“Dlaczego w życiu musimy napotykać na liczne i zróżnicowane przeszkody? Dlaczego ten świat jest tak skonstruowany? Dlaczego stwórca nie obmyśli bardziej przyjaznego jednostce ludzkiej scenariusza? Dlaczego, dlaczego, dlaczego?”
“Ludzie na takich stanowiskach jak Artur mają i będą mieć podobne kłopoty. A wie pan dlaczego? Bo powoduje je ludzka zawiść. Po prostu.”
“Zawierano nowe układy, rodziły się nowe zależności. Tyle, że ludzkie umysły i serca są zmienne i nigdy nie można wykluczyć pojawienia się kłopotów i nieporozumień, bo jeśli ktoś może sprzedać duszę jednemu diabłu, dlaczego nie miałby dobić targu z drugim.”
“Nie wiem, dlaczego tak się dzieje, lecz widok śpiącego człowieka, kiedy sam już jestem na nogach, działa mi na nerwy. Oburzenie ogarnia mnie, gdy widzę, jak bezcenne godziny życia ludzkiego – chwile na wagę złota, które nigdy nie wrócą – marnują się w czasie snu godnego bydlęcia.”
“Gdyby Biblia w istocie była dziełem powstałym w wyniku boskiej inspiracji, czyż nie powinna być spójna, pozbawiona błędów, zgodna z prawdą i z prawem, inteligentna oraz piękna? Dlaczego więc zamiast tego pełna jest naukowych absurdów, logicznych sprzeczności, historycznych przekłamań, etycznych perwersji, świadczy o ludzkiej głupocie i jest przykładem brzydkiej literatury?”
“Ludzie lubili też tańczące świnki. I baranki w kapeluszach. O ile Śmierć wiedział, jedynym powodem dowolnych ludzkich kontaktów ze świniami i owcami był fakt, że stanowiły preludium do kotletów i kiełbas. Dlaczego więc na tapetach w dziecinnych pokojach nosiły ubrania, pozostawało dla niego tajemnicą. Patrzcie, kochane dzieci, to ich właśnie będziecie jeść...”
“-Czegoś tu nie rozumiem - poskarżył się.
-Czego? - zainteresowało się drzewo.
-Dlaczego to właśnie ty zacząłeś myśleć?
-Czy zdarzyło ci się kiedyś rozłupywać włoskie orzechy?
-Nigdy w życiu- zełgał na wszelki wypadek. - Ja nie podniósłbym ręki, ale widziałem, jak inni łupali.
-Gdy przejmiemy władzę, zostaną ukarani. Surowo ukarani. A więc wiesz, że miąższ włoskiego orzecha przypomina wyglądem ludzki mózg?”
“Dlaczego więc miałbym cokolwiek "czuć"? Rozumiem, że istota ludzka może powiedzieć: "Zrobiłem coś i teraz jest mi przykro z tego powodu." Ale jak coś podobnego mógłby powiedzieć zimny i pusty Dexter? Nawet gdybym coś odczuwał, jest wysoce prawdopodobne, że w zgodnej opinii ogółu byłoby to raczej coś niepożądanego. Nasze społeczeństwo nie pochwala emocji typu "Potrzeba zabijania" czy "Frajda z Krojenia", a bądźmy realistami, po mnie właśnie tego należałoby się spodziewać.”
“Kiedy uświadomimy sobie, że nie da się zastąpić jednego człowieka drugim, rola odpowiedzialności jaką ponosimy za własne życie i jego podtrzymywanie, ukaże się nam w całej swej wielkości. Człowiek, który zda sobie sprawę z odpowiedzialności, jaką ma wobec innej istoty ludzkiej, która go kocha i z niecierpliwością wyczekuje jego powrotu, albo wobec jakiejś nieukończonej pracy, nigdy nie będzie zdolny odebrać sobie życia. Wie już, dlaczego żyje, a to pozwoli mu znieść to, jak żyje.”
“Może nie da się nie zwariować. Ale dlaczego nie mogę mieć jakichś ludzkich majaków? Ale piczku materinu, perkele saatami vittu, zaszto Disney?
Rozmasował powieki, jakby chciał wcisnąć sobie gałki oczne do środka czaszki.
A potem znowu otworzył oczy.
Maleńka wróżka nadal unosiła się przed nim w powietrzu, z rączkami założonymi za głowę i podciągniętym do góry jednym kolankiem. Zdążył zauważyć, że miała zdecydowanie ludzkie rysy. Nieznajome, ale ludzkie. Konwencjonalnie ładne, jak u modelki.
– Sug elg y helvete – powiedział Drakkainen po fińsku, choć nieuprzejmie. Odwróciła się w miejscu, po czym wypięła na niego maleńki, okrągły tyłeczek i zakręciła nim fachowo, jak striptizerka.
– Napatrzyłeś się? Może zatańczyć przy gałązce?
– Urośnij, mniej więcej pięciokrotnie, to znajdę dla ciebie zastosowanie. Rozumiem, moja podświadomość daje mi do zrozumienia, że jestem emocjonalnie niedojrzały. Dorosły, odpowiedzialny mężczyzna nie przystępuje do tajnego programu i nie opuszcza orbity Ziemi. Zresztą sugerowano mi to przez całe życie. Syndrom Piotrusia Pana i tak dalej. Stąd ten Dzwoneczek. Spie*dalaj, Dzwoneczku. Powiedz Kapitanowi, żeby się podtarł hakiem. Dobranoc.”
“Jednym z najsmutniejszych skutków pierwszeństwa, jakie przyznajemy rozumowi, jest sprzeniewierzenie się głębokiemu poczuciu rzecz wiecznych i poddanie się wskutek tego obawie wywołanej przez najzupełniej fałszywą ideę, jaką powzieliśmy o czasie. Czy jest większa aberacja niż odmierzenie boskości za pomocą miarki odnoszącej się do naszych kroków na tym świecie? Jak mozna pogodzić potrzebę adoracji z ideą skończoności? Czymże jest miłość miniona albo miłość przyszła? Trudność prawdziwego umiłowania tego, co ludzkie, dała sposobność, by zwątpić o miłości powszechnej; nasze ulotne związki zatrute kłamstwem nauczyły nas poszukiwać granic w nieskończonej Saanie Czułości; i czas stał się dla nas w końcu rzeczywistością, a miłość marzeniem. O słabości umysłu! O pospolitości serca! Umiemy uż obchodzić się bez miłości prawdziwej. Ale żyć bez niej to wegetować z niewiedzą o wieczności, to niedorzecznie przeżuwać, w samym łonie pięknej i żarliwej realności, bluźnierczą skargę czasu zbyt krótkich radości i nazbyt długich niepowodzeń. Wybrane stworzenia miłości, władcy rzeczy wieczystych, przełamaliśmy nasze wszechmocne życie na dwie jałowe i posępne części, z których jedna służy nam d zabijania teraźniejszości, druga zaś do opłakiwania tego, co było; oto dlaczego istoty predestynowane do miłosnych uniesień stają nad grobem nigdy nie poznawszy, w swoim przejściowym stanie na tej ziemi, niczego innego poza znudzeniem i ubolewaniem.”
“Janczar od młodych lat miał bliski kontakt z prasą, sam dużo pisał, jeszcze przed wojną zamieszczał w „IKC” mrożące krew w żyłach opisy swoich wspinaczek Potem z każdej wyprawy książka, wywiady dla radia, a ostatnio nawet zainteresowała się nim telewizja. Tymczasem ja unikałem rozgłosu, a nawet często zrażałem sobie dziennikarzy, odmawiając udzielania jakichkolwiek informacji o sobie. Pisałem, ale nigdy nawet nie próbowałem drukować, bo zawsze powiedzieliby: Małecki i na tym polu rywalizuje z Janczarem. My jesteśmy ulepieni z innej gliny, a może mi się tylko tak wydawało, może go nie znałem, może trzeba było zbliżyć się do niego. Choć podejrzewam, że zupełnie inne motywy pchnęły nas do alpinizmu. On reprezentuje – to znaczy reprezentował – raczej szkołę francuską, traktującą relacje człowiek-góry lekko i naturalnie bez całej pseudogłębii, bez dusznej atmosfery górskiego mistycyzmu rodem z Niemiec. Najlepiej pan uchwyci różnicę tych dwóch poglądów analizując reakcję na śmierć w górach. Pierwsi powiedzą: zginął, bo popełnił błąd, albo zginął, bo w górach zawsze giną ludzie i nie ma gór całkowicie bezpiecznych, drudzy zaś dorobią do tego ideologię o krwawej zemście skalnych i lodowych olbrzymów, hekatombie, przeznaczeniu itp. U nas ten ostatni punkt widzenia ma swych licznych zwolenników. Na czym polega sprawa? Wydaje mi się, że chodzi tu o rolę, jaką się przypisuje alpinizmowi. Jeśli traktujemy łażenie po lodowcach jako coś ekstra, coś co nas wyróżnia z ludzkiego mrowiska, pociąga to oczywiście za sobą dorabianie teorii mającej uwznioślić nasze hobby, podnieść w oczach otoczenia, a może i własnych. W mieście jesteś niczym, w górach stajesz się inny, lepszy, a przynajmniej możesz to sobie wmówić. Ile jest pozerstwa w górskim światku, ile urojonego bohaterstwa, dużo by mówić. Reprezentuję pogląd zbliżony do Janczara, interesują mnie tylko dodatkowe powody zmuszające, bo tak to należy nazywać, do chodzenia po górach Co w życiu ludzi chorych na góry znaczą one same? Jak można się wyleczyć z tego nałogu? Oto pytania banalne, ale mnie pasjonujące. Oczywiście uważam się za człowieka wyzwolonego, jestem już w wieku, w którym kończą się sportowe ambicje, więc mam już szansę spokojnie przeżyć jeszcze kilkanaście czy kilka lat, jakie mi pozostały. Choć nie ma tu reguły, giną młodzi, w wieku średnim, ale zdarza się potknąć i seniorom. mogę i ja wreszcie nie krócic z kolejnej wspinaczki, nie wykluczam tego, nikt nie może wykluczyć, dopóki się wspina. Jeśli tak się stanie, nie będzie – mam nadzieję – żadnej sensacji, śmierć w górach jest w końcu zupełnie normalnym zakończeniem tak zwanej alpinistycznej kariery. nikt nie szuka śmierci w górach, taternicy nie mają samobójczych ciągot, a że są wypadki , gdzie ich nie ma Należy je traktować jako rzecz normalną, dać spokój tym, którzy zostali w górach, nie zastanawiać się: winien czy nie, dlaczego zginął, czy popełnił błąd. co to da? Analizujemy śmiertelne wypadki dlatego, by inni nie popełniali tych samych błędów – tak mówią ci, którzy w cieple, w fotelu, popijając herbatę czy kawę próbują odtworzyć, co działo się „tam”. Nie odtworzą, niczego się nie dowiedzą! s. 9-10”
“Patrioci przy rajzbrecie Z Bogdanem Wyporkiem, architekt, urbanista, współautor wielu planów Warszawy rozmawia Krzysztof Pilawski Jak zapamiętał pan odbudowę? – Po wojnie w Warszawie były dwie instytucje, które wszyscy znali: Stołeczne Przedsiębiorstwo Budowlane i Biuro Odbudowy Stolicy. Ciężarówki wywożące gruz miały napis SPB. Nazwę BOS utrwalały tysiące tablic ostrzegawczych: „Biuro Odbudowy Stolicy, obiekt zabytkowy, naruszenie istniejącego stanu będzie karane”. Mnie, młodego chłopaka, te tablice nieraz śmieszyły. Nie rozumiałem, jaką wartość może mieć kupa gruzu, jakieś szczątki. Ale w ruinach leżały fragmenty gzymsów, kolumn, które ułatwiały odbudowę zabytku. Wkrótce przestałem się śmiać, kilofem i łopatą usuwałem gruz, chodziłem na budowę Trasy W-Z, by popatrzeć, jak miasto wraca do życia. A to przecież nie było wcale przesądzone. W pierwszych miesiącach po wyzwoleniu zastanawiano się, czy w ogóle odbudowywać Warszawę. Skala zniszczeń materialnych i strat ludzkich przytłaczała, brakowało pieniędzy, materiałów, narzędzi, urządzeń, maszyn, fachowców. Dwustumetrowy tunel Trasy W-Z kopano metodą odkrywkową… – Bo nie było czym go wydrążyć. To niesłychanie śmiała inwestycja, w której pogodzono interesy modernistów i zabytkowiczów. Poświęcono kilka zabytkowych kamienic, ale efekt zachwycił wszystkich. Przed wojną połowa ruchu z Pragi szła przez most Kierbedzia (na jego filarach oparto potem most Śląsko-Dąbrowski – przyp. red.) i wiadukt Pancera (łączył most Kierbedzia z placem Zamkowym – przyp. red.), a dalej bezpośrednio na Krakowskie Przedmieście lub Podwale. Budowa tunelu udrożniła komunikację z Pragi do innych dzielnic: na Wolę oraz – dzięki przedłużeniu Marszałkowskiej – do Śródmieścia i na Żoliborz. W wyniku likwidacji wiaduktu Pancera pojawiło się jedno z najpiękniejszych miejsc widokowych w Warszawie: panorama Wisły, pałac Pod Blachą, którego wcześniej nie było widać, wyeksponowana bryła Zamku Królewskiego i wysoko posadowionego kościoła św. Anny. Pamiętam, że przed wojną to miejsce wyglądało dużo gorzej. „Królu Zygmuncie, powiedz nam, czyś / Widział Warszawę tak piękną jak dziś?”… – Nie odbieram słów piosenki jak ironii. Odbudowa Starego Miasta była majstersztykiem. Wielka w tym zasługa profesorów Jana Zachwatowicza i Piotra Biegańskiego. Stare Miasto zrekonstruowano w kształcie nie przedwojennym, lecz historycznym. Np. katedra św. Jana miała fasadę w stylu gotyku angielskiego, nadaną w XIX w. Przywrócono jej znacznie wcześniejszą formę, pasującą do otoczenia. Odsłonięto i odbudowano duże fragmenty murów obronnych otaczających Starówkę, rozebrano resztki przyklejonych do nich kamienic. Na ich miejscu urządzono pas zieleni, którego przed wojną nie było. Podobnie jak nie było Barbakanu łączącego Stare i Nowe Miasto. Ten nawiązujący do dawnej budowli obiekt jest powojennym dziełem prof. Zachwatowicza. Takie działanie było sprzeczne z uchwaloną w 1931 r. Kartą ateńską: stare musiało być stare i dokładnie takie samo jak dawniej. – Decyzja o odbudowie zabytkowej części Warszawy szła absolutnie wbrew ówczesnemu modelowi europejskiej sztuki konserwatorskiej. Gdyby działać zgodnie z nim, należałoby rozebrać ruiny albo pozostawić je w nienaruszonym stanie – taki pomysł zresztą się pojawił jako propozycja swego rodzaju pomnika zbrodni dokonanych przez hitlerowców. Moim zdaniem wybrano model najlepszy z możliwych. Odtworzono wiernie najcenniejsze zabytki, opierając się na zachowanej dokumentacji, zdjęciach, a nawet obrazach Canaletta. Gdy brakowało dokumentacji, projektowano obiekty, dbając, by charakterem, bryłą, detalami architektonicznymi dopasowały się do historycznego układu. W ten sposób powstał spójny, harmonijny układ urbanistyczno-architektoniczny: Nowe Miasto, Stare Miasto, plac Zamkowy, Krakowskie Przedmieście, Nowy Świat. W Europie znajdziemy setki starówek wspanialszych niż warszawska. – Nie tylko w Europie, także w naszym kraju, np. w Krakowie i we Wrocławiu. Skoro tak, to dlaczego wysiłek skupiono na pałacowych kolumnach i gzymsach, a nie na wydobyciu ludzi z piwnic, lepianek i ze strychów? – Odbudowa zabytkowej części odbywała się bez wątpienia kosztem budownictwa mieszkaniowego. Ale po spaleniu miasta, wymordowaniu 700 tys. mieszkańców, ograbieniu i zniszczeniu gromadzonego przez pokolenia dobytku pozostałych przy życiu Warszawa musiała nawiązać kontakt z historią. Z miastem, którym była przed zniszczeniem. Jej tożsamość kryła się w najstarszej, położonej na Skarpie Warszawskiej części, która za czasów Stanisława Augusta Poniatowskiego i Królestwa Kongresowego (do powstania listopadowego) uzyskała najpiękniejszy kształt. Dlatego warszawiacy nie mieli wątpliwości, że Stare Miasto, Trakt Królewski i Łazienki muszą zostać odbudowane. Czym byłaby Warszawa bez tych zabytków? Dlaczego warto pamiętać o odbudowie Warszawy? – To był piękny patriotyczny zryw – tyle że znaczony nie krwawą walką, lecz ciężką i twórczą pracą. Odbudowa to przykład, jak wspaniałych rzeczy mogą dokonać ludzie o krańcowo różnych życiorysach – jak komunista Józef Sigalin i adiutant Bora-Komorowskiego Stanisław Jankowski – jeśli połączy ich wspólny cel. To także niezwykły przykład ciągłości historycznej – od czasów dawnych, poprzez przedwojenne plany i wizje, ich okupacyjną kontynuację, wreszcie powojenną realizację. Wielu architektów i urbanistów, którzy odbudowywali Warszawę, pracowało przed wojną u Starzyńskiego albo na Politechnice Warszawskiej. Nie doszło do gwałtownego zerwania ciągłości, charakterystycznego dla okresu przemiany ustrojowej. Nie objawili się młodzi gniewni, którzy z definicji wiedzą lepiej, negują dorobek poprzedników, wyrzucają ich pracę do kosza.”