Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "marzena co to", znaleziono 42

Marzena miała w sobie coś takiego, że chciało się ją objąć ramieniem i pomóc. Sprawić, by te granatowe oczka więcej nie lały gorzkich łez.
Marzena stała jeszcze przez chwilę, zastanawiając się, czy Jadwiga faktycznie jest taka cnotliwa, czy to może tylko cicha woda, która spokojnie drąży brzeg, aby w odpowiednim momencie przerwać tamę i wylać się szerokim potokiem na okoliczne pola.
Silny wiatr szarpał wyblakłymi, lichymi o tej porze roku roślinami rosnącymi wzdłuż linii wydm i wygładzał piach na plaży, wzbijając go raz za razem w powietrze niczym pył. Na morzu szalał sztorm.
Spojrzał na kobietę i wykrzywił twarz z obrzydzeniem. Odszedł, walcząc z naporem powietrza, w stronę wejścia, którym przed chwilą wbiegł. Nie rozglądał się, niczego nie obawiał. Wiedział, że w takich warunkach nikogo żywego wokół nie było.
Nikt nawet by jej nie zauważył. Jest niewidzialna. Ludzie mijają ją na ulicy jak powietrze, a jeśli czasem ktoś przez przypadek na nią spojrzy, szybko odwraca wzrok.
Zawsze była troskliwą matka, dbającą o dobro swojego dziecka i snującą plany dotyczące jego przyszłości. Uważała, że właśnie to definiuje ja jako kochającego rodzica. To ona wybrała najlepsze przedszkole, prywatną szkołę podstawową i liceum już niestety publiczne, ale za to znane z wysokiego poziomu.
Choć jej gorąco i ciężko, jest niemal szczęśliwa. Przymyka oczy i pozwala słońcu ogrzewać policzki. Wędruje. Ma wielką ochotę usiąść i się napić, ale z rozmysłem przeciąga tę chwilę. Czas płynie, lecz nie ma znaczenia. Tu i teraz czuje się dobrze. Tu i teraz może sobie trwać nawet i wiecznie.
Wie, że czeka ją bezsenna noc po przespanym w krzakach dniu. Nie martwi jej to. Wciąż ma jeszcze trochę wina. Zastąpi jej dobrego kompana, który nie ocenia, ale zawsze służy pomocą.
Chciałaby zanurzyć się w tej kąpieli. Położyć się na powierzchni i dać się ponieść rzece, wypłynąć z Krakowa, przemierzyć cały kraj, a potem chlupnąć do morza i dalej w świat.
Gdy jest się bezrobotnym, bezdomnym i zdanym tylko na siebie w dużym mieście, trzeba wiedzieć rzeczy, na które ludzie zwykle nie zwracają uwagi.
Otwierane butelki i puszki wyznaczają rytm każdego dnia. Są celem, sensem, nagrodą i koniecznym warunkiem, by dotrzeć do dnia następnego.
Grała działkowiczkę. Przez chwilę była kimś innym i sprawiało jej to przyjemność, chociaż paradoksalnie to od odgrywania ról niegdyś uciekła.
- Wciąż traktują mnie, jakbym miała piętnaście lat. Nie wiem, co sobie myślałam... Że jak ojciec zobaczy przyszłego wnuka, rozczuli się i zmieni front? Przecież to idiotyczne! Widział je na ekranie i wściekł się, bo jest za duże, żeby je wyskrobać!
Za szkolnych czasów nigdy nie był prymusem, właściwie nie uczył się wcale, ale nie było możliwości, by syn dyrektora nie zdał do następnej klasy. Zawsze dostawał wszystko, czego chciał, i zawsze jak kot lądował na czterech łapach. Dzięki wpływowym rodzicom wybryki uchodziły mu na sucho, czuł się nietykalny.
Pomimo intensywnego i kosztownego leczenia matka Roberta znikała w oczach. Nowotwór kpił sobie z kuracji, chemioterapii, operacji, zabiegów. Zainteresował się innymi organami i kolonizował coraz to nowe obszary umęczonego ciała słabnącej kobiety, żony i matki, która w obliczu zbliżającej się śmierci najbardziej martwiła się o męża i syna.
Oczywiście aspiracje i dążenia córki utożsamiała z własnymi. Pragnąc dla niej wolności, którą sama się nie nasyciła, paradoksalnie narzuciła jej drogę życiową, odbierając możliwości wyboru i decyzyjność.
Zawsze obwiniała Patrycję, chociaż nie potrafiła uwolnić się spod jej wpływu, po prostu uciec, odciąć pępowinę. Obwiniała, a jednocześnie usprawiedliwiała, bo przecież mam zawsze chciała jej dobra. Nie była złym człowiekiem. Zaborczym, bezkompromisowym - tak, ale nie złym.
Oni żyli swoim życiem, bardziej akademickim, imprezowym, spontanicznym, ona starała się godzić naukę z domem, wychowaniem dziecka, tęsknotą za mężem i tym, by sprostać wymaganiom rodziców.
Jak mawiał Antoni: w każdej rodzinie skrywane są sekrety, o których nie wszyscy członkowie wiedzą, a reszta udaje, że nie wie.
Miasteczko małe, to i wybór niewielki miałam. Pił już przed ślubem, ale powiedz mi, kto nie pił? Po robocie nieraz albo jak imieniny były, urodziny, jakaś okazja, to zawsze. Bez okazji też. Normalnie. Jak wypił za dużo, to robił się agresywny.
Pod presją sytuacji Żaneta sięgnęła po alkohol, popłynęła i życie się rozsypało.
- Może tę pracę dostał, to nie ma czasu. A wiesz, on ma telefon. Taki nowoczesny. To dobry znak.
- Wszyscy teraz takie mają. - zauważyła Żaneta.
- My nie.
- My jesteśmy daleko poza nawiasem.
Śmierć nigdy nie jest piękna, cierpienie nie jest estetyczne, jak na obrazach starych mistrzów, ale to wszystko blaknie przy pięknie życia, o którym będzie pamiętał ten, kto zostanie.
- Nie martw się.- Emil otoczył ją ramieniem.-Ludzie, którzy się kochają, rozstają się tylko po to, by do siebie wracać. Myśl o jutrze.
Jesteśmy młodzi, póki chcemy być młodzi. I nie ma to nic wspólnego z biegiem lat.
Składam delikatny i czuły pocałunek na jego wargach. Tak musi wyglądać szczęście.
Póki żyjesz, zawsze możesz zacząć wszystko od nowa.
Przez szczelnie zamknięte okna nie przedostawał się z zewnątrz żaden dźwięk. Półmrok, w którym pogrążony był pokój, rozświetlała tylko wąska szczelina w zaciągniętych kotarach, przez którą prześwitywało zachodzące słońce.
Nie można równocześnie nie szanować innych i mieć szacunek do siebie. To znaczy można, ale wtedy to nie jest żaden szacunek, to kłamstwo.
- Zwykle mężczyźni szukają u kobiet tego, czego brakowało im w domu. Pewnie właśnie dlatego mój narzeczony wybrał najradośniejszą kobietę, jaką poznałam w życiu.
© 2007 - 2025 nakanapie.pl