“Leżę na plecach, ogarnia mnie spokój. Myślę sobie, że tak właśnie wygląda umieranie. Bardzo przyjemne uczucie. Bez bólu. Bez dźwięków. Czuję się tak, jakbym nie miał ciała.”
“Nasze usta i ciała zdawały się pasować do siebie idealnie, jakbyśmy byli stworzoną dla siebie układanką, dwoma kawałkami puzzli.”
“Leżeli obok siebie tak blisko, że dało się wyczuć ciepło ciała tego drugiego. A tak daleko, jakby byli obcymi sobie ludźmi.”
“Odniosłem wrażenie, jakby ktoś właśnie wyrwał z mego ciała duszę, pociął ją na drobne plasterki i na siłę wetknął z powrotem do pokrytej skórą skorupy. ”
“To twoja sprawa, jak pokierujesz swoim życiem, ale pamiętaj, że nasze dusze i ciała są nam podarowane tylko raz. Większość ludzi zachowuje się tak, jakby mieli dwa życia, oryginał i kopię… Ale życie jest tylko jedno.”
“Są takie momenty, gdy czujesz, wręcz widzisz, że pędzące serce wypycha komórki ciała, że puls rozsadza żyły na skroniach i w nadgarstkach. Jakby ciało też potrzebowało przesunąć rai ustawić ją w innym miejscu.”
“Błądząc wśród cieni, poczułam, jakby z mojego ciała wyrywano jego fragmenty. Ból, który mnie przeszył, spowodował, że szarpnęłam się i otworzyłam szeroko oczy. Pomimo cierpienia nie krzyczałam. Otępienie pozwalało mi tylko bezradnie rozchylać usta, zatrzymując w nich dowód katuszy.”
“W celu uspokojenia bakterii zamieszkujących wszelkie zakamarki ciała, łącznie z okrężnicą, i ukojenia rzężących żałośnie nerwów dopił wodę po ogórkach, spojrzał na jeziorko, zebrał graty, rower i potykając się co raz, uciekał, jakby go sto żurawi goniło.”
“Po chwili na górze rozległy się dźwięki wiolonczeli. Nikt jednak nie wiedział, że Dina siedzi tylko w gorsecie, z nagą dolną połową ciała, trzymając wiolonczelę między mocnymi, jędrnymi udami. Grała z taką powagą, jakby dawała koncert dla pastora. ”
“Jakby się przygody jego firm i inwestycji nie kończyły, on zawsze spadał na cztery łapy niczym kot. W sumie to dla wielu był kotem, i to nie tylko ze względu na wskazaną umiejętność, ale i charakterystyczną budowę ciała: był wysoki, miał długie kończyny, niezbyt dużą głowę i miękkie, płynne ruchy.”
“Potem jego płuca nagle jakby znowu się otwarły, każdy oddech docierał głębiej niż poprzedni. Tenisówki (nie oślepiająco białe adidasy, tylko stare zniszczone pumy) jakby zrzuciły warstwę ołowiu, która wcześniej się na nich zebrała. Poprzednia lekkość ciała nagle powróciła. Właśnie to Milly nazywała drugim oddechem, a profesjonaliści, tacy jak McComb, niewątpliwie nazywali hajem biegacza. Scott wolał to drugie określenie.”
“- Prawda jest taka, że nie ma różnicy między twoimi i moimi intymnymi częściami ciała. [...]
Po raz ostatni zaciągnęła się długo i głęboko, jakby czerpała z dymu życie.
- Ale i tak wolę, żeby mówiono na mnie pizda niż kutas.
Wypuściła szarość i przydeptała cygaretkę obcasem.
Splunęła na wiatr.
I tak po prostu młody Tric się zakochał.”
“Czasem zaginione dziecko pozostawało zaginionym na tyle długo, że rosła pewność, iż nigdy nie wróci do domu. Niekiedy z wyboru. Częściej dlatego, że już nie żyło, i wtedy policji pozostawało tylko pytanie, ile czasu zajmie odnalezienie ciała. Czasem jednak znikało bez śladu, jakby pochłonęła je ziemia.”
“Czasem zaginione dziecko pozostawało zaginionym na tyle długo, że rosła pewność, iż nigdy nie wróci do domu. Niekiedy z wyboru. Częściej dlatego, że już nie żyło, i wtedy policji pozostawało tylko pytanie, ile czasu zajmie odnalezienie ciała. Czasem jednak znikało bez śladu, jakby pochłonęła je ziemia.”
“Bo inaczej nie jest się człowiekiem, tylko śmieciem" "Mówił, że z Nangijali pochodzą wszystkie bajki, bo właśnie tam takie rzeczy się dzieją i ten, kto się tam znajdzie, ma przygody i od rana do wieczora, a nawet w nocy" "Obmacałem się dokładnie i poczułem, że jestem zdrowy i wesoły w każdej części ciała. Po co mi w takim razie uroda? I bez niej moje ciało było takie szczęśliwe, jakby się całe śmiało”
“Ile stuleci potrzeba było, by człowiek stał się subtelny, ile wymagało to wysiłków. Teraz skaczą z powrotem na drezwa. Wracają do jaskini. Tłuste, zlepione włosy, nie myte ciała, brudne paznokcie, przepocona odzież i śmierdzące nogi. Wystarczy podejść bliżej, żeby człowieka zemdliło. A oni właśnie jakby do tego dążyli. Kiedy się pyta: "Po co to?" "Na znak protestu".”
“Tito patrzył, ale nie widział nic prócz rąk, jakby zastygłych w bólu, rąk kościstych, o bladych, zakrzywionych palcach, które zaciskały się w pięści tak silnie, że paznokcie wpijały się w ciało, aby stłumić krzyk lub zdusić pożądanie, albo by ból inaczej uzewnętrznić i męczeństwo gdzie indziej umieścić. Nie sposób zapomnieć rąk kokainistów! Wydaje się, jakby miały swoje oddzielne życie, jakby przygotowywały się do tego, że umrą wcześniej niż reszta ciała, jak gdyby z trudem powstrzymywały skurcz, który w tej chwili ma nastąpić. Oczy, to ożywione męką czekania, to matowe i bezsilne od strasznej melancholii spowodowanej brakiem trucizny, miały niesamowity blask czegoś żywego walczącego ze śmiercią, podczas gdy nozdrza się rozszerzały, aby bodaj z powietrza chwytać pył kokainy.”
“W potarganej fryzurze oraz wilgotnej sukience wyglądała tak krucho i mizernie, jakby w każdej chwili mogła rozpaść się na strzępy. Nigdy jej takiej nie widział. Dotąd zawsze była zawzięta i nieustraszona, na każdym kroku udowadniając, jak niewiele istniało na świecie rzeczy, które mogły ją zranić. Dla całego wszechświata wydawała się obojętna i twarda, ale teraz, przy nim pokazała, jaka jest naprawdę. Przerażona oraz niezwykle wrażliwa, ponieważ jej największy wróg nie posiadał ciała. Był niematerialny, a ona nie mogła z nim walczyć za pomocą swoich pięści.”
“Stwór nie zareagował, Wątroba w dalszym ciągu widział to kroczące coś, wirujące wokół światła. Strach z początku malutki, niewinnie kiełkujący na dnie jego duszy, teraz zaczął rozwijać się coraz bujniej, rozkwitać. Idąc tak w dół i w dół czuł coraz bardziej, że jego skarb, jego życie zaklęte w tym małym klejnocie na piersi jest w niebezpieczeństwie. Wokół, we wszystkich porach ziemi, w próchniejących obelkowaniach chodnika, w wysuszonych, wyszczerzonych twarzach umarlaków pochowanych żywcem przy budowie kopalni, budziły się alarmowane jego obecnością demony. Wątroba widział to ruchome migające światło przed stworem, w tych refleksach widział również wszystko to, co jest dalej. To co chce się teraz wyrwać ze swojego wiecznego więzienia, uwolnić się i wylecieć w daleki świat. Czuł wszędzie pełzające paskudztwo, że osacza go dookoła, że za chwilę wejdzie na niego i będzie żarło jego ciało i duszę. -Widzę, że już tu trafiłeś? - głos nie należał do Chwiejczaka. Wątroba rozglądnął się na ile pozwalała ciasnota. Miał wrażenie, że dobiega on z góry od włazu. -Nie wiem, gdzie trafiłem - burknął w odpowiedzi. Głos zachichotał. -No, to jak się tu znalazłeś? Tu się nie wchodzi przypadkowo. Czemu łazisz wszędzie z tą błyskotką? -Moja sprawa - mruknął. -Oczywiście - znowu chichot. -Nie martw się, możesz na mnie liczyć. Tu jestem prawie u siebie. Po co ci ten cherlak z przodu? Wątroba sam nie wiedział po co mu Chwiejczak, więc nic nie odpowiedział. -Ale wiesz, że będziesz się musiał podzielić? Każda tajemnica ma swoją cenę. Pomyśl, za chwilę będziesz się musiał zdecydować. Korytarzyk nie był zbyt długi, ale wędrówka się przeciągała ze względu na jego zły stan techniczny. Obelkowanie było pogięte i zmurszałe, widać było, że ta konstrukcja ma przynajmniej sto lat. W kilku miejscach drewniane ściany były jakby zgniecone, tak że musieli się przciskać bokiem. Dla komisarza były to chwile klaustrofobicznych napadów, kiedy nie wiedząc, czy jest szerszy w przekroju bocznym czy wzdłużnym, cisnął całym cielskiem przez wąziutkie klepsydry zwężeń, mając ciągle wrażenie, że już w nich ugrzązł na wieki. W takich momentach wyobraźnia podpowiadała mu wizje strasznych pułapek, gdzie uwięziony pomiędzy ścianami człowiek zaczyna być jedzony przez jakieś stwory, które wypełzną ze szpar pomiędzy belkami. W korytarzu było bardzo duszno, pot zaczął perlić się na twarzy, opięty kombinezon stawał się wręcz torturą dla zgiętego ciała. Prostokątny kształt płytki wbijał się to w brzuch, to w pierś, przy każdym kroku. Nie dawał o sobie zapomnieć. Po następnych kilku metrach komisarz miał już dość, był gotów rzucić to wszystko i rozpocząć powrotną wędrówkę w górę. Jednakże migający refleksami i półcieniami stwór przed nim nieubłaganie ciągnął go na dół, przeznaczenie chwyciło go za nogawkę i nie puszczało. W pewnym momencie dotarli do drzwi, Chwiejczak powiedział tylko „Drzwi”, pchnął je i poszedł dalej. Wątroba oświetlił swoją latarką wrota. Były to żeliwne, bardzo solidne drzwi, zamykane za pomocą czegoś w rodzaju korby. Widniały w nich również trzy otwory na klucz, ale drzwi były otwarte. Czekały tu półuchylone, jakby ktoś tam wszedł i już nie wyszedł. Po głowie komisarza zakołatała się myśl, że to właśnie takie miejsce, takie okoliczności, że się tu wchodzi, ale nie wychodzi.”