Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "ronnie jednym", znaleziono 41

Mięso w dużych kawałkach - czasami nawet z kością - pieczono na rożnie.
- No to wchodzę do Jakuba na podwórze a on coś sobie opieka na ognisku. Na rożnie znaczy się... Ja go pytam: "Jakub, gdzie upolowałeś taką żółtą wiewiórkę?", a on mi na to: "Powiedziało, że nazywa się Pikaczu
Ronnie nie był uczniem. Był był wnukiem staruszki, bratankiem czy czymś takim, co dawało mu prawo do włóczenia się po terenie szkoły i bicia dowolnego dziecka, które było od niego mniejsze, słabsze albo mądrzejsze - co oznaczało, że miał mniej więcej cały świat do wyboru.
"Jesteś taka piękna, Gab - posłał mi komplement, któ ry wzniecił we mnie żar. Jeszcze nie doszłam do siebie po bliskości naszych warg, a krew w moim ciele ponownie została wzburzona. Nie mogłam nawet uspokoić przy spieszonego bicia serca, bo wargi Eryka znowu zetknęły się z moimi. Nasz drugi pocałunek smakował inaczej.. Był szybszy. Zwariowany. Z pewnością kradł więcej tlenu. Czyżby każdy pocałunek cechował się innym smakiem? Uczyłam się jego ust na pamięć. Pilnie zapamiętywa łam zwinny ruch języka i odpowiadałam jego rozkosz nym natarciom. Męskie wargi były takie ciepłe i mokre. Pyszne i podniecające."
Bennie Noakes siedzi przed telewizorem nastawionym na SKANALIZATOR. Jest nafaszerowany odjazdyną po uszy i powtarza w kółko:
- Jezu, ależ ja mam wyobraźnię!
- To twój stary przyjaciel, Tool? A może chciałby, żebyś mu rzucił jedną ze swych kości?
Martwiak przez długą chwilę przypatrywał się mu w milczeniu.
- To był żart - wyjaśnił Toc, wzruszając ramionami. - Czy raczej jego marna imitacja. Nie wiedziałem, że T'lan Imassowie się obrażają.
[...]
- Zastanawiałem się nad tym - oznajmił z namysłem Tool. - To zwierzę to ay i w związku z tym nie interesują go kości. Ay wolą mięso, jeszcze ciepłe, jeśli to tylko możliwe.
Toc stęknął głośno.
- Rozumiem.
- To był żart - dodał Tool po dłuższej chwili.
Gdybyśmy byli w stanie stawić czoło temu, że śmierć jest nieunikniona, i uczciwie się z tym pogodzić, zanim przyjdzie, moglibyśmy zmienić nastawienie, kiedy jeszcze na to pora. Moglibyśmy się wtedy skupić na prawdziwych wartościach. Bo jeśli zdajemy sobie sprawę, że nasz czas jest ograniczony, to choć nie możemy wiedzieć, czy mamy przed sobą lata, tygodnie, czy godziny, w mniejszym stopniu ulegamy swojemu ego i mniej liczymy się z tym, co myślą o nas inni. Koncentrujemy się na tym, czego sami pragniemy. Jeśli mamy świadomość, że życie kiedyś się skończy, że nieustannie zbliża się śmierć, możemy nadać swojemu istnieniu sens i póki trwa, czerpać z niego satysfakcję.
Jeden z mężczyzn wyciągnął pistolet i przystawił do głowy temu, którego Zofia nazywała Polakiem. - O Boże, nie - szepnęła bezdźwięcznie. Rozległ się strzał i Polak upadł w śnieg.Z drzew zerwało się stado wron. Po chwili wokół głowy zabitego widać było powiększającą się plamę krwi. mężczyźni chwycili bezwładne ciało i pociągnęli je w krzaki po przeciwległej stronie polany. Zofia nie mogła się ruszyć.Nawet nie wiedziała kiedy usadła na śniegu, chyba podczas wystrzału nogi odmówiły jej posłuszeństwa.
Do budynku prowadziła długa aleja starych, powykrzywianych kasztanowców, ale najpierw trzeba było przejść przez rozległy park, w którym rosły potężne rododendrony, wysokie białodrzewy, stareńka magnolia i gigantyczny buk o purpurowych liściach wraz z innymi wielkimi krzewami i drzewami, których nazw Kirstine nie znała.
Małe wzgórze leżało pośrodku polany, na której późnym latem kwitły wrzosy i rosły kurki. Na samym szczycie było ustawionych pięć dużych kamieni, niektóre z nich przewróciły się już kilkaset lat wcześniej i nikt obecnie nie pamiętał, czemu miały kiedyś służyć.
Teraz otworzyła kopertę i rozłożyła list. Wydrukowano go na papierze o chropowatej strukturze, wyczuwalnej między palcami. Na samej górze kartki widniało coś w rodzaju wytłoczonego logo z różą w środku. Poniżej napisano złotymi literami: Szkoła Rosenholm.
Nie widzą mnie, bo nie sposób mnie dostrzec. Za to ja widzę je. Każdą jedną, bez wyjątku. Zachowuję w pamięci ich twarze, bo to, którą wybiorę, będzie miało kluczowe znaczenie. Można powiedzieć, że to kwestia życia i śmierci.
Klucz łatwo obracał się w zamku, ale szuflada się zacinała i żeby ją wysunąć, Kirstine musiała mocno szarpnąć. List leżał na samym wierzchu, rozpoznała go od razu. Gruba biała koperta.
Wiatr kołysał wierzchołkami drzew, ale na dole, między pniami, powietrze było nieruchome. Pachniało świerkowym igliwiem, zwiędłymi liśćmi, mchem, woda i ziemią.
Gdyby nie świadomość, że nikomu nie chciałoby się zadawać sobie aż tak wiele trudu, aby ją oszukać, uznałaby ten list za żart. Ale to nie wchodziło w grę.
W bibliotece było ciepło i przytulnie. W kominku na końcu pomieszczenia palił się ogień, a wokół okrągłych stołów stały głębokie fotele.
A gdyby tak opowiedziała rodzicom o tym, jak naprawdę się czuje, nad czym się zastanawia, czego się boi i pragnie?
Ponieważ nie było żadnych wolnych miejsc, zamknęła się w toalecie. Wyglądała blado w porysowanym lustrze, które zniekształcało jej twarz.
Dawniej nie oparłaby się pokusie otwarcia szuflady, brzytwa wciąż tam leżała.
Magia nie jest ani dobra, ani zła. Po prostu jest. To my używamy jej do czegoś, co ma określone znaczenie.
Miała wrażenie, jakby więziły ją tysiące gałęzi, wijące się korzenie przeszywały jej ciało na wylot, oplątywały jego organy, wypełniały jej uszy dziwnymi klikającymi dźwiękami. W następnej chwili drzewo ją puściło, a ona zwróciła twarz ku jego rozłożystej koronie, aby sprawdzić, który z konarów zaświecił się jasnym blaskiem.
Najczęściej zmieniał się w orła, ale potrafił, jeśli chciał, przybrać także inną postać. Było to coś absolutnie niezwykłego. Osoby zmiennokształtne są rzadkie i zwykle potrafią się zmieniać w tylko jedno zwierzę.
Tym razem zaczekam na najodpowiedniejszą chwilę. Fiołki muszą zakwitnąć. Tak jak wtedy. A białodrzewy - szumieć na wietrze. Tak jak wtedy. Dziewczyna zaś musi umrzeć. Tak jak wtedy...
Dni stają się coraz krótsze, powoli zbliża się ten moment, ale nadal zostało sporo czasu. Na to, żeby ją odnaleźć i ze mną związać. Na zawsze.
Zbocze, strumień, morze kwitnących fiołków. Nie były tutaj same.
Dziś w nocy zakwitną fiołki. Potem nic nas nie rozłączy.
W Rosenholmie kontakty między dziewczętami a chłopcami były zabronione, czego uczniowie z reguły przestrzegali - przynajmniej wtedy, gdy znajdowali się pod baczną obserwacją nauczycieli.
Nawet w pochmurny dzień położony wśród świeżo skoszonych pól zamek z białymi wieżyczkami i dumną iglica przedstawiał piękny widok.
Gdyby miała odwagę, spytałaby ją, czy reputacja rodziny obchodzi ją bardziej niż dobro córki.
Na deptaku nie było żywej duszy. Świąteczne girlandy wiszące w poprzek ulicy pomiędzy oświetlonymi witrynami sklepów powiewały na silnym wietrze. Jego podmuchy przewróciły choinkę, ale lampki nadal świeciły się w ciemności.
© 2007 - 2025 nakanapie.pl