywa u bardzo nieśmiałych ludzi, nadrabiał zbyt głośnym zachowaniem w najgorszych momentach.”
W tym przypadku jednak pewna schematyczność była zamierzona i jak najbardziej jest na swoim miejscu. Tutaj chodzi o piękno historii i świata, o miłość i władzę, odwieczny pojedynek dobra, ze złem. Czyta się z prędkością światła, chociaż mimo wszystko polecam nieco rozwlec sobie w czasie tą przyjemność i podelektować się trochę, bo powieść jest cienka, a więc i szybko się kończy. A wszystko to okraszone specyficznym dość humorem Gaimana, za którym wprost przepadam.
„(...)Pośrodku krzaków leszczyny pulsował lekki blask,jakby zaświecił tam maleńki obłok gwiazd.Po chwili na polanie rozległ się głos.Wysoki,wyraźny,kobiecy głos, który powiedział:"Auu!",po czym bardzo cicho dodał:"Kurwa",i znów głośno "Auu!".”
Czy polecę "Gwiezdny pył"? To już odrębna kwestia. Mnie ta historia oczarowała, przypomniała dziecięce lata i piękne historie zasłyszane w ich trakcie. Wiem, że będę jeszcze wracać do tej cieniutkiej, małej książeczki, ale nie każdemu przypadnie ona do gustu. Sami musicie zadecydować. Ze swojej strony polecam zarówno książkę, jak i film, który chociaż słabo pamiętam, pozostawił po sobie wrażenie jakiejś ulotnej magii...
Ostrzegam jednak, że ekranizacja posiada zmienione zakończenie.