Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "jacka chce", znaleziono 34

Wyobraźnia podsunęła jej obraz Jacka na szczycie jakiegoś wzgórza, skąpanego w jasnym świetle, oraz Oliviera, prawie niewidocznego w mrocznej dolinie cieni. Zapragnęła dołączyć do Jacka tam, gdzie było ciepło i jasno.
Jonas wsunął jej na palec pierścionek, wstał i pocałował ją. Całowali się jeszcze długo po tym, gdy na ekranach telewizyjnych pojawiły się reklamy.
Rób więcej, myśl mniej – oto recepta Jacka Sawyera na prostą drogę do zdrowia psychicznego.
Chociaż jej życie wróciło do normy, nosiła w sobie maleńką część Jacka, jak ciepły samorodek złota w sercu, który ogrzewa i daje ukojenie, ale także rani.
Mieliście do wyboru zamknąć się tu albo zjeść z nami pod czujnym okiem Jacka, a kobieca solidarność kazała mi zdusić jego ojcowskie zapędy w zarodku.
Zaczęłam przypominać sobie wszystko co mi robił przez cały czas trwania naszego związku i dopiero po tym, jak w mojej głowie zaczęły przewijać się obrazy sadystycznego Jacka, zaczęłam płakać. Nie nad nim, ale nad sobą, że byłam słaba i nie potrafiłam zawalczyć o siebie
- Podobno na pewnym etapie podjęła pani decyzję, niezrozumiałą dla niektórych ekspertów, by nauczyć Jacka, że świat ma jedenaście stóp kwadratowych, a wszystko inne jest zmyślone. Czy miała pani do siebie pretensje, że go oszukuje?
- A co mu miałam powiedzieć? Na świecie jest tyle przyjemności, ale Ty ich nigdy nie poznasz?
Gdy mniej więcej godzinę później słyszę kroki Jacka na schodach, zastanawiam się, czy chce prowadzić ze mną jakąś nową grę, czy też po prostu niesie mi lunch. Otwiera drzwi; nie ma tacy z jedzeniem, przygotowuję się więc wewnętrznie na jedną z jego sadystycznych zagrywek. Nabieram pewności, że właśnie o to mu chodzi, kiedy dostrzegam w jego dłoni książkę. Mam ochotę rzucić się na nią, zabrać i schować, ale opieram się pokusie i zachowuję obojętny wyraz twarzy.
Dennis, nie chcąc zostać bardziej upokorzonym, ruszył do swojego pokoju. Idąc długim korytarzem, szurał jak zawsze. Jacka zastanowiło to. Dorosły i zdrowy facet powinien mieć w sobie tyle energii, aby idąc, odrywać nogi od ziemi. Dennis podobno ćwiczył jakieś sporty walki. — Co się dzieje? — spytała Agnieszka. Jacek, wskazując wzrokiem na pokój pełny licealistów, powiedział: — Młodość musi się wyszumieć. A starość musi się wyszurać. — Tu spojrzał na postać Dennisa, znikającą na schodach.
"Miejcie nadzieję!. Nie tę lichą, marną Co rdzeń spróchniały w wątły kwiat ubiera, Lecz tę niezłomną, która tkwi jak ziarno Przyszłych poświęceń w duszy bohatera. Miejcie odwagę!. Nie tę jednodniową, Co w rozpaczliwym przedsięwzięciu pryska, Lecz tę, co wiecznie z podniesioną głową Nie da się zepchnąć ze swego stanowiska. Miejcie odwagę. Nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża, Lecz tę, co sama niezdobytym wałem Przeciwne losy stałością zwycięża. Przestańmy własną pieścić się boleścią, Przestańmy ciągłym lamentem się poić: Kochać się w skargach jest rzeczą niewieścią, Mężom przystało w milczeniu się zbroić. Lecz nie przestajmy czcić świętości swoje I przechowywać ideałów czystość; Do nas należy dać im moc i zbroję, By z kraju marzeń przeszły w rzeczywistość" oraz w cudownym wykonaniu Pana Jacka Wójcickiego: http://www.youtube.com/watch?v=3tOZvDO1iSk
Sąd Ostateczny Bachor siedział na ławce w kościele Mariackim i wywijał nogami z wrażenia, a zarazem przerażenia. W kaplicy rozlegał się miarowy łomot. Od godziny wpatrywał się w obraz Memlinga „Sąd Ostateczny”. Bał się. Bardzo się bał. Przez tę długą godzinę (jakieś dwa odcinki „M jak Miłość”), podczas której tu siedział, przypomniał sobie wszystkie dokonane złe uczynki. Oczywiście namawianie hackera do włamywania się do skrzynki pocztowej jego taty zaliczane było przez specyficzne sumienie Bachora do kategorii uczynków dobrych. W sumie afera z eliksirem też była pozytywna. Jego wzrok uciekał w prawą stronę, gdzie postacie z okrzykiem spadały w ogień piekielny. Oj, Zuzanna słyszała ten krzyk! Co chwila zamykała oczy i otwierała je ponownie z przerażeniem. Była ciekawa, co ci ludzie takiego narobili, że znaleźli się w tym ogniu. Pewnie też bawili się we wróżkę. I zabierali pieniądze za stawianie kart, i w nie grali. I pewnie też podrabiali podpisy… Jacek doszedł do wniosku, że trzeba koniecznie pokazać córce obraz Memlinga, w momencie, gdy przyłapał ją właśnie na podrabianiu jego podpisu pod uwagą o następującej treści: „Zuzanna Wolicka poiła kolegę świństwem. Kolega zwymiotował na tornister koleżanki”. – Zuza, co ty robisz? – zapytał, zabierając jej dzienniczek. Przeczytał w spokoju uwagę i zmartwiony usiadł obok córki na tapczanie. Rozejrzał się po pokoju dziecka. Przed oczami mignął mu plakat Harry’ego Pottera i zaczął się zastanawiać, czy Zuza do tej książki nie jest jeszcze za mała. Tym bardziej do filmu. Wziął do ręki czapkę czarodzieja i zapytał – o co chodzi z tym świństwem? – Bo wiesz, tata, ja eliksir robiłam. Czarodziejski – wydukała Zuza ze spuszczoną głową. – Miłosny eliksir. I chciałam wypróbować. No i Kacper się nawinął… – podniosła szybko głowę. – Tata, naprawdę to nie jest moja wina, że on się porzygał! – kiwała głową przecząco. – Zrobił to zaraz po tym, jak mu powiedziałam, z czego to zrobiłam… – Z czego? – zapytał Jacek. Nieco bał się odpowiedzi, ale postanowił sobie, że będzie dzielny. – „Włosy kota, woda z kranu, odrobina marcepanu, włos staruszki, cztery zęby, co wypadły komuś z gęby, trochę piasku z piaskownicy i paznokieć od dziewicy” – wyrecytowała Zuza jednym tchem. Jacek walczył mocno z odruchem wymiotnym. – Dziecko, i ty mu dałaś to wypić? – zapytał skrzywiony. – Tak, ale przecedziłam – powiedział niewinnie Bachor. – Było napisane, żeby przecedzić, to przecedziłam, przez skarpetkę – Jackowi było jeszcze gorzej. – Czystą, tata! – krzyknął Bachor, widząc minę Jacka. – Ale, Zuza, dlaczego? – w dalszym ciągu nie rozumiał. – Skąd ty ten przepis wzięłaś? I na co on miał pomóc? – Tata, z Internetu, a miał pomóc na miłość, no… – zniecierpliwiła się Zuza. – Dzisiaj rano dałam polizać Parysowi. Zaraz zwiał pod piętnastkę. Położył się na wycieraczce i skomlał. Wiesz, tam ta sznaucerka mieszka. Wył do niej, zatem myślę, że się zakochał – uśmiechnęła się i kontynuowała. – Pomyślałam sobie, że jak na Parysa działa, to muszę na ludziach wypróbować. A ten idiota się porzygał na tornister Karoliny – wzruszyła ramionami i zrobiła smutną minę. – Zuza! – krzyknął tata. – No, naprawdę – Bachor kiwał głową – prawie wszystko wyrzygał. Zmarnował eliksir. – Zuzanko, ale po co ci było, żeby Kacper się w tobie zakochał? – rozmowy tego typu wykańczały Jacka. Zdecydowanie nie rozumiał kobiet, nawet tych zupełnie małych. – Tata, tu nie chodziło o mnie! – krzyknęła Zuza – ani o Kacpra! To było na próbę! – mówiła dalej podniesionym głosem. – To chodziło o ciebie, tato! Jacka zatkało. Przez chwilę nie mógł z siebie wydobyć słowa. Jego córka skorzystała z okazji i ciągnęła dalej. – Bo nie idzie ci z tymi dziewczynami, tato, co jedna to gorsza – powiedziała z miną znawcy. – I pomyślałam sobie, że jak znajdę kogoś odpowiedniego, to dam eliksir i już. I ty się zakochasz, i ona. No, niestety, jeszcze nie spotkałam, ale przecież ty mi zawsze mówisz, że trzeba być przygotowanym na wszystko. Jacek nie wiedział, co ma powiedzieć. Z jednej strony wiedział, że powinien ukarać córkę za takie zachowanie, a z drugiej strony czuł, że to jego wina. Że coś zaniedbał. Westchnął głęboko i stwierdził, że jadą do Mariackiego zobaczyć „Sąd Ostateczny” Memlinga. Może córka popatrzy i przemyśli pewne sprawy. Wierzył w jej inteligencję. A potem obiecał sobie, że zabierze Zuzę na duże lody. I frytki. I cokolwiek będzie chciała. Cokolwiek.
Môle w jaczich nôtëra żëcé ùsôdzô brëkùją nôwikszi cëchòtë
Wdzięczność ludzi, wielkość świata -
Każdy siebie ma na względzie,
A drugiego za narzędzie,
Póki dobre – cacko, złoto;
Jak zepsute, ruszaj w błoto.
"Zapamiętał dobrze prawo kłów i kija: nigdy nie odpuszczać możności zwycięstwa, nigdy nie ustępować przed wrogiem, spotkanym na ścieżce śmierci. Wiedział dobrze, że dróg pośrednich nie ma. Trzeba zwyciężyć lub zostać zwyciężonym; okazanie litości będzie poczytane za słabość. Litość nie istnieje pośród pierwotności. Rozumiano ją jako trwogę, a omyłka taka oznacza śmierć. Zabić lub być zabitym - pożreć lub zostać pożartym - brzmiało prawo."
"Bycie "tylko dzieciakiem" nabrało nowego znaczenia, była to nieustająca groźba, o której nigdy wcześniej nie myśleliśmy. Cholera, jeżeli tylko by chcieli, mogliby nas wszystkich potopić w rzece. Byliśmy "tylko dziećmi". Byliśmy własnością. Należeliśmy do naszych rodziców ciałem i duszą. To oznaczało, że czekała nas zagłada w obliczu każdego prawdziwego niebezpieczeństwa ze strony świata dorosłych, a także oznaczało to bezradność, upokorzenie i złość".
Pamiętam, że pomyślałem wtedy "przynajmniej to nie jestem ja". Gdybym chciał, mógłbym nawet się do nich przyłączyć. Przez moment, myśląc o tym, miałem władzę.
A cały problem polegał na tym, że nie miałem z kim o tym porozmawiać, nikogo, przy kim mógłbym to z siebie wyrzucić
Coś było z nią nie tak, byłem tego pewien. Wyglądała na zmęczoną, zamyśloną, całkiem nieobecną. Jej kroki na schodach wydawały się lżejsze od naszych, lżejsze niż powinny być, niemal jak szept. Jakby poruszanie się sprawiało jej trudność, jakby przytyła z dziesięć kilo. Wtedy nie wiedziałem zbyt wiele na temat problemów ze zdrowiem psychicznym, wiedziałem natomiast, że to, co u niej spostrzegłem, nie było całkowicie zdrowym zachowaniem. Zaniepokoiła mnie.
Po tym dniu byłem uzależniony, a moim narkotykiem było pragnienie. A właściwie żądza poznania granicy tego, co dozwolone. Jak daleko mogą się posunąć. Pragnienie wiedzy, czy posuną się dalej.
Są rzeczy, o których wiesz, że prędzej umrzesz, niż o nich komukolwiek powiesz. Rzeczy, o których wiesz, że lepiej byłoby umrzeć, niż je zobaczyć. Ja je widziałem.
- Intelektualne walory wcale nie decydują o wielkości człowieka - wtrącił spokojny Irlandczyk o długiej twarzy, w marynarce z wytartymi rękawami. - Właśnie dlatego często ci, którzy mieli szerokie horyzonty nie byli wielkimi ludźmi.
- Intelektualne walory wcale nie decydują o wielkości człowieka - wtrącił spokojny Irlandczyk o długiej twarzy, w marynarce z wytartymi rękawami. - Właśnie dlatego często ci, którzy mieli szerokie horyzonty nie byli wielkimi ludźmi.
Bezinteresowne poczucie honoru nie jest przywilejem żadnej kasty i może zakwitnąć tak samo na wyżynach pałacu, jak i w nędznym mieszkanku nad sklepem z warzywami.
Człowiek poniósł pół klęski, jeśli się uznał za pokonanego.
Wiesz, myślałem sobie, że żadnemu z nas nigdy się tak nie poszczęści jak temu - wskazał trzecią osobę postukując kciukiem w trumnę.
Głusza bowiem nie znosi ruchu. Życie jest dla niej wyzwaniem, gdyż życie to ruch, z którym ona toczy nieustanną walkę. Zamraża wody, by zahamować ich bieg ku morzu, wysysa soki z drzew, by ściąć je w lód aż do samego rdzenia, najokrutniej jednak łamie i niszczy człowieka - istotę, która z wszystkiego, co żyje, najbardziej jest czynna, nigdy bowiem nie chce się pogodzić z nieubłaganą prawdą, że każdy ruch prowadzi ostatecznie do bezruchu.
A on przyszedł na świat, żeby zrobić wiele rzeczy, ale również o to, by dać im nauczkę.
Przekazać im prostą prawdę.
Że świat jest mrocznym miejscem.
Złość, nienawiść i samotność są niczym pojedynczy przycisk, czekający na palec, który poprowadzi człowieka do destrukcji.
To jak postąpiłeś na końcu... To się liczy.
O nie znanym sądzimy zestawiając je ze znanym.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl