Pierwsze skojarzenie z Marią Skłodowską-Curie to postać kobiety w fartuchu laboratoryjnym z poważnym wyrazem twarzy. Ale spójrzmy głębiej - dzięki nowej powieści biograficznej Katarzyny Zyskowskiej pt. “Alchemia”. W niej Maria się śmieje, Maria może i próbuje powściągnąć swoją żywiołowość jak na tak konserwatywne czasy przystało, przełom XIX i XX wieku, w którym przyszło jej żyć. I choć się stara, to jej emocje, jej pragnienia cały czas wychodzą na wierzch pakując ją w dwie dosyć niewygodne sytuacje. Jedna wydarzyła się na początku jej dorosłej drogi, w końcówce lat 80tych XIX wieku. Druga w 1911 na moment przed otrzymaniem Nagrody Nobla. Obydwie to historie miłości porywającej, która jednak nie mogła zostać zaakceptowana przez ówczesne społeczeństwo - dwie sytuacje, do których teraz z pewnością by nie doszło. I to one obrazują Marię jako kobietę pełnowymiarową, kobietę pełną emocji, zalet i wad, kobietę, która mimo wszystko była na tyle silna, by przeć do przodu, walczyć o swoje. To historia o kobiecie wielkiej, która zmieniła bieg historii naszej płci, kobiecie, która na kolejne sto lat w naszej polskiej historii została wryta w obraz naukowca. Teraz pora to zmienić, uznać jej zasługi nie tylko w dziedzinie nauki, ale i feminizmu. I Katarzyna Zyskowska robi to doskonale - świetnym stylem modulowanym na język ówczesny, bardzo solidnie tłumacząc tamte czasy, życie wtedy w tych miejscach. Powieść przejmująca, dodająca siły, w doskonałym, niesamowicie płynnym stylu. Gorąco...