Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "ludy darem", znaleziono 31

Wielkim darem, prezentem od życia jest spotkanie na swojej drodze mądrych ludzi.
Niektórzy ludzie mają dar, że samą swoją obecnością poprawiają twój nastrój.
Niektórzy ludzie mają dar, że samą swoją obecnością poprawiają twój nastrój.
Czy nie jest tak, że niektórzy ludzie otrzymują szczęście w darze, gdy pojawiają się na świecie, a inni muszą o nie walczyć?
To właśnie robimy Aliviano. Zabijamy ludzi. Tutaj, teraz. Wykorzystujemy dar Orholama do zabijania dzieci Orholama. A większość z nich to głupcy, którzy w innych okolicznościach mogliby być naszymi przyjaciółmi.
My, ludzie, jesteśmy uzależnieni od słów. Bez nich nie możemy wziąć ślubu, wypowiedzieć wojny ani postawić nogi na księżycu. Słowa to ślad, który pozostawiamy po sobie nasz dar dla świata.
Rzadko kiedy zdarzało się, aby Róża Krull była smutna.
Ludzie otrzymują od Matki Natury różne dary i w ramach owego rozdawnictwa pisarce trafiło się poczucie humoru oraz optymizmu w ilości hurtowej.
Wcale nie jest z tego dumny, ale owszem, ma dar przewidywania, ten sam, któremu ludzie zawdzięczają pługi zaprzężone w woły, lekarstwa, liczby i cały ten żałosny spektakl historii, przemysłu, sierpu i młota.
-Tym szpikulcem ludzie w krajach ościennych pożywienie przy stole bodą!- Proboszcz poczerwieniał z oburzenia.- Wyrozumcie sami i zapamiętajcie:nie godzi się podobizną die Teufelsgabel, diabelskich wideł, nieść do ust darów Bożych!
I już się nie dziwił, kiedy zobaczył przybywających pasterzy, a następnie trzech kolorowo ubranych ludzi z żelazem na głowach i dość niepraktycznymi darami (czyli takimi, którymi nie można się ani pożywić, ani okryć).
Mogłeś być biedny, mogłeś przez całe życie „gonić w piętkę”. Ale kiedy spadłeś już poniżej poziomu rynsztoka, lądowałeś na
samym dnie i nadchodził taki czas, że musiałeś zacząć żyć z zasiłku, a co za tym idzie, spijać pot przelany przez innych ludzi w formie daru.
Mogłeś być biedny, mogłeś przez całe życie „gonić w piętkę”. Ale kiedy spadłeś już poniżej poziomu rynsztoka, lądowałeś na samym dnie i nadchodził taki czas, że musiałeś zacząć żyć z zasiłku, a co za tym idzie, spijać pot przelany przez innych ludzi w formie daru.
Nie potrafię już chcieć. Zabiłem w sobie ten dar. Czuję jedynie, że muszę zrobić to, powinienem zrobić tamto, że spodziewają się po mnie tego czy tamtego, że to mój obowiązek postąpić w jakiś sposób, że jestem zobowiązany doprowadzić jakąś sprawę do końca, że wymaga się ode mnie, bym spełnił zawsze to, czego ludzie ode mnie chcą.
Następnie bohater lub bohaterka powracają do miejsca, z którego wyruszyli i, jak ujął to T.S. Eliot, są „świadomi go po raz pierwszy” ; powracają z darem lub „błogosławieństwem” dla swego ludu lub jej wioski. Zgodnie z ostatnim krokiem w programie Anonimowych Alkoholików człowiek musi przekazać innym lekcję, której się nauczył – w przeciwnym razie prawdziwego daru nie było . Podróż bohatera jest zawsze doświadczeniem nadmiaru życia, nadwyżki energii, z której mnóstwo zostaje dla innych. Bohater lub bohaterka odnajdują erosa, energię życia, której jest aż nadto, by odwrócić skutki działania thanatosa, energii śmierci.
Miłość to największy dar, jakim można obdarzyć drugą istotę. Świadomość swoich słabości pozwala je przezwyciężać. Strach jest naturalna reakcją, która pomimo swego negatywnego aspektu pozwala wam nierzadko spojrzeć w głąb samych siebie. Natomiast niepewność czyni z was po prostu ludzi”.
Ludzie myślą, że niebo to rajski ogród, gdzie mogą bujać w obłokach, beztrosko włóczyć się nad rzeką czy po górach. Ale sama tylko sceneria, bez pocieszenia, byłaby pusta, pozbawiona jakichkolwiek treści. Największym darem Boga jest to, że będziesz mógł zrozumieć, co zdarzyło się w twoim życiu, że zostanie ci wyjaśniony jego sens. To jest ten wieczny pokój, do którego dążysz.
Świat to trudne miejsce . Jemu nie zależy. Choć nie żywi nienawiści do ciebie i do mnie, nie darzy nas tez miłością. Dzieją się na nim rzeczy straszne, których nikt nie potrafi wytłumaczyć. Dobrzy ludzie umierają w zły, bolesny sposób i pozostawiają tych, co ich kochali, całkiem samotnych. Czasem się wydaje, że tylko złym ludziom dopisuje zdrowie i powodzenie. Świat cię nie kocha.
Jak wielu ludzi o wysokiej tolerancji na bałagan, George darzy przedmioty martwe elementarnym zaufaniem. Wierzy, że jeśli coś mu będzie potrzebne, to się na pewno zjawi, zazwyczaj więc się zjawia. Ja, przeciwnie, wyznaję pogląd, że książki, mapy, nożyczki i taśma klejąca są niesolidnymi wagabundami, objawiającymi niepoprawną skłonność do oddalania się w nieznanym kierunku, jeśli nie zadbać, by pilnowały ściśle przydzielonego im miejsca. Przeto moje książki muszą zawsze przestrzegać surowej dyscypliny.
Zasady istnieją z określonego powodu. Nim je złamiesz, warto zastanowić się z jakiego. (...) Richie zerknął na prędkościomierz, wiedziałem jednak bez patrzenia, że jadę dokładnie tyle, ile można, ani kilometr więcej, i trzymał buzię na kłódkę. Prawdopodobnie myślał, jaki ze mnie smętny fajfus. Mnóstwo ludzi tak uważa, a wszyscy to nastolatki - jeśli nie fizycznie, to umysłowo. Tylko nastolatki twierdzą, że nudziarstwo jest złe. Dorośli dojrzali mężczyźni i dojrzałe kobiety, z jakimś doświadczeniem, wiedzą, że nuda jest darem Boga. Życie, nawet bez naszych starań, by było bardziej dramatyczne, ma w zanadrzu więcej podniet, niż trzeba. (Mick Kennedy, s. 23)
Nie mogę odnaleźć Boga w sobie, ani siebie w Nim, jeśli nie zdobędę się na odważne spojrzenie w twarz Temu, kim rzeczywiście jestem, z całą moją słabością i nie przyjmę innych takich, jacy są — z wszystkimi ich ograniczeniami. Odpowiedź religii nie jest naprawdę religijna, jeżeli nie odpowiada rzeczywistości; ucieczka jest rozwiązaniem podyktowanym przez zabobon.
[...]
Istnieje jednak duchowy egoizm, który potrafi zatruć nawet dobry uczynek dawania czegoś innym. Dobra duchowe są cenniejsze od materialnych i moja samolubna miłość może także znaleźć wyraz w pozbywaniu się dóbr doczesnych na użytek bliźniego. Jeżeli mój dar zmierza do przywiązania go do siebie; nałożenia na niego długu wdzięczności lub wywarcia duchowej tyranii na jego duszę, to okazując mu miłość, w rzeczywistości kocham jedynie siebie samego. Jest to nawet większy i bardziej przewrotny rodzaj egoizmu, gdyż handluje nie ciałem i krwią, ale duszami innych ludzi.
[...]
Jest więc rzeczą największej wagi, żebyśmy zgodzili się żyć nie dla siebie — tylko dla innych ludzi. Jeżeli to zrobimy, to przede wszystkim będziemy umieli spojrzeć w twarz naszym możliwościom i zgodzić się na ich granice. Dopóki się skrycie uwielbiamy, nasze braki nie przestają nas dręczyć poczuciem rzekomego upośledzenia. Ale kiedy zaczniemy żyć dla innych, przekonujemy się stopniowo, że nikt nie spodziewa się po nas, żebyśmy byli "jako bogowie". Zobaczymy, że — tak jak wszyscy — mamy naturę ludzką, a więc jej słabości i braki, i że te nasze ograniczenia grają bardzo ważną rolę w naszym życiu. Bo właśnie z powodu nich potrzebujemy innych ludzi, a oni nas. Nic wszyscy mamy te same słabe strony, zastępujemy się więc i dopełniamy wzajemnie, każdy z nas dając właśnie to, czego brakuje drugiemu.
Dziwni z was ludzie, chrześcijanie - stwierdziła gorzko. - Krzyżujecie własnego Boga, nieufnością odpłacacie za pomoc, modlicie się w świątyniach, a zaraz potem wygadujecie co najgorsze o waszych sąsiadach i wydawałoby się, że cieszycie się z ich nieszczęść. Wolicie przyjąć posługę od kogoś, o kim wiecie, że zupełnie nie zna się na tym, co robi, aniżeli od kogoś, kto już po wielokroć udowodnił, że coś potrafi, ale różni się od was. Wolicie rodzić dzieci martwe, niż takim porodom zapobiegać. Nie pozwalacie kobietom pozbywać się owoców ich łon na samym początku ich istnienia, ale kiedy dziecko się narodzi, a matka umrze, nie obchodzi was, co z tym dzieckiem się dzieje. Nie potraficie docenić bogactwa i piękna, które jest wam dane i wszystko odważacie błyszczącym metalem, który was przecież nie nasyci, gdy przyjdzie czas głodu. Kłaniacie się bogaczom, nawet jeśli nie są dobrymi ludźmi i bez poważania traktujecie biedaków, nawet gdyby byli dobrzy. Słuchacie medyków, którzy uczyli się z ksiąg, a boicie się waszych uzdrowicieli, choć wiedza ich płynie z doświadczeń pokoleń i mądrości branej z ziemi, która nas nosi. Kłaniacie się krzyżom z martwego drewna, a nie dostrzegacie boskich darów, które was otaczają.
Zacny początek ludu owego ma się w historii ziem będących pod wpływami wielkich Wikingów. Na arenę dziejów wszedł Miestek, Dagmanem zwany wśród prymitywu, który władzę swą budował na polu, w oparciu o więź rodzinną. Zacny był to początek równości między mężami i ich żonami, pospołem wszelkim i bracią. Hulaka był i łajza zwykły, ale łupił dobrze i pięść miał okrutnie silną, że łamał przy uderzeniu kości. To imponowało pobratymcom. Stąd szacunkiem darzyli go wielkim. Zbierali się wówczas Polgarzy i radzili. Kogo by tu uwalić? No i do wyboru wrogów nie brakowało. Jednakże nie jest zwyczajem Polgarów tłuc nieprzyjaciela, kiedy wróg swój z plemienia swego zipie jeszcze. Zatem radzono jak jeden drugiemu złości i przykrości sprawić może. Korzystali na tym inni, lecz Polgarowie nic z tego sobie nie robili. Silni, mocni. W piciu, jedzeniu. Nieprzezwyciężeni. Kogóż mieli się bać? Czcili wielkich bogów, a że mieli ich do wyboru. To również i nimi się nie przejmowali. Jak jeden się obraził, drugiego na wzgórze wynosili. Kapłani ich szybko zmieniali wystrój ich świątyń, tak by brać mogła cieszyć się darem losu i bogów. Tylko jednego Perkuna swego nad wyraz szanowali.
W pracy nad powieścią „Cień księdza Piotra” spotkałam się z pomocą wielu osób. Były to przekazy i pamiętniki mojej matki, listy od mojej rodziny. Ważną pozycją była ofiarowana „Monografia historyczna, społeczna i gospodarcza powiatu janowskiego” opracowana przez Wacława Stefana Flisińskiego, z którym przez długie lata, aż do jego śmierci w Nowym Jorku byłam w bliskim kontakcie listowym. Wacław Stefan Flisiński, emigrant, z benedyktyńską cierpliwością i dokładnością poświęcił wiele lat swego życia studiom nad rodzinnym powiatem janowskim, nie omijając najmniejszego strumyka czy historii przydrożnej kapliczki. Drugi maszynopis jego „Monografii.” znajduje się w zbiorach Biblioteki im. Łopacińskiego w Lublinie. W twórczości DANUTY MOSTOWIN od czasu wojny zamieszkałej w USA autorki m. in. Powieści wydanej w IW PAX „Ameryko, Ameryko” oraz wielu prac naukowych i publicystycznych na temat życia Polonii Amerykańskiej - powieść „Cień księdza Piotra” stanowi ewenement szczególny. Jest to nie tylko - jak poprzednie - powieść napisana z niezwykłym talentem, darem przedstawiania znakomicie podpatrzonych sytuacji i portretów ludzi z krwi i kości, żywych, pełnych temperamentu, bez odrobiny pozy. Jest to w przeciwieństwie do pozostałych, zajmujących się głównie aklimatyzacją Polaków na obczyźnie - powieść historyczna. Bohaterowie w ich codzienności, w ich życiu osobistym i rodzinnym, z ich ludzkimi marzeniami i dążeniami - tu także usiłują się odnaleźć w obcym żywiole, w szczególnie trudnych warunkach - ale chodzi już nie emigrację, lecz o niewolę na własnej ziemi, o sprawę trwania polskości w czasie carskiego zaboru. Dwa pokolenia - ojcowie i dzieci, ale we wspomnieniach i dziadowie jeszcze, powstańcy roku 1863, i już wtedy jak legenda, jak w tajemnicy czczony sztandar - ksiądz Piotr Ściegienny. Rodziny w mieście i na wsi, ile postaci, tyle odmiennych dyspozycji psychicznych, tyle życiorysów - każdy to trochę inna próba zachowania tego, co najbardziej cenne i własne wobec nacierającej obcości. Polska, polskość - ta wielka sprawa jest główną bohaterką wszystkich utworów Danuty Mostowin, to ją wciąż obserwuje w każdej chwili życia swoich bohaterów, rozrzuconych w odległych czasach i obszarach, a przecież bardzo bliskich.
- Ja słyszał, jak ty mówił językiem potwora. To cud.
- Wcale nie. - Przyklęknąłem obok niego. - Straciłem tę umiejętność. Zniknęła.
- Jeśli dar w tobie, to w tobie na zawsze.
W miarę jak przesuwamy się na południe, ludzie stają się bardziej towarzyscy. Człowiek siada w barze i wraz z kawą i posiłkiem dostaje komentarze, pytania, uśmiechy i pozdrowienia.
Z czasem przybywało gości, a trzydzieści ustawionych okrągłych stolików z czterema krzesłami do kompletu mogło przyjąć ponad setkę ludzi i dziesięciu na hokerach przy barze. Kto się spóźnił, musiał stać.
Ostatnimi czasy ludzie znaleźli sobie inne miejsca kultu. Bary, centra handlowe, telewizję, rzeczywistość wirtualną i Internet. Komu potrzebne jest Słowo Boże, skoro do szczęścia wystarczy kilka słów z ust gwiazdy pierwszego z brzegu reality show?
Zdenerwował się. Nie lubił takich ludzi jak Krzysztof Oleszkiewicz. Nawet niepodobna mu współczuć, nie było po nim widać bólu. Gadał, zacietrzewiał się i wsiadał na swojego ulubionego konika. Kanapowy konserwatysta. Facet, który zna rozwiązania wszystkich problemów. To niech je, kurwa, rozwiąże. Podobno w jakiejś knajpie w Nowym Jorku wisiał nad barem napis: „Jeżeli jesteś taki mądry, to dlaczego jesteś taki biedny ?”
...ja i tysiące innych porządnych ludzi w całym Neapolu żyliśmy w świecie Solarów, uczestniczyliśmy w inauguracjach ich sklepów, kupowaliśmy ciasta w ich barze, chodziliśmy na ich wesela, nosiliśmy ich buty, gościliśmy w ich domach, jedliśmy przy tym samym stole, bezpośrednio lub pośrednio braliśmy od nich pieniądze, doświadczyliśmy od nich przemocy i udawaliśmy, że nic się nie stało. Marcello i Michelle byli tak samo częścią nas jak Pasquale. Z tym, że od Pasqualego społeczeństwa od razu się odcięło wyraźną kreską, natomiast w stosunku do takich osób jak Solarowie kreska ta była i jest w Neapolu oraz w całych Włoszech dosyć pokrętna. A im bardziej odskakujemy z oburzeniem, tym bardziej o nas zahacza.
Na świecie istnieją podobno dwa rodzaje ludzi. Jedni kiedy dostają szklankę dokładnie w połowie napełnioną mówią:' Ta szklanka jest w połowie pełna'. Ci drudzy mówią:'Ta szklanka jest w połowie pusta'. Jednakże świat należy do tych, którzy patrzą na szklankę i mówią:'Co jest z tą szklanką? Przepraszam bardzo... No przepraszam... To ma być moja szklanka? Nie wydaje mi się. Moja szklanka była pełna. I większa od tej!'. A na drugim końcu baru świat pełen jest innego rodzaju osób, które mają szklanki pęknięte albo szklanki przewrócone (zwykle przez kogoś z tych, którzy żądali większych szklanek), albo całkiem nie mają szklanek, bo stały z tyłu i barman ich nie zauważył.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl