Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "robertem jak w", znaleziono 1063

Nie chciał zostać papieżem - tego jednego był absolutnie pewien. Modlił się z całego serca, by oszczędzono mu tej golgoty.
Skromna, a przy tym bardzo atrakcyjna i po kilku drinkach odważna bardziej niż myśliwy na safari, co było jej wieczną zgubą.
Nóż ślizgał się dziewczynie w spoconej dłoni, obracała go i zaciskała, aż pobielały jej knykcie.
Dźwięk się powtórzył i teraz był wyraźniejszy. Tak jakby ktoś przesunął jakiś przedmiot. Lecz nadal nie potrafiła dokładnie określić, co to mogło być.
W salonie stał telewizor, którego prawie nie używała. Wolała czytać książki i słuchać muzyki.
Z czasem przybywało gości, a trzydzieści ustawionych okrągłych stolików z czterema krzesłami do kompletu mogło przyjąć ponad setkę ludzi i dziesięciu na hokerach przy barze. Kto się spóźnił, musiał stać.
W słuchawkach płynęła muzyka, powietrze robiło się bardziej delikatne, a niedzielny poranek nieźle ją zmotywował.
Pokój wpuszczał sporo promieni słonecznych i miał dobry widok na otaczający budynek ogród. Był najbliżej schodów i nie trzeba było przechadzać się długim korytarzem, by do niego dotrzeć. Jeden z najczęściej zajmowanych przez gości.
Każdego dnia dawała rady obcym ludziom i trzymała ich na duchu, ale samej sobie nie potrafiła pomóc. Była samotna, chociaż otoczona dziesiątkami tysięcy fanów.
Była dziś już trochę zmęczona, głodna i nie mogła doczekać się wygodnej kanapy w sypialni. Pocieszające było tylko to, ze dwie ulice dalej czekał na nią kot, który ocierając się, przywita ją w drzwiach. Zamiauczy, poprosi o swoją porcję jedzenia i wymusi potem niewielką połać kołdry w sypialni.
Dzień, w którym jej życie się zmieniło, zdarzył się latem, gdy w Anglii od tygodnia trwała fala upałów. Judith zostawiała wszystkie okna otwarte, by złapać jakiś wietrzyk z doliny, ale na próżno. Gorące promienie słońca wnikały w cegły i belki domu, w dębowe schody i balkon dla orkiestry.
Zaczęła się rozbierać. Gdy zdejmowała kolejne części garderoby, czuła się tak, jakby spadał z niej ciężar duszących codziennych ograniczeń. Gdy już była naga, wezbrała w niej psotna radość.
Gdyby ktoś w owej chwili przebywał na rzece i miał sposobność popatrzenia na dom Judith, zobaczyłby bardzo niską i przyjemnie pulchną kobietę sporo po siedemdziesiątce, z rozczochranymi siwymi włosami, nagą, nie licząc peleryny narzuconej na ramiona, stojącą w wykuszowym oknie, jakby była jakąś superbohaterką. Pod wieloma względami nią była.
Po prostu jeszcze o tym nie wiedziała.
To, że w pokoju piętrzyły się sterty ubrań, niedojedzone posiłki oraz stosy nieprzeczytanych gazet i czasopism, zupełnie jej nie przeszkadzało. Nigdy nie zwracała uwagi na bałagan. Prawdę mówiąc, pozwalała mu się otoczyć, tak jak pozwalała ogarnąć się rzece, kiedy szła popływać. Im większy bałagan panował w jej pokoju, tym bardziej czuła się chroniona i bezpieczna.
Sięgnęła po tablet. Nie przepadała za tym urządzeniem, ale przydawało się do robienia zdjęć i wysyłania krzyżówek do gazet, więc od kilku lat żyła z nim w zgodzie.
Uniosła tablet do twarzy, ale durne ustrojstwo nie chciało się odblokować, twierdząc, że nie rozpoznaje właścicielki. Judith odchrząknęła głośno, przeklinając po raz kolejny upokorzenia związane z byciem kobietą w słusznym wieku.
Siedziba Stefana, zdaniem Judith, prezentowała się naprawdę okazale. Był to przebudowany młyn wodny z drewnianym kołem, które nadal leniwie się obracało, w ścianach budynku wycięto różnych rozmiarów prostokątne otwory i wstawiono w nie okna. Dom był przyjemnie staroświecki i nowoczesny zarazem.
Kiedy jej oddech po wysiłku się uspokoił, uświadomiła sobie, że w powietrzu unosi się specyficzny odór, jak ze sterty kompostu. Czy to wina rzeki? Popatrzyła w dół na wodę płynącą przez kratę. Tkwiła tam na wpół zanurzona uschnięta gałąź - blokowała przepływ i zatrzymała liście.
W następnej chwili Judith coś sobie uzmysłowiła.
W wodzie nie utkwiła gałąź.
To było ludzkie ramię.
Ta kobieta mogła być skuteczna, a nawet kompetentna, ale najwyraźniej brakowało jej wyobraźni. Typ "przewodniczącej samorządu", uznała niezbyt uprzejmie starszej pani.
Nie był obleśny. Był po prostu starszym panem. Sam tak o sobie mówił. Starszy pan. Mieszkający samotnie ze swoimi dziełami sztuki.
Desperacja popycha ludzi do głupich czynów.
Nadal miała wrażenie, że ktoś na nią patrzy.
Bardziej, żeby uspokoić myśli, niż z jakiegokolwiek innego powodu, ruszyła w stronę szafy, otworzyła drzwi i przekonała się, że znajdują się w niej tylko szmaty pastora na wieszakach.
Tak jak przypuszczała.
Kobieta w szafie wyglądała przyzwoicie. Co więcej, tryskała zdrowiem. Była tuz po czterdziestce, miała gładkie blond włosy i nosiła czarną pikowana kamizelkę, obcisłe legginsy i jaskraworóżowe buty do biegania. Co u licha robiła w szafie w pustym kościele?
Jego wzrok spoczął na budynku, który niedawno opuścił. W myślach nadal nazywał go centralą Abwehry - taka nazwa już pewnie na zawsze pozostanie w użyciu wśród starszych oficerów wywiadu wojskowego.
Kierując się w stronę parku, parę razy skręcał w boczne uliczki. Dwa razy w oknach narożnych kamienic udało mu się sprawdzić, czy nikt za nim nie idzie. Minął kilka osób, ale żadna nie szła w tym kierunku co on.
Usłużny mężczyzna pomimo zimna wyszedł z nim przed sklep i chętnie wskazał kierunek. Ta chwila umożliwiła mu zerknięcie na oba końce ulicy. Uspokojony ruszył w dalszą drogę.
Ponownie rozejrzał się, czy nikt nie nadchodzi. Teczkę przełożył do lewej ręki, a prawą pomacał pod barierką. Poczuł najpierw zwartą masę starej zaprawy, potem dwie wystające końcówki cegieł. Jego dłoń trafiła w końcu na taką, która delikatnie się poruszyła. Ostrożnie ją wyciągnął. Z drugiej strony była wydrążona. Przytrzymał ją lewą dłonią. Wsadził palec drugiej dłoni w otwór. Wyczuł brzeg złożonych kartek papieru niewielkich rozmiarów.
Nisko kłaniający się dyrektor restauracji był doskonałym potwierdzeniem tezy, że pozycja gościa w normalnych czasach jest głównie na wysokich i częstych napiwkach.
Restauracja, mimo że przeniesiona do piwnic ze względów bezpieczeństwa, zachowywała pozory znanego z wysokich cen berlińskiego lokalu. Menu nie było już tak wykwintne jak dawniej, ale zapewniało nie najgorszy wybór w porównaniu z jadłospisem przeciętnych berlińczyków.
Starając się prowadzić lekką rozmowę z dziewczyną, von Wedel dyskretnie rozejrzał się po sali. W dymie papierosowym dostrzegł wiele znanych postaci z elit niemieckiej armii i służb bezpieczeństwa. Wymienił ukłony, po czym skupił się na swojej partnerce.
© 2007 - 2025 nakanapie.pl