Zupełnie nie pamiętam, jakie były moje odczucia względem „Cudzoziemki”, gdy czytałam ją jako lekturę szkolną. Dzisiaj mogę jednoznacznie stwierdzić – to książka wnikliwa, zachwycająca kreacją głównej bohaterki, budząca smutek i sprzeciw.
Róża, tytułowa „Cudzoziemka”, to kobieta niespełniona, w młodości zdradzona i całe życie rozpamiętującą ową zdradę. To osoba, która nie powinna mieć dzieci, bo na matkę się nie nadawała. Jej relacje z członkami swojej rodziny są ze wszech miar toksyczne. Dzieci, które skrzywdziła swoją zaborczością, są mimo wszystko od niej w pewien sposób uzależnione. Jej mąż – przez całe życie w cieniu żony, tylko raz „dopuścił do niebie nienawiść”, czego później się wstydził. To człowiek spokojny, układny, który też miał zniszczone życie.
Jak to w książkach bywa – wybawieniem od ciągłego cierpienia może być tylko ostateczne pogodzenie się z losem, a potem śmierć.