Czytamy książki z różnych powodów, ale myślę, że każdy zgodzi się, że najpiękniejsze, co może nas dzięki temu spotkać to przeżycie fabuły. Uwielbiam, gdy autorzy niczym wirtuozi słów wygrywają nimi melodie na strunach mojej zardzewiałej duszy, a echo tych melodii jeszcze długo rezonuje w moich poplątanych myślach. I życzę każdemu, kto kocha czytać, by trafił na pisarzy, którzy taki niezwykły koncert będą w stanie każdorazowo mu zafundować.
Nieprzypadkowo napisałam te słowa we wstępie do recenzji najnowszej powieści Izabeli Janiszewskiej, bo to właśnie przy ocenach jej wcześniejszych książek brakowało mi skali. I nie chodzi tu o to, że podobają mi się fabuły, jakie tworzy, chyba nawet tak nie jest. Rzecz w tym jak to robi, jakich słów do tego używa i przede wszystkim jak głęboko pozwala żyć tym historiom.
"Ludzie z mgły" to szósta powieść Izabeli Janiszewskiej i czwarta odsłona jej pisarskich możliwości, bo trylogię traktuję jako całość, a każda kolejna książka stanowi dla mnie dowód na to, że Iza wciąż trzyma w dłoniach wachlarz kart, które odkrywa powoli wedle uznania. Sięgając po spisane przez nią historie można być pewnym tylko tego, że rozpoczyna się niezwykłą podróż, którą zapamięta się na długo i będzie wielokrotnie wspominać, ale to, co kryje się między pierwszą a ostatnią stroną, pozostaje niespodzianką.
"Ludzi z mgły" nie da się porównać do wcześniejszych książek autorki, choć można by się w niej doszukiwać elementów zbliżonych przede wszystkim do thrillera "Niewybaczalne", choć i odrobiny atmosfery z "Apartamentu". Kto czytał, ten wie, że to dwie zupełnie różne lektury, więc lepiej skupić się po prostu na tym, co tym razem Iza przygotowała.
Jestem już zmęczona klimatem małych miasteczek. To motyw eksploatowany tak, że z mojego ulubionego zaczął spadać na drugi koniec rankingu. I w tym momencie z mgły wyłoniła się Iza i przypomniała mi dlaczego tak bardzo lubię te zamknięte społeczności, te tajemnice, o których wszyscy wiedzą, te śledztwa blokowane zmową milczenia, bo przecież nie można wydać swoich. Fascynuje mnie funkcjonowanie tych mechanizmów i dzięki tak doskonałej obserwatorce rzeczywistości jaką jest Janiszewska mogę się temu naprawdę dobrze przyjrzeć.
Cała magia polega na tym, że ta powieść mgłę ma nie tylko w tytule, ta mgła osnuła wiele stron, kilka wątków, a nawet przysłoniła główny motyw. Napisać, że to pisarski majstersztyk to jak nic nie napisać.
Walczę ze sobą, pisząc o tej książce, choć wydawało mi się, że ułożyłam sobie w głowie to, co chcę przekazać. Jednak ciągle kasuje zdania bądź ich fragmenty, by wybrzmiało wszystko, a jednocześnie bym nie zdradziła niczego. Po prostu trzeba ją przeczytać, przeżyć i zrozumieć. Każdy może zinterpretować ją inaczej, ja zostałam z poczuciem, że jest to opowieść o wpływie miłości na życie. A co dokładnie mam na myśli musicie odkryć sami.
"Ludzie z mgły" to powieść trudna, która wymaga przerw i przemyśleń. Cieżko wyrzucić tę fabułę z głowy, wydostać się z tej mgły towarzyszącej lekturze i przeszywającej momentami do szpiku kości. Niezwykle dojrzała opowieść o ludziach, nie tylko tych z mgły.
Moje 10/10.