Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "swieta sowa", znaleziono 20

Dzięki kwarantannie dowiedziałem się, że mam dużo mniej siwych włosów niż ona.
Żeby elektryczna golarka chwyciła siwy zarost pod nosem, Clint musiał wykrzywić twarz w grymas godny Quasimodo
Uważam, że jeden siwy włos to jedna rzecz, której się nauczyłam, to jakaś wiedza, którą zdobyłam przez ten cudowny czas, gdy żyję.
(...) świat to większe miejsce niż mały cmentarz na wzgórzu, ma w sobie tajemnice i niebezpieczeństwa, nowych przyjaciół, których może poznać, i starych, których odkryje na nowo. Błędy, które popełni, i wiele ścieżek, na które trafi, nim w końcu powróci na cmentarz bądź pojedzie z Panią na szerokim grzbiecie wielkiego siwego ogiera.
Tego wieczora pogoda może była złowróżbna, ale noc mijała spokojnie, przynajmniej aż do momentu, gdy na tafli jeziora pojawił się powóz. Nie sanie, a czterokołowa berlinka, ciągnięta przez dwa siwe konie.
Strasznie było tak iść mostem, który chwiał się i huśtał, a w dole pod sobą widzieć niemal całe Kaszuby pogrążone w jesiennym śnie, w kołderce z rudych liści i siwych mgieł.
Życie obiera często przedziwne ścieżki. Jednym układa się lepiej, innym gorzej. Gdy na głowie pojawiają się siwe włosy, a na twarzy zmarszczki, dociera do człowieka, ile ziemskiego żywota ma już za sobą.
Cieszę się, że mogłem nazywać go przyjacielem. Na pewno wiele jego rad zostanie ze mną na dłużej. Jak choćby ta, że to, co ma być w statystyce, już się nie zmieni, więc czy uzupełni się ją w czerwcu, czy we wrześniu, to nie ma specjalnego znaczenia. Najwyżej naczelnikowi przybędzie kilka siwych włosów.
- W pani pracach brak emocji, są takie beznamiętne, pospolite. To nie jest prawdziwa sztuka, ale niech się pani nie martwi, na deptaku w Ciechocinku na pewno będą się podobały - stwierdził szacowny siwy profesor, przewodniczący komisji egzaminacyjnej, śmiejąc się z własnego niestosownego żartu.
W swojej o rozmiar za dużej, wielokrotnie spranej marynarce, krzywo zawiązanym krawacie i rozczochranych siwych włosach prezentował się jak obraz nędzy i rozpaczy i gdyby nie fakt, że wciąż był najważniejszą osoba w państwie i twardą ręką trzymał za mordę całą partię, to można by go pomylić z jakimś kloszardem.
Istnieje kilka przełomowych momentów w życiu kobiety. Na przykład pierwszy raz, gdy ktoś jej wytknie, że jest za gruba. Albo pierwszy raz ogólnie (wiadomo jaki). Lub oświadczyny, które dają pewność, że jednak nie zostanie starą panną. Pierwsze złamane serce. Pierwszy siwy włos. Pierwszy poród. Kolejność nie ma znaczenia.
Pacjentka jest w trudnym do określenia wieku. Ma zamknięte oczy, choć jej włosy wyglądają, jakby dopiero co zostały umyte i uczesane. Sprawiają tez wrażenie świeżo przystrzyżonych, a siwe odrosty są ledwie widoczne. Dla odmiany twarz. choć wyraża głęboki spokój, nie wydaje się już równie młodzieńcza.
Gdyby ktoś w owej chwili przebywał na rzece i miał sposobność popatrzenia na dom Judith, zobaczyłby bardzo niską i przyjemnie pulchną kobietę sporo po siedemdziesiątce, z rozczochranymi siwymi włosami, nagą, nie licząc peleryny narzuconej na ramiona, stojącą w wykuszowym oknie, jakby była jakąś superbohaterką. Pod wieloma względami nią była.
Po prostu jeszcze o tym nie wiedziała.
Najstarszy z Atlantydów (...) wezwał innych i rzekł do nich: „Gdy będziemy mieli automat, spytamy go, jak unicestwić te potwory, które na zawsze chcą usunąć wojny”. A drugi władca, siwy i poważany przez wszystkich, dodał: „A także powie nam, jak odzwyczaić naszych poddanych od myślenia, bo ludzie myślący niechętnie umierają dla chwały naszego złota”.
Chłopcu żal zrobiło się siwej staruszki i choć miał tylko jedną parasolkę (i to czarną z namalowanym piłkarzem) oddał parasolkę babuleńce. Oddając powiedział tak: „Masz babciu. Mi i tak już jest niepotrzebna, bo mam kaptur.” Ta zaś spytała: „A coś taki smutny?” „To przez ten deszcz – odpowiedział Piotrek – chciałbym, aby już przestał padać. Ale nie wiem jak to zrobić, mam dopiero 10 lat”.
- Czy ma pani kompleksy?
Uśmiech znikł z twarzy pani Marceliny.
- Nie, moje dziecko, absolutnie nie mam!- odparła z dziwną miną i poprawiła wysoki siwy kok.(...)
Sklota nie zamierzała tracić czasu- trzeba poszukać gdzie indziej. Wzięła Matyldę za rękę.
- To wielka szkoda- powiedziała z żalem- Powinna je pani mieć!
I wyszły ze sklepu.
Zbyt wielu ludzi zapoznaje się z wojną tak, że ich to nie drażni. Grzejąc tyłek w miękkim fotelu albo leżąc w łóżku, spokojnie czytają historię Verdun czy Stalingradu, niewiele z tego rozumiejąc, by nazajutrz powrócić do swoich spraw… Nie! Te książki trzeba czytać w niewygodzie, na siłę; uważając, że ma się szczęście, bo nie musi się pisać do rodziny, siedząc tyłkiem w błocie na dnie transzei. Trzeba je czytać w najtrudniejszych sytuacjach, kiedy nic się nie udaje, ażeby uzmysłowić sobie, że kłopoty w czasie pokoju to jedynie błahostki, za które niepotrzebnie płacimy siwymi włosami.
Stary pierdziel, pomyślała z niesmakiem, patrząc, jak Tomczak wciska w spodnie pomiętą koszulę. Zasłonił rybi brzuch, ale przez niedopięty guzik na szyi wystawały siwe kręcone włosy, co nie poprawiało ogólnego wrażenia, jakie sprawiał jeszcze podczas służby - niedomytego gliny rodem z seriali policyjnych, w których ten najbardziej skacowany, społecznie wyobcowany i wymiętolony przez gorzałę, baby i fajki detektyw błyszczał intelektem, nie przejmując się - podobnie jak Brudny Harry - takimi niuansami jak przepisy. Dla uściślenia - Tomczak nie błyszczał.
Lubiłem śliczne poranki wiosenne, kiedy słonce bawiło się jak dziecko, rozrzucając po niebie barwy i błyski. Lubiłem późne letnie zachody , gdy ziemia tchnęła spiekotą, a wiatr miękko pieścił i chłodził pachnące pola. Lubiłem i barwną czarowną jesień, gdy złoto i purpura leciały z drzew, i tkały na ścieżkach wzorzyste kobierce, a mgły siwe na gałęziach jodeł się huśtały. Lubiłem i mroźne zimowe noce, gdy cisza kleiła powietrze, a zadumany księżyc diamentami zdobił śnieżną biel.
A wśród tych cudów i skarbów, wśród barw i błysków żyliśmy jak zabłąkane w bajkę dzieci[…]
I mało było słów. Ale słowa były słowami i łatwo je zrozumieć mogłem, i zawsze wiedziałem, że to nie słowa honoru ani przysięgi, więc były pewne
Menedżer Stefan Zawiślak założył okulary i przebiegł oczyma przygotowany przez Wrońskiego raport. Newralgiczne punkty były wytłuszczone.
– Więc autorem jest kobieta.
– Erwin Aksel to pseudonim, jak można się było domyślać.
Siedzieli w skórzanych fotelach. Na biurku ustawione były stare rzeźbione szachy.
– Ale fakt, że to jest młoda kobieta… – Menedżer zawiesił głos, jakby szukał w pamięci jakiegoś wyrazu.
– Rzeczywiście zaskakujący – podsunął z szacunkiem Wroński. Patrzył na szczupłą, żłobioną zmarszczkami twarz i cienkie siwe włosy. Menedżer Klubu należał do tych starych mędrców, którzy więcej zdążyli zapomnieć, niż inni zdołają się kiedykolwiek nauczyć.
Zawiślak zdjął okulary i włożył koniec lewego zausznika do ust. Jego wzrok powędrował za okno, przez które do gabinetu wpadała struga popołudniowego słońca. Willę okalał ogród.
– Miejscem zamieszkania jest wieś w powiecie czarnkowskim. – Ponownie założył okulary i spojrzał na raport. – Sądzi pan, że istnieje związek?
– Raczej mamy do czynienia ze zbiegiem okoliczności.
– A informacje zawarte w tekście?
– Elementy fikcji literackiej.
– Przypadek także sprawił, że przed publikacją maszynopis trafił do pana.
– Książka nieprędko się ukaże, najprawdopodobniej w ogóle.
Menedżer zastanawiał się przez parę chwil.
– Ośrodek i tak miał być zlikwidowany.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl