Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "tylko temu a jed­nak", znaleziono 15

Bruno nie chciał piwa. To­pie­nie smut­ków w al­ko­holu już nie­jed­nego za­pro­wa­dziło na cmen­tarz, a on wo­lał na nim prze­by­wać w mil­czą­cym to­wa­rzy­stwie żony, ale jed­nak żywy.
Stopy i kost­ki miała nie­na­tu­ral­nie spuch­nię­te, a całe ciało po­kry­te było si­nia­ka­mi i za­dra­pa­nia­mi. Ból, jaki to­wa­rzy­szył jej ob­ra­że­niom, nie mógł jed­nak rów­nać się z tym, który czuła we­wnątrz.
Czyż nie ma w życiu każ­de­go czło­wie­ka ta­kich krót­kich roz­dzia­łów, które zdają się nic nie zna­czyć, a jed­nak od­mie­nia­ją cały ciąg dal­szy opo­wie­ści? – Tar­go­wi­sko próż­no­ści, Wil­liam Ma­ke­pe­ace Thac­ke­ray
Cięż­kie za­da­nie – przy­je­cha­łam, by z sza­cun­kiem, ale jed­nak roz­grze­by­wać cudze tylko lekko za­bliź­nio­ne rany, trą­cać je pa­ty­kiem przy­po­mnie­nia, a potem jesz­cze raz. Przy­je­cha­łam, żeby pytać o naj­gor­sze, naj­ciem­niej­sze wspo­mnie­nia.
Ostat­ni czas był dla mnie na­praw­dę trud­ny i nie­zro­zu­mia­ły. Po­dob­no je­stem taki sam, jak daw­niej, a jed­nak zu­peł­nie inny. Czuję się tak obco we wła­snym ciele. Nie wiem czy fak­tycz­nie to moje życie.
Przez kilka lat fo­to­gra­fo­wa­nia na­uczy­łem się tego, że fo­to­gra­fia to głów­nie cze­ka­nie. Sam mo­ment wy­ko­na­nia zdję­cia to za­le­d­wie uła­mek se­kun­dy. Jed­nak bar­dzo czę­sto na tą chwi­lę cze­ka­ło się kilka dni a nawet ty­go­dni.
Co nie? Też temu nie dowie­rzam, ale przy niej zaczy­nam popa­dać w kom­plek­sy ‒ powie­dział ze śmie­chem, roz­ba­wia­jąc pu­bli­kę. Przy­cho­dziło mu to z łatwo­ścią i bar­dzo natu­ral­nie. ‒ Do­brze, że macie co do tego inne zda­nie. Jed­nak nie zary­zy­kuję, że mi uciek­nie. Nie z nią. Więc po­zwo­lę mo­je­mu gło­sowi ją ocza­ro­wać, a póź­niej przej­dzie­my do mery­to­ryki.
(...) świa­do­mość to nie­ma­łe brze­mię. Nie można za­po­mnieć nie­któ­rych fak­tów tylko dla­te­go, że cena tej wie­dzy jest zbyt wy­so­ka. A jed­nak cza­sa­mi mu­si­my jed­ne­go dnia ci­snąć pa­mięć w kąt, żeby na­stęp­ne­go móc uro­snąć w siłę i le­piej się prze­ciw­ko niej uzbro­ić.
Wła­ści­wie nie pa­mię­tał już, jak to się za­czę­ło. Na po­cząt­ku sia­dał po pro­stu w po­ko­ju syna, pusz­czał jakąś no­stal­gicz­ną mu­zy­kę i wspo­mi­nał wspól­ne chwi­le, ra­cząc się al­ko­ho­lem. W nie­ma­łych ilo­ściach, ale rzad­ko do nie­przy­tom­no­ści. Cza­sem miał wra­że­nie, że syn jest tuż obok i za chwi­lę go do­tknie. A przy­naj­mniej zo­ba­czy. Nic ta­kie­go jed­nak nigdy się nie wy­da­rzy­ło. To wtedy chyba prze­stał wie­rzyć, że jest coś „po” tym życiu. Bo więź łą­czą­ca go z synem była na­praw­dę szcze­gól­na. I aż nie­moż­li­we, by skoń­czy­ła się tak nagle, ule­ga­jąc cał­ko­wi­cie uni­ce­stwie­niu. A jeśli jed­nak „coś” tam nawet i było w tych „za­świa­tach”, to ra­czej nic do­bre­go. Bo któż mógł­by bez­na­mięt­nie pa­trzeć na bez­miar roz­pa­czy ro­dzi­ca po stra­cie uko­cha­ne­go dziec­ka?
Sama rów­nież nie nada­wa­ła się do tej po­dró­ży. Nie po­tra­fi­ła nawet jesz­cze wy­obra­żać sobie wła­sne­go dziec­ka. Kiedy tego pró­bo­wa­ła, nie do­strze­ga­ła ni­cze­go. Czuła je­dy­nie ob­cość swo­je­go ciała, szarp­nię­cia i ból kon­cen­tru­ją­ce się u pod­sta­wy krę­go­słu­pa. A jed­nak ko­cha­ła to dziec­ko, po­nie­waż było jej, po­nie­waż od­dy­cha­ło i śniło w niej.
Nie­zna­jomy za­marł zasko­czony, a w sekun­dzie, gdy spę­tana nie­zręcz­no­ścią chcia­łam się odsu­nąć, odwza­jem­nił poca­łu­nek. I to jak. Z pasją. Z mocą. Pod pal­cami doty­ka­ją­cymi jego po­licz­ka czu­łam dra­piący za­rost, gdy wpił się w moje usta. Nasze ję­zy­ki splą­tały się, posma­ko­wa­łam piwa i cze­goś słod­kiego, ja­kichś cu­kier­ków. Zawi­słam nad nim, z kola­nem wspar­tym o ka­na­pę, a jed­nak mia­łam wra­że­nie, że to on gó­ru­je nade mną.
– Ko­fe­ina nie do­da­je ener­gii. – Za­mkniesz się sam czy mam ci pomóc? – Nie ma jej skąd wziąć – cią­gnął Za­or­ski. – A jed­nak jakoś dzia­ła. – Złud­nie – od­parł. – Każ­de­go dnia twój or­ga­nizm pro­du­ku­je ade­no­zy­nę, zwią­zek che­micz­ny, któ­re­go im wię­cej, tym bar­dziej zmę­czo­na się czu­jesz. W trak­cie snu się z niej oczysz­cza, no chyba że nie po­śpisz za bar­dzo…
Życie od po­cząt­ku było dra­ma­tem, w któ­rym na sce­nie nie li­czył się nikt, poza tymi kil­ko­ma per­so­na­mi. Albo ra­czej: było nie dra­ma­tem, lecz próbą spek­ta­klu, w któ­rym zmę­cze­ni ar­ty­ści późną nocą ćwi­czą roz­pacz­li­wie swoje gesty, cią­gle jed­nak widać ich sztucz­ność, gubi się tekst, cza­sem ktoś wpada na scenę przez po­mył­kę, sce­no­gra­fia jest nie­ukoń­czo­na, a fa­bu­ła ni­ko­go już nie ob­cho­dzi.
Prze­cież do­brze wiemy, jak one tam wy­glą­dają, w trum­nach. Nie przy­po­mi­nają na­szych dziew­czyn, nie pach­ną, nie śmie­ją się, nie pod­no­szą głosu o skar­pety zo­sta­wione na środ­ku po­koju. To wszyst­ko ma być tylko wy­zwa­la­czem pa­mięci, to w ni­czym nie przy­po­mina na­szych żon. Gro­bo­wiec jest fa­sadą, czy­telną i gło­śną w swej po­zor­nej, cmen­tar­nej ci­szy in­for­ma­cją, że pa­mię­tamy. To szyld wy­sta­wiony dla skle­pu z pa­mię­cią. Za­mknię­tego skle­pu. Wszyst­ko, co na pół­kach, po­zor­nie na sprze­daż, jest jed­nak do­stęp­ne tylko dla wy­bra­nych, tych, któ­rych coś wiąże z mar­twą osobą, ina­czej zo­ba­czysz pu­ste półki. I ta pa­mięć się li­czy, a nie to, co do­okoła, ten po­mnik, ja­kość mar­muru.
Chcą ich zmieniać tak, żeby wszyscy byli jednakowi. Tylko że nie można wydłużyć niskiego ani dodać rozumu głupiemu. Można jedynie obciąć tego, co wrósł, ogłupić tego, co myśli, i zrujnować bogatego. Tylko w ten sposób mogą stać się jednym. Nie da się zrobić tak, żeby wszyscy byli bogaci. Łatwo natomiast wszystkich uczynić biednymi. A komu się nie podoba, to rozwalą mu łeb motyką i oddadzą świętej ziemi.
© 2007 - 2025 nakanapie.pl