Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "kiedy seanse", znaleziono 17

Seanse spirytystyczne wydostają z mroków zaświatów to, co na ziemi nie jest dostępne nam, zwykłym śmiertelnikom.
" Cały dzień zmagam się z nienawistnymi spojrzeniami i komentarzami pod moim adresem. Wielka mi nowość, sam siebie nienawidzę.
Słyszałem nawet, jak Jess i Sophie, płacząc, rozważały kupno lalki voodoo i seans, po którym będę cierpiał."
Wszyscy gadają sami do siebie, ale jeśli zobaczą film, w którym ludzie gadają sami do siebie, gotowi są wyjść w połowie seansu, pełni oburzenia, i wracają do pustego domu, by na głos i nie wiadomo do kogo, powiedzieć: Ale kiepski film.
Długie i namiętne seanse seksualne odprawialiśmy w nocy przed snem, kiedy nieco zmęczeni wcześniejszymi razami, mogliśmy się kochać kilkadziesiąt minut. Były to sensualne zbliżenia, delikatne i bardzo namiętne. Dla nas obojga były to pierwsze eksperymenty z seksem tantrycznym. Co ciekawe, najczęściej kończyły się one dla Natalii wielkokrotnym orgazmem, a ja często nie mogłem dojść. Nierzadko bolał mnie kutas od nadmiaru ruchania.
homofobia nie stanowiła jedynej podstawy kulturowej rosyjskiej identyfikacji narodowej (dochodziły jeszcze zbiorowe gwałty – żartował Gracz). Jak zapewniał Anonimus, z tych samych pobudek nakręcono najnowszy serial „Krążownik Czajkowski” (aluzja do słynnego sowieckiego filmu „Krążownik Potiomkin” – przyp. tłum.) Tak czy inaczej przed każdym seansem gry należało wysłuchać komentarza kulturologicznego z przekonująco odtworzonego na scenie brzuchatego 2D-telewizora.
Nasz związek strzępił się jak znoszone jeansy.
Nie tyle moja własna śmierć jest nie do zniesienia, ile śmierć najbliższych. Bo ich kocham. I część mnie umiera razem z nimi. Dlatego można by powiedzieć, że wszelka miłość jest formą samobójstwa.
Czasem wszystko jest zupełnie inne niż sobie wyobrażamy a czasem to, co uważaliśmy za rzeczywistość w ogóle nie istnieje.
Rodząc bliźnięta - zwłaszcza jednojajowe - daje się życie genetycznym celebrytom. Ludziom, którzy są niezwykli tylko dlatego, że istnieją.
(...) bo czasem milczenie mówi wszystko.
Najgorsza strona rodzicielstwa - świadomość, że bez względu na to, jak bardzo się starasz, ile włożysz w to pracy, ile wysiłków podejmiesz, nie możesz zagwarantować swoim dzieciom szczęścia. Nie możesz ochronić ich przed smutkiem.
"If having a soul means being able to feel love and loyalty and gratitude, then animals are better off than a lot of humans" /James Herriot/
Całuje jak [...] ktoś, kto ucząc się języka obcego, opanował tylko czas teraźniejszy i tylko drugą osobę
Lesson learned? When people say, ‘You really, really must’ do something, it means you don’t really have to. No one ever says, ‘You really, really must deliver the baby during labor.’ When it’s true, it doesn’t need to be said.
Niby taka światowa jest. Samochody, jeansy, a faceta ma jak my. - westchnęła Janina. - Pamiętam, jak mój mi się kiedyś odwinął, to mu potem odpłaciłam. Stary tydzień bał się podejść, a jadł na zewnątrz ze świniami. A to chucherko? Co toto może zrobić? Potulne jakieś takie i takie niemrawe. Durne. No i ubiera się tak, że szkoda strzępić język.
I choć do Europy było bardzo daleko, to Kraków przynajmniej w kategorii nocnego życia pewnie chciałby konkurować z Berlinem i Amsterdamem. Czegoż innego od tego kraju mógł oczekiwać po pięciu dniach dwunastogodzinnej pracy za trzy złote na godzinę styrany jak wół pracownik fizyczny, dziś udający króla życia w jedynej znośnej kreacji - koszulce Adidasa i jeansach Crossa? Albo szukająca księcia fryzjerka z pensją cztery i pół stówki, dorabiająca się w młodym wieku tribala nad tyłkiem, żylaków i poczucia własnej nieporadności? W Wolności tacy jak oni splatali się teraz w rytmie zmiksowanego z techno Georga Michaela. Nie chcieli cudownego życia, chcieli tylko chwili wolności przed kolejnym tygodniem, nim znów dotrze do nich, że od Berlina i Amsterdamu dzielą ich lata świetlne, ewentualnie kilkanaście godzin w zatęchłym autobusie pełnym nielegalnych gastarbeiterów.
(...) I share almost ninety-nine per cent of my genes with a chimpanzee - and our longevity is virtually the same - but I don't think you have an inkling of how much more I comprehend, and yet I know I must tear myself away from it. For example, I have a good grasp of just how infinitely great outer space is and how it's divided into galaxies and clusters of galaxies, spirals and lone stars, and that there are healthy stars and febrile red giants, white dwarfs and neutron stars, planets ans asteroids. I know everything about the sun and moon, about the evolution of life on earth, about the Pharaohs and the Chinese dynasties, the countries of the world and their peoples as presently constituted, not to mention all the studying I've done on plants and animals, canals and lakes, rivers and mountain passes. Without even a pause for thought I can tell you the names of several hundred cities, I can tell you the names of nearly all the countries in the world, and I know the approximate populations of every one. I have a knowledge of the historical background of the different cultures, their religion and mythology, and to a certain extent also the history of their languages, in particular etymological relationships, especially within the Indo-European family of languages, but I can certainly reel off a goodly number of expressions from the Semitic language too, and the same from Chinese and Japanese, not to mention all the topographical and personal names I know. In addition, I'm acquainted with several hundred individuals personally, and just from my own small country I could, at the drop of a hat, supply you with several thousand names of loving fellow countrymen whom I know something about - fairly extensive biographical knowledge in some cases. And I needn't confine myself to Norwegians, we're living more and more in a global village, and soon the village square will cover the entire galaxy. On another level, there are all the people I'm genuinely fond of, although it isn't just people one gets attached to, but places as well: just think of the all the places I know like the back of my hand, and where I can tell if someone's gone chopped down a bush or moved a stone. Then there are books, especially all those that have taught me so much about the biosphere and outer space, but also literary works, and through them all the imaginary people whose lives I've come to know and who, at times, have meant a great deal to me. And then I couldn't live without music, and I'm very eclectic, everything from folk music and Renaissance music to Schonberg and Penderecki, but I have to admit, and this has a bearing on the very perspective we're trying to gain, I have to admit to having a particular penchant for romantic music, and this, don't forget, can also be found amongst the works of Bach and Gluck, not to mention Albinoni. But romantic music has existed in every age, and even Plato warned against it because he believed that melancholy could actually weaken the state, and it's patently clear when you get to Puccini and Mahler that music has become a direct expression of what I'm trying to get you to comprehend, that life is too short and that the way human beings are fashioned means they must take leave of far too much. If you've heard Mahler's Abschied from Das Lied von the Erde you'll know what I mean. Hopefully you'll have understood that it's the farewell itself I'm referring to, the actual leave- taking, and that this takes place in the self-same organ where everything I'm saying goodbye to is stored.
© 2007 - 2025 nakanapie.pl