Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "zaraz mocniej", znaleziono 14

Zapukała delikatnie, potem drugi raz, nieco mocniej, ale przestała, gdy głuche echo tylko odbiło się od ściany lasu. Poczekała chwilę, ale nikt nie odpowiedział. Miała nadzieję, że mężczyzna na cmentarzu mówił prawdę i że gdy teraz wejdzie do środka, to nie natknie się na rozzłoszczonego leśnika z dwururką wycelowaną nie w jej stronę niczym w zwierzynę łowną.
Nie zauważyli, kiedy zaczęli tańczyć. Tak bez słowa wpadli sobie w objęcia i zaraz oplotła jego szyję swoimi ramionami i zaczęli wirować w walcu. Najpierw swobodnie, uroczyście, luźno, a po chwili zaczęli przylegać do siebie coraz mocniej, coraz bardziej, aż w końcu wkleili się w siebie w szalonym uścisku, powtórzyło się to, co stało się przed kilkunastoma minutami na tarasie.
Życie naprawdę przypominało huśtawkę. Raz fruwasz wysoko, by zaraz potem z hukiem spaść na ziemię i mocno się potłuc.
Życie naprawdę przypominało huśtawkę. Raz fruwasz wysoko, wysoko, by zaraz potem z hukiem spaść na ziemię mocno się potłuc.
Jak mi się uda jakiś problem rozwikłać, to nie jest zaraz tak, że się przestaję martwić. Martwię się dalej dokładnie tak samo mocno, tylko już czym innym.
- Znakomicie! - zawołał Marchewa. - Jak przechadzka w parku!
- Chcesz powiedzieć, że zaraz jacyś ludzie nas napadną, ukradną nam wszystkie pieniądze i będą kopać mocno po żebrach?
- Nie mam nic przeciwko burzy, Zordon - podjęła. - Prawdę powiedziawszy, lubię, jak mocno napierdala, bo rajcuje mnie potęga natury. Jedyne, czego nie znoszę, to kiedy pioruny uderzają między nas.
Mocno przeżyła śmierć Billa – na raka trzustki – a jednak rozpacz, którą czuje teraz, jest w jakiś sposób głębsza, bardziej złożona, bo Charlotte Gibney była, powiedz prawdę i zawstydź diabła, specjalistką w duszeniu miłością.
Trudno zresztą karę śmierci nazwać karą. To po prostu eliminacja, a eliminacji nie sposób zaakceptować. Jeśli morderca zostaje skazany na dożywocie, na pewno tę karę odczuje. I to bardzo mocno. A skazany na śmierć? Naje się strachu, potrwa to chwilę i zaraz jest po człowieku.
Po podróży czuł silne zmęczenie. Zamówiwszy jak najlżejszą kolację, złożoną tylko z prosiątka, zaraz się rozebrał, schował pod kołdrę i zasnął mocno, zasnął głęboko, zasnął cudownie, tak jak śpią tylko szczęśliwcy, którzy nie znają ani hemoroidów, ani pcheł, ani nazbyt wielkich zdolności umysłowych.
Całe życie powtarzała, że ma grube kości, a zamiłowanie do słodyczy wyssała z mlekiem matki, która podczas ciąży i zaraz po porodzie jadła dużo ciast drożdżowych (z posypką skrzącą się od kryształków cukru), owoców i piła mocno słodzoną herbatę.
Ludzie jak domy, mają swoje tajemnice. Czasem te tajemnice skrywają się w nich, czasem oni skrywają się w tajemnicach.Obejmują je mocno ramionami, łamią języki, by ominąć prawdę. Ale po jakimś czasie ona zwycięża, wynosi się ponad wszystko.Wierci się i kręci w środku, rośnie, aż spuchnięty język nie może więcej kłamać, przychodzi czas, kiedy musi wypluć prawdę; wtedy ta przecina powietrze i z hukiem ląduje w rzeczywistości. Prawda i czas zawsze ze sobą współdziałają.
– Jaka pyszna zabawa! – wołał Uszatek, ciągnąc
latawiec na sznurku. Wiatr trzepotał latawcem.
– Trzymaj mocno – doradzał Zajączek. – Zaraz
wiatr ci wyrwie sznurek z łapki!
– A może latawiec pociągnie ciebie do góry? –
niepokoił się Kruczek.
– Niech pociągnie! – wołał zuchowato niedźwiadek. – Polecę jak rakieta na księżyc. Potem opowiem wam o swojej podróży. Jeszcze żaden miś nie
był na księżycu. Ja będę pierwszy!
Sąd Ostateczny Bachor siedział na ławce w kościele Mariackim i wywijał nogami z wrażenia, a zarazem przerażenia. W kaplicy rozlegał się miarowy łomot. Od godziny wpatrywał się w obraz Memlinga „Sąd Ostateczny”. Bał się. Bardzo się bał. Przez tę długą godzinę (jakieś dwa odcinki „M jak Miłość”), podczas której tu siedział, przypomniał sobie wszystkie dokonane złe uczynki. Oczywiście namawianie hackera do włamywania się do skrzynki pocztowej jego taty zaliczane było przez specyficzne sumienie Bachora do kategorii uczynków dobrych. W sumie afera z eliksirem też była pozytywna. Jego wzrok uciekał w prawą stronę, gdzie postacie z okrzykiem spadały w ogień piekielny. Oj, Zuzanna słyszała ten krzyk! Co chwila zamykała oczy i otwierała je ponownie z przerażeniem. Była ciekawa, co ci ludzie takiego narobili, że znaleźli się w tym ogniu. Pewnie też bawili się we wróżkę. I zabierali pieniądze za stawianie kart, i w nie grali. I pewnie też podrabiali podpisy… Jacek doszedł do wniosku, że trzeba koniecznie pokazać córce obraz Memlinga, w momencie, gdy przyłapał ją właśnie na podrabianiu jego podpisu pod uwagą o następującej treści: „Zuzanna Wolicka poiła kolegę świństwem. Kolega zwymiotował na tornister koleżanki”. – Zuza, co ty robisz? – zapytał, zabierając jej dzienniczek. Przeczytał w spokoju uwagę i zmartwiony usiadł obok córki na tapczanie. Rozejrzał się po pokoju dziecka. Przed oczami mignął mu plakat Harry’ego Pottera i zaczął się zastanawiać, czy Zuza do tej książki nie jest jeszcze za mała. Tym bardziej do filmu. Wziął do ręki czapkę czarodzieja i zapytał – o co chodzi z tym świństwem? – Bo wiesz, tata, ja eliksir robiłam. Czarodziejski – wydukała Zuza ze spuszczoną głową. – Miłosny eliksir. I chciałam wypróbować. No i Kacper się nawinął… – podniosła szybko głowę. – Tata, naprawdę to nie jest moja wina, że on się porzygał! – kiwała głową przecząco. – Zrobił to zaraz po tym, jak mu powiedziałam, z czego to zrobiłam… – Z czego? – zapytał Jacek. Nieco bał się odpowiedzi, ale postanowił sobie, że będzie dzielny. – „Włosy kota, woda z kranu, odrobina marcepanu, włos staruszki, cztery zęby, co wypadły komuś z gęby, trochę piasku z piaskownicy i paznokieć od dziewicy” – wyrecytowała Zuza jednym tchem. Jacek walczył mocno z odruchem wymiotnym. – Dziecko, i ty mu dałaś to wypić? – zapytał skrzywiony. – Tak, ale przecedziłam – powiedział niewinnie Bachor. – Było napisane, żeby przecedzić, to przecedziłam, przez skarpetkę – Jackowi było jeszcze gorzej. – Czystą, tata! – krzyknął Bachor, widząc minę Jacka. – Ale, Zuza, dlaczego? – w dalszym ciągu nie rozumiał. – Skąd ty ten przepis wzięłaś? I na co on miał pomóc? – Tata, z Internetu, a miał pomóc na miłość, no… – zniecierpliwiła się Zuza. – Dzisiaj rano dałam polizać Parysowi. Zaraz zwiał pod piętnastkę. Położył się na wycieraczce i skomlał. Wiesz, tam ta sznaucerka mieszka. Wył do niej, zatem myślę, że się zakochał – uśmiechnęła się i kontynuowała. – Pomyślałam sobie, że jak na Parysa działa, to muszę na ludziach wypróbować. A ten idiota się porzygał na tornister Karoliny – wzruszyła ramionami i zrobiła smutną minę. – Zuza! – krzyknął tata. – No, naprawdę – Bachor kiwał głową – prawie wszystko wyrzygał. Zmarnował eliksir. – Zuzanko, ale po co ci było, żeby Kacper się w tobie zakochał? – rozmowy tego typu wykańczały Jacka. Zdecydowanie nie rozumiał kobiet, nawet tych zupełnie małych. – Tata, tu nie chodziło o mnie! – krzyknęła Zuza – ani o Kacpra! To było na próbę! – mówiła dalej podniesionym głosem. – To chodziło o ciebie, tato! Jacka zatkało. Przez chwilę nie mógł z siebie wydobyć słowa. Jego córka skorzystała z okazji i ciągnęła dalej. – Bo nie idzie ci z tymi dziewczynami, tato, co jedna to gorsza – powiedziała z miną znawcy. – I pomyślałam sobie, że jak znajdę kogoś odpowiedniego, to dam eliksir i już. I ty się zakochasz, i ona. No, niestety, jeszcze nie spotkałam, ale przecież ty mi zawsze mówisz, że trzeba być przygotowanym na wszystko. Jacek nie wiedział, co ma powiedzieć. Z jednej strony wiedział, że powinien ukarać córkę za takie zachowanie, a z drugiej strony czuł, że to jego wina. Że coś zaniedbał. Westchnął głęboko i stwierdził, że jadą do Mariackiego zobaczyć „Sąd Ostateczny” Memlinga. Może córka popatrzy i przemyśli pewne sprawy. Wierzył w jej inteligencję. A potem obiecał sobie, że zabierze Zuzę na duże lody. I frytki. I cokolwiek będzie chciała. Cokolwiek.
© 2007 - 2025 nakanapie.pl