Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "poza marsa", znaleziono 118

,,Zabij go! - krzyknął Mars.
Kocham tego faceta! - odkrzyknął Ares. - Ale i tak go zabij!"
Najwyraźniej przyjaźń była możliwa tylko między kobietami, bo faceci wciąż nie potrafili tego rozgryźć. Może naprawdę pochodzili z Marsa.
Miłośnicy astronomii mogą skojarzyć Puńsk z... kraterem na Marsie, któremu Międzynarodowa Unia Astronomiczna nadała tę nazwę w 1976 roku.
Moim zdaniem faceci nie są z Marsa. Oni po prostu zostali stworzenie przez innego Boga, który na pewno był kobietą, sądząc po nieznajomości logiki.
Wyciągamy ręce by przeszyć chmury i sięgnąć poprzez niebo. I choć dosięgamy do Księżyca i Marsa prawda wciąż leży zbyt daleko.
Nie mając pola magnetycznego, Mars nie ma żadnej ochrony przed promieniowaniem słonecznym. Jeśli byłbym na nie wystawiony, dostałbym takiego raka, że jeszcze ten rak miałby raka.
Na Księżycu można zostawić każdą rzecz, położyć na kamieniu i wrócić po stu latach, po milionie, ze spokojną wiedzą, że leży nietknięta. Na Marsie nie można niczego upuścić - wsiąkłoby na amen.
Dynamiczni ambitnicy spod znaku marsa zawsze spalają się w ogniu swej wielkiej pasji, a politycznego pokera rozstrzygają na swoją korzyść "chytrzy Bizantyjczycy"
Pamiętam jeszcze czasy, kiedy największą nagrodą dla dziecka była obietnica niedzielnej przejażdżki na Marsa, a teraz rozkapryszony malec nie zje śniadania, jeśli ojciec nie wywoła dlań specjalnej eksplozji gwiazdy Supernowej!
Każ­de­mu, kogo ura­zi­łem, chcę przy­po­mnieć, że wy­my­śli­łem na nowo sa­mo­cho­dy elek­trycz­ne i za­mie­rzam wy­słać ludzi na Marsa w stat­ku ko­smicz­nym. Spo­dzie­wa­li­ście się, że ktoś taki jak ja bę­dzie nor­mal­nym, wy­lu­zo­wa­nym go­ściem?”.
- Ładne nie to, co ładne, ale to, co się komu podoba - skwitowała starsza dama z taką miną, jakby odkryła ślady życia na Marsie. - Jeśli odchody nazwiemy fiołkami, nie będzie to oznaczać, ze nagle zaczną anielsko pachnieć, nieprawdaż?
Znaleziono ENVOYA. Nikt nie przeżył". Drugi meldunek, którego treść wstrząsnęła światem brzmiał: "Mars jest zamieszkany". W trzecim meldowano: "Poprawka do meldunku 23-105. Znaleziono jednego ocalałego rozbitka z ENVOYA".
W Polsce antysemityzm jest religią. Kto tam Żyda na oczy widział? Ci, którzy widzieli i mogli go jeszcze pamiętać mają po osiemdziesiąt lat i więcej. Polska jest pod tym względem krajem absolutnie nienormalnym. Gdyby ktoś z Marsa tam wylądował i przez miesiąc czytał polskie gazety, toby pomyślał, że Żydzi to najpoważniejszy problem tego kraju.
Rozejrzałem się w poszukiwaniu wolnego miejsca, najlepiej gdzieś z boku i przy filarze, bo gdybym znalazł oparcie dla głowy, na pewno udałoby mi się zdrzemnąć. Ale wolnych miejsc było mniej niż przejawów życia na Marsie. (...) W przedostatniej ławce po prawej zobaczyłem Adama. Albo przyszedł tu poprzedniego dnia wieczorem i przenocował, żeby złapać miejscówkę, albo po prostu jest szczęściarzem.
Jak wiemy z książek historycznych - chociaż naprawdę trudno w to uwierzyć - były czasy, gdy Organizacja Narodów Zjednoczonych miała stu siedemdziesięciu dwóch członków. Organizacja Planet Zjednoczonych ma ich tylko siedmiu i to nieraz wydaje się dużo. W kolejności oddalenia od Słońca reprezentowane są planety: Merkury, Ziemia, Księżyc, Mars, Ganimedes, Tytan i Tryton.
Podamy panu pod narkoza dzieło świetnych ekspertów: ludzi, którzy cale lata spędzili na Marsie; zresztą w każdym przypadku sprawdzamy wszystkie najdrobniejsze detale. Wybrał pan sobie niezbyt trudny wariant wspomnień. Gdyby zdecydował się pan na Plutona, albo zapragnął być Imperatorem Sojuszu Planet Środka, mielibyśmy poważniejsze kłopoty. No i opłata byłaby o wiele wyższa.
Nocą razu pewnego zobaczył astronom
Postać piękną i dumną w szaty ustrojoną.
Włosy jej Saturn brązem przepięknym obdarzył.
I przydał barwy piżma jej szlachetnej twarzy.
Mars nie skąpił czerwieni dla jej ust wspaniałych,
Zasię Strzelec jej spojrzeń ofiarował strzały:
Merkury - rozum, którym wszech wobec zachwyca,
A zawiść odwróciła od niej Wielka Niedźwiedzica.
Pogrążył się astronom w wielkie zdziwienie,
Bo i Księżyc u stóp jej ucałował ziemię.
-To najważniejsze rzeczy z zaopatrzenia, jakie dostajemy - ogłosił Minho. - Przynajmniej dla nas. Za każdym razem przysyłali w Pudle nowe. Gdybyśmy biegali w kiepskich butach, nasze stopy przypominałyby teraz cholerną powierzchnię Marsa. - Pochylił się i zaczął szperać w skrzyni. - Jaki masz rozmiar?
-Rozmiar? - Thomas zastanawiał się przez chwilę. - Nie wiem. [...] Schylił się, ściągnął but, który miał na sobie, odkąd pojawił się w Strefie, i zajrzał do środka. - Czterdzieści cztery.
-Ja pierniczę. Ale masz wielgaśnie szwaje. - Mihno wstał, trzymając parę lśniących, srebrnych butów. - Wygląda na to, że mamy tu jakieś. Stary, w tym można udac się na spływ górski.
Byli malkontenci, którzy twierdzili, że teksty generowane przez boty pozbawione są pierwiastka twórczego i ludzkich emocji. Wskazywali na wady prozy tworzonej przez sztuczną inteligencję, a zwłaszcza poezji, nazywając powstałe utwory przypadkowym zbiorem fraz, którym ludzki umysł przypisuje sensy i emocje, których tam nie ma. Dzieje się to na takiej samej zasadzie, jak dopatrywanie się w przypadkowym układzie skał na Marsie rysów ludzkiej twarzy albo dostrzeganie pięknego obrazu w plamie oleju na kałuży.
Rudolf nie odmawiał racji krytykom literackim czy malarskim, ale zadawał sobie pytanie, czy to cokolwiek zmienia. Nie znał się wprawdzie na poezji i nie widział różnicy między wierszem ułożonym przez człowieka a wierszem ułożonym przez maszynę, obydwa były dla niego przypadkowym zbiorem fraz, ale lubił prozę i według jego oceny proza tworzona przez sztuczną inteligencję nowej generacji nie była gorsza od tego, co tworzyła większość ludzi, nie wyłączając pisarzy.
Wiedząc o tym, jak szybko nudzi się sam seks, choćby najbardziej wymyślny, Rudolf naciskał na włączenie w zakres funkcjonalności botów umiejętności generowania opowieści, którą nazywał funkcją Szeherezady. Miał rację. Boty z funkcją Szeherezady cieszyły się większym powodzeniem i dłużej były z klientami.
Umieranie jest strasznie nudne - powiedział. - Jeśli nie zejdę w marę szybko, to możliwe, że umrę z nudów.
Kira zemdleje, kiedy się dowie. Maks, ona teraz na bank za ciebie wyjdzie. Sama ci się oświadczy.
Jak Mara przygotowała i wychowała Ewę na coś lepszego, tak samo musi robić każdy rodzic. Poprzez lekcje życia, miłości, wykształcenia – i tak, również bólu i cierpienia.
I choć zmieniła wszystko na zewnątrz, to w środku wciąż była lgnącą do mroku grzeszną duszą, którą zamierzałem zabrać ze sobą do piekła.
Wiem o tym, bo tak naprawdę Zoe jest wężem nakłaniającym do grzechu. Manipuluje i udaje kogoś, kim nie jest, byle osiągnąć swój cel.
Moja odpowiedź go usatysfakcjonowała, bo uśmiechnął się do mnie tak, jakbym obiecała, że co najmniej oddam mu duszę.
Nie jestem tym gnojem. Jestem twój. Jestem twoim aniołem stróżem. Twoim cieniem w narożniku pokoju. Szeptem we śnie. Myślą w ciemności. Byłem przy tobie niemal przez dwa ostatnie lata. Wiem o tobie wszystko. Pragnę cię. Zabijałem dla ciebie.
Nie znam dobra, nie znam zła. Nie mam pojęcia, co stało się z ich duszami, ale wiem jedno. To nie twoja wina. Nie masz prawa mieć wyrzutów sumienia.
Nie chcę, byś traktował mnie jak psa przygarniętego z ulicy, głodnego, nieodzianego i spragnionego, którym ty łaskawie się zajmujesz.
Chcę, byś na zawsze zapamiętała, że twoje grzechy nie robią na mnie wrażenia. Są częścią twojej duszy, a ona mnie fascynuje. Właściwie to jest ona jak ogród rajski z wężem w środku, niczym płonąca biblioteka aleksandryjska i mordercze krucjaty.
Znów ten głos wołający z otchłani. Każdy mięsień w moim ciele napiął się pod wpływem jego tonu, krew zakrzepła. Moja dusza była gdzieś indziej niż ciało, a wszystko mówiło mi, ze jeśli spełnię jego prośbę, wrócę do siebie.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl