„Wrota za nim zamknęły się z głośnym hukiem, odbijając się echem po pokrytych bluszczem kamieniu, niczym śmiech szaleńca w szpitalu dla obłąkanych.”
Porównywanie nowych książek do tych znanych i cenionych ostatnio stało się bardzo popularne i w większości przypadków mija się z celem. Staram się omijać szerokim łukiem takie pozycje, ponieważ już wiele razy się na takim czymś sparzyłam. Robię jednak wyjątki kiedy widzę, że inni w miarę pozytywnie ocenili daną powieść. Tak było w przypadku Więźnia Labiryntu określonego jako najlepszą trylogię od czasu Igrzysk Śmierci. Ale czy aby na pewno? Z pewnością jest to przemyślane i dobrze skonstruowane dzieło, ale jednak czegoś w nim zabrakło.
Thomas budzi się w windzie, całkowicie nieświadomy jak się w niej znalazł i jaka była jego przeszłość. Nie wie też co to za miejsce, ale budzi w nim lęk... Okazuje się, że trafił do świata, w którym żyją chłopcy - nazywają to miejsce Strefą - bezpieczną przestrzenią otoczoną ogromnymi murami, za którymi znajduje się tajemniczy i przerażający Labirynt. Cała grupa nie wie tak naprawdę, po co się tu znalazła i jaki jest ich prawdziwy cel. Zaczęli jednak realizować pewien plan, który polega na zapoznawaniu się z Labiryntem i jego zmiennością, próbują rozwiązać zagadkę, której rozwiązaniem może będzie wyjście i wolność... Jednak całą harmonię zaburza przybycie dziewczyny, która przyniosła ze sobą wiadomość - od teraz nic nie będzie takie jak kiedyś. To pierwszy przypadek, kiedy trafia tu jakaś kobieta i list od nieznanych ludzi. Na dodatek Thomas przeczuwa, że dziewczyna ma z nim coś wspólnego i są kluczem do rozwiązania tajemnic Labiryntu. Co zrobią, gdy wrota się nie zamkną, a czasu będzie coraz mniej?
Historię przedstawia nam obserwator wszechwiedzący, który idealnie odwzorowuje każdy szczegół nieznanego świata, emocje bohaterów i uczucia nimi targające. Dzięki takiemu zabiegowi autor nie skupiał się tylko na głównym bohaterze, ale również na tych mniej znaczących - wobec tego więcej wiedzieliśmy i łatwiej było nam zrozumieć wiele sytuacji czy zachowań. Muszę jednak ponarzekać - bo pomimo tego iż emocje gdzie tam są, to nie ma ich tyle, abym mogła zrozumieć porównanie serii do Igrzysk Śmierci, z których wręcz się one wylewały. Miałam wrażenie, że autor trochę złagodził to wszystko. Było wiece scen, w których można było podnieść dawkę adrenaliny i przekazać ją czytelnikom, ale niestety tego nie zrobił.
I kończą się wady książki. Przyczepiłam się, a teraz przychodzę do Was i będę chwalić Więźnia Labiryntu jak tylko się da! Wiem, że macie milion pięćset sto dziewięćset innych pozycji, które czekają na was, płacząc z półek i patrząc maślanymi oczyma, ale cóż poradzić... Tę powieść musicie poznać! Zacznijmy od samego świata, w którym to wszystko się rozgrywa - jest inny od tych, z którymi miałam wcześniej styczność. Jest mroczno - tajemniczo - przerażający, a przy tym ma w sobie jakieś ukryte piękno, którego nie do końca umiem zdefiniować. No bo jak tu mówić o pięknie, kiedy grasują tam w nocy żelazne obrzydlistwa, czekające na Twój błąd i mające przeogromną ochotę Cię przemielić i zjeść? Uroki Labiryntu i jego ukryte oblicze może zafascynować wielu czytelników i ja teraz do nich z pewnością należę.
Muszę przyznać, że pomimo porównania książki Jamesa Dashnera do innych cykli, ja zostałam oczarowana jego oryginalnością. Autor wykorzystał swoją bogatą wyobraźnię, którą przelał na papier i powołał do życia nietuzinkowych bohaterów, którzy pozostają w nas jeszcze długo po przeczytaniu całej historii. Jestem niezmiernie ciekawa tego, co wydarzy się w kolejnej części i nie ukrywam, że poprzeczkę postawiłam jej wysoko. Zobaczymy jak będzie dalej, a tymczasem zachęcam do sięgnięcia po tę pasjonującą książkę!