Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "wayne i wierzenia", znaleziono 28

Najważniejsze wierzyć w siebie.
Wszystko jest możliwe. Wystarczy tylko mocno tego chcieć. Nie jest ważne to, czy coś naprawdę istnieje, ważne, że w to wierzymy. Wierzyć można w najdziwniejsze rzeczy, ale o żadnej, nawet najdrobniejszej, nie wolno zapominać, bo wtedy znika.
Mikołaj ma bardzo ważne zadanie, bo daje dzieciom niezwykle ważną lekcję. Uczy, jak wierzyć w coś, czego nie można zobaczyć ani dotknąć. Uczy je wiary, a to coś bardzo ważnego, gdy już się dorośnie.
" Powiedz to szczerze całym sercem i uwierz w to . Powiedz , bo to jest największym darem dla mnie , dla pamięci o nas I co najważniejsze, dla Ciebie . "
Ludzie wierzą w to, co widzą w bazach danych. Nie nauczyli się jeszcze najważniejszej zasady obowiązującej w cyberprzestrzeni: komputery nie kłamią, ale kłamcy znają się na komputerach.
Uwierz mi, wiem bardzo dobrze, jak ważne jest zakorzenienie w przeszłości. Nawet jeśli ogniwem łączącym z tą przeszłością jest martwy przedmiot.
Nigdy nie wiadomo, co przyniesie jutro. Najważniejsze, żeby wierzyć, nie poddawać się. Tego nauczył mnie Halt. Nigdy się nie poddawaj, bowiem kiedy pojawi się sposobność, musisz być gotów, żeby z niej skorzystać.
Jednak nigdy nie wiadomo, co przyniesie jutro. Najważniejsze, żeby wierzyć, nie poddawać się. Tego nauczył mnie Halt. Nigdy się nie poddawaj, bowiem kiedy pojawi się sposobność, musisz być gotów, żeby z niej skorzystać.
Czegoś mi brakowało. Czegoś ważnego, co by sprawiło, że znów byłbym taki sam jak dawniej, i może znów uwierzyłbym w ludzi i w ich dobroć.
„Piosenka The Most Beautiful Girl In the World była dla niego szczególnie ważna. Znam przynajmniej trzy kobiety, oprócz mnie, które wierzą, ze była pisana specjalnie dla nich.”
A z Ruskimi się nie handlowało. Raz, że dla zasady,bo w interesach uczciwość jest najważniejsza,a wszystkie zasady Ruskich zmieściłyby się w wąskiej szparze między lufą a potylicą. A dwa, że Armia Czerwona nie wierzyła w morfinę, Armia Czerwona wierzyła w wódkę - do anestezji,do znieczulenia miejscowego,do amputacji,do mycia zębów.
dobre nastawienie do walki z chorobą, wiara w to, że się zwycięży, pozytywne myśli i tym podobne rzeczy wpływają pozytywnie na sam proces leczenia. To ważne, żeby wierzyć w sukces, ale tak jest ze wszystkimi działaniami, jakie podejmujemy.
„Uwierz, synu, że istnieją sprawy ważniejsze, straszniejsze i bardziej niebezpieczne niż wszystkie tajemnice tego świata. Gdybyś znalazł bombę atomową i zaczął się nią bawić, byłby to żart towarzyski w porównaniu z tym, co się teraz dzieje”.
Pytany jestem często, jak znoszę to, o czym piszę. Jaką osobistą cenę za to płacę? Odpowiedź nie wydaje mi się ani ważna, ani specjalnie interesująca. Wolałbym, aby ktoś, kto sięga po moją książkę, sam siebie spytał: dlaczego o tym czytam? Dlaczego się z tym mierzę?
Nikt nie potrafi uwierzyć w ten łatwy i optymistyczny mit, iż można naprawić trwale świat nie naruszając zła zaczajonego w ludzkich sercach, podobnie jak trudno pokrzepiać się nadzieją, że rekonstrukcja serca - gdyby nawet mogła być dokonana cudownymi sposobami - uczyni rzeczą nieważną lub zbędną rekonstrukcję świata.
"Dla Posthumusa najważniejsze było wybudzenie braci. Wierzył głęboko w Teotrytów i i ch moc, dzięki której będą mogli uwolić Ziemię od okupacji Strażników. Sam jednak myślał nad niepewną przyszłością i potężnymi istotami uśpionymi w sarkofagach ukrytych gdzieś pod dokującym statkiem Strażników przypominającym ogromną wieżę w samym centrum Eau Claire."
Najważniejszym problemem człowieka nie jest byt, lecz życie. Żyć oznacza być na rozstajach dróg. We wnętrzu jaźni jest wiele sił i energii. Jaki kierunek wybrać? Oto pytanie, z którym nieustannie się mierzymy.
Kim ja jestem? Czy tylko odpryskiem z bryły bytu? Czyż nie jestem zarówno dłutem, jak i marmurem? Bytem i przewidywaniem? Bytem i powołaniem do bytu?
Każda z ozdób, które pojawiają się na tradycyjnych choinkach, ma swoje znaczenie. Jabłko nawiązuje do rajskiego owocu, dzwoneczki symbolizują dobrą nowinę, aniołki - opiekę Bożą, a łańcuchy - zniewolenie grzechem, chociaż niektórzy wierzą, że raczej wzmacniają one rodzinne więzy. Najważniejsza jest oczywiście gwiazda betlejemska, którą umieszcza się na wierzchołku drzewka. Jest symbolem światła prowadzącego do domu zbłąkanych wędrowców.
Z rozbawieniem myślał o tych wszystkich nieważnych sprawach, jakimi ludzie gorączkowo wypełniają sobie życie, o całej tej bezużytecznej, nerwowej krzątaninie. Jakby ci ludzie wierzyli, że jeśli bez przerwy będą czymś zajęci, nikt nie będzie miał czasu umrzeć. Marnujemy życie, postępując tak niedorzecznie (...). Zabijamy czas, a potem, w chwili śmierci - czy to nie dziwne ? - jak głupcy błagamy o jeszcze jeden rok, jeszcze miesiąc, tydzień, choćby jeszcze jeden dzień.
To ile osób wiedziało o panu?
Kilka. Szef wywiadu, czyli I departamentu MSW, niektórzy szkoleniowcy i oficer prowadzący. Bo w ogóle tu trzeba uściślić: oficer prowadzący to najważniejsza osoba w życiu nielegała. Nielegał jest takim wilkiem samotnikiem, nie działa w grupie. Oficer prowadzący jest jego kontaktem, to jest oparte na głębokim zaufaniu. Jeśli nie wierzysz, że stoi za tobą ktoś, kto jest gotów dać za ciebie głowę, to najlepiej się z takiej zabawy wypisać.
Głupi i ciemny jest lud. Im nie musimy mówić o szczegółach. Tylko my wiemy, jak jest naprawdę, ale ich w to lepiej niewtajemniczajmy. Jasne, że w to wierzymy - jesteśmy na wyższym poziomie. My rozumiemy te niuanse. A skoro rozumiemy więcej, to i możemy więcej. I tutaj zaczyna się dramat. Szybko dochodzimy do wniosku, że pospolitość grzechu dotyczy ich, ale nie nas. Mógłbym to porównać do zachowania polityków. Wiedzą swoje, robią swoje - a nas, szaraczków, trzymają na dystans. Ważne, żebyśmy ich przekonali, że to wszystko jest dla ich dobra.
– Zawsze będziesz dla mnie ważna… – Patrzył na nią teraz tak błagalnie, że nie mogła tego znieść. – Bez ciebie nie dam rady, przecież wiesz, że… – Przerwał w pół słowa i nagle ześlizgnął się wzrokiem na jej usta, tak sugestywnie, że niemal fizycznie to odczuła. Jej wargi zapłonęły, oddech przyspieszył. Zacisnęła nerwowo szczękę i splotła ręce, starając się ukryć przed nim ich drżenie, ale nadal patrzyła mu w oczy jak zahipnotyzowana. „Tak łatwo mogłabym mu uwierzyć” – pomyślała z szarpiącym żalem. – „Tak szybko mogłabym mu wybaczyć”.
– A tak zwani zwykli odbiorcy? – mówił dalej Kruk. – Przestali wierzyć własnym oczom. Sugeruje się im, co mają widzieć, i oni posłusznie zobaczą, a w każdym razie zaprzeczą, gdy im zarzucić, że cesarz jest nagi. Wystarczy ubrać cokolwiek w ramki, powiesić w ładnej galerii, opatrzyć imponującą kwotą, wygłosić na cześć tego czegoś kilka ładnych słów, choć oczywiście wygłaszać je musi ktoś ważny, aby ważność spłynęła z niego na cokolwiek, i proszę… Bum! Stało się. Cokolwiek przemieniło się w sztukę, przynajmniej dla części audytorium. – Kruk westchnął. – W zetknięciu z taką sztuką odbiorca, który tęskni za pięknem, zostaje z niczym.
Nigdy nie wyznaczajcie ważnego spotkania na poniedziałkowy ranek. W sobotę wieczorem wydaje się, że to znakomity pomysł. Człowiek się umówi i już może skończyć rozmowę telefoniczną, by wrócić do gości. Można szczerze wierzyć, że niedziela minie w ciszy i spokoju, na niespiesznych zajęciach domowych i niedbałych kawalerskich porządkach, z leniwym wyjściem do pobliskiego sklepu po piwo i mrożoną pizzę - najbardziej paskudną drwinę Amerykanów z włoskiej kuchni. Można nawet liczyć, że niedzielny wieczór zakończy się sennym przełączaniem kanałów telewizora. Nigdy nie obiecujcie sobie, że rzucicie palenie od Nowego Roku, zaczniecie uprawiać sport od przyszłego miesiąca i będziecie rześcy w poniedziałek rano.
Program Dwunastu Kroków jest ważny dla uzależnionych, bo zmusza ich do ciągłego rozwoju. Każdy krok brzmi jak hasło wywoławcze i ma ogromną głębię interpretacyjną. To, co napisałam o Dwunastu Krokach, to zaledwie dotknięcie tematu. Wszystkim, którzy chcieliby dokładnie zgłębić ten program AA, polecam książkę "12 kroków od dna", autorstwa Meszuge, niepijącego od kilkunastu lat alkoholika, oraz jego blog meszuge.blogspot.com. To bardzo dobra lektura, szczególnie dla umysłów analitycznych, które jak niewierny Tomasz muszą dotknąć, żeby uwierzyć. Nie każdemu jest to potrzebne. Myślę czasem, że im prościej się do programu AA podejdzie, tym skuteczniej zadziała. „Jak być niezniszczalną”, Ilona Felicjańska, Burda Publishing Polska, 2014, s. 154.
Tomik poetycki "Z wiatrem" wydany w 2009 r przez RCAK Zielona Góra *** i znowu moja ręka unosi grzebień czuje szaleństwo liczeniem palców jest jeden a reszta nabiera znaczenia nie mów że życie jest walką to mnie boli boli mówienie przełykanie słów znowu zrobiłam wiele niepotrzebnych rzeczy i gdyby nie ja nikt by tego nie zauważył *** wiatr jest ważny zmusza oddech do przepływu bezruch przypomina liściom że kiedyś szum był im w głowie PRZEWROTNY WIATR dzisiaj jest wiatr zawraca mi w głowie dla istnienia gdzie indziej tak jak próg który chciałby przekonać krok że od wielkości cienia zależy twój kształt jak od grafiki drzew poruszanie gałęziami nie jest łatwo przewrócić wiatr nie twierdzę nawet że jest to możliwe *** nie wierzyłam dotąd że skóra może wyglądać jak pergamin nie ma w ciele nic bardziej interesującego niż palce wierzgają jak konie trzymane na uwięzi nie robią nic tylko biegają biegają biegają w zagrodzie kwadratu dłoni mają więcej energii niż pozostała część ręki którą pokrywa czas jakby nie miał nic ciekawego do roboty tylko zajmować się moją skórą a jednak zajął się bez mego przyzwolenia *** morze złożone z wody i kreski zmęczone tęsknym wzrokiem skruszałe brązy nieopodal i ktoś w oddali
I wtedy zaczął mówić. O jego ucieczce, która jednocześnie była pogonią, wieczną, bolesną pogonią za nią. O jego szaleńczych wyprawach zwiadowczych w czasie pobytu w Iraku i Afganistanie. O jego ciągłym nadstawianiu karku za wszystko i wszystkich. O tym, jak leżał na pustyni, patrząc w gwiazdy i trzymając narysowany przez nią portret, płakał bezgłośnie, a łzy spływały mu po policzkach i wtapiały się w stygnący piasek. O jego modlitwach, aby w końcu trafiła go jakaś pieprzona zbłąkana kula, bo nie mogąc żyć przy niej, nic chciał żyć wcale. Potem przyszło opamiętanie, zrozpaczony wzrok matki, zatroskany wzrok ojca, którzy jedno dziecko już pochowali, a teraz patrzyli, jak ich jedyny syn powoli zatraca się we własnym szaleństwie. Jak wziął się w garść, decydując się na to, o czym od początku wiedział, że to jedno wielkie oszustwo. I oszukał siebie, ją, wszystkich dookoła. A teraz zranił tak wiele osób, stracił najlepszego przyjaciela i wiedział, że postąpił nie jak honorowy człowiek, którym był od zawsze, tylko jak ostatni drań i egoista. I to go też dobijało. Ale nie mógł inaczej, bo ona i Max byli dla niego najważniejsi na świecie. Gdy skończył mówić, Paulina przytuliła jego głowę do swych nagich piersi i głaskała jego ciepłe policzki. – Piotrusiu, Boże. Tak bardzo chciałabym cofnąć czas, ale nie mogę, nie potrafię. Jedyne co mogę zrobić, to dać ci tyle miłości i szczęścia, ile tylko jestem w stanie. Ty jesteś moim życiem, moją jedyną, wielką miłością, w którą wątpiłam, a która była mocna i niezawodna, tak jak ty sam. A ja to odrzuciłam. Uwierz mi, nie ma minuty, sekundy, żebym tego nie żałowała. Ale masz rację. teraz koniec. Teraz mamy siebie, należymy do siebie, od zawsze przecież, od momentu, kiedy wpadłam na ciebie w bibliotece, od tamtej chwili jesteśmy ze sobą złączeni. A teraz, przez Maxa, jesteśmy złączeni jeszcze bardziej. I już nic nas nie rozdzieli. I nikt – pocałowała go w usta, a wtedy on wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni, szepcząc jej do ucha: – Kocham cię, moja czarnowłosa dziewczynko. moja, tylko moja.
Wszystko zaczęło się od Webera - który dopuścił się grzechu cudzego. Nie rozmyślnie - słowo "grzech" więc tutaj nie pasuje, winno być zastąpione innym - to, czego się dopuścił, leży po stronie rezultatu, a nie intencji. Weberowi - przypomnijmy - chodziło o poznawczą bezstronność socjologii, powstrzymywanie się od sądów wartościujących. To się udało - jeśli zważyć na pomnik socjologii jako nauki pozytywnej - tylko częściowo, daleko poniżej pokładanych nadziei i oczekiwań, za cenę, która innych wprawiła w przerażenie. Zakrzyknięte głosy sprzeciwu ucieleśniły się w antynaturalizmie, stanowisku, które odcina socjologię od modelu nauk przyrodniczych, każe szukać po stronie humanistyki. Ten kierunek - z czasem cyzelowany metodologicznie, upodabniany do poszukiwania systematycznego, poddanego rygorom - widać najdobitniej u Autora, który tych udoskonaleń nie potrzebuje - Zygmunta Baumana. Bauman obrazuje po swojemu, głosi własne prawdy. Prawda - więzień paradygmatu - jest w wypadku Baumana, co oczywiste, prawdą Baumanowskiego paradygmatu. Kunszt Baumanowskiego pióra - literacka rzutkość, finezja - wprawiają w kompleksy. tych zwłaszcza, którzy pisać nie potrafią. Ostatnich, niestety, w socjologii nie brakuje. Rozmowa z Profesorem Golką - który w środowisku poznańskiego socjologii, jest dla mnie jedną z postaci ważnych - utwierdziły mnie w przekonaniu, że tak pisać trzeba - humanistyczne, ze swadą, nawet za cenę potępienia. Ile w tym potępieniu szczerej ortodoksji - krzyżowania ze szczerych pobudek - ile zawiści i zadrości, nie wiem, boję się oceniać. Bo jest faktem, że wielu socjologów - zwłaszcza scjentystów - pisać nie potrafi - za dużo matematyki, za mało poprawnej stylistycznie wypowiedzi. Spór o Baumana dotyka mnie osobiście. Krytykować postać znaną, pomimo rezerwy i wstrzemięźliwości niektórych - taką, która w odróżnieniu od nich zrobiła światową karierę - trudniej, aniżeli mnie. Ponieważ zarzuca mi się zbyt potoczysty styl, zawiłą składnię, stylistyczne błedy i potknięcia - wszystko to, czym - już jako zaletami - chlubiło się międzywojnie. Pamiętam z lekcji polskiego, że okres międzywojenny to w historii ojczystej - i nie tylko - literatury to czas Parnasu, niebywałego rozkwitu - powstawania gwiazd, legend, klaryfikowania się kunsztu, zjawisk nieprzeciętności. Polszczyzna zaczęła - na nowo - błyszczeć, zaczęła być obrazowa, jaskrawa, literacka. Ówczesna składnia i sposób posługiwana się językiem jest dla mnie paradygmatyczny, tak pisać trzeba! Dla wielu - wśród nich pewnie takich, którzy tamtej lekcji polskiego nie pamiętają, albo zrealizować nie potrafią - tak pisać nie wolno. Pytam się - niestety, bez odpowiedzi - z jakiego powodu nie nawiązywać - pielęgnować, petryfikować, szczycić się - kunsztem? Miast tego - domniemam - należy się posługiwać krzywym, bylejakim językiem - czyżby dlatego, że standardy językowe niektórych były na tak niskim poziomie, że- odrobinę - wyższy jest dla nich niemożliwy? Pytam bez odpowiedzi, niezbyt ostrożnie - pytam autorytety, nie pytam miernot - niech w imieniu socjologii wypowiedzą się w tej sprawie - bo warto, bo trzeba - najznamienitsi. Niech zabiorą głos postaci, które cenię. Niechaj zaczną mówić "jakościowcy" - gdyby zechcieć od tej strony zanalizowac losy socjologii, z nich przeważnie rekrutowali się wielcy - zdanie statystyków mnie nie interesuje - trudno wierzyć słowom tych, którzy - choćby chcieli - pisać pewnie nie mogą, bo nie potrafią.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl