Powroty są dla mnie trudne. Zwłaszcza te literackie, bo wyzwalają one we mnie strach i niepewność. I w mojej głowie kłębi się gro myśli: co, jeśli nie pokocham książki tak jak pokochałam ją pierwszym razem? Co, jeśli zawiodę się na autorze, którego od lat nazywam ulubionym? Ale rezygnować z lektury tylko ze strachu, byłoby do mnie nie podobne, bo chwila, w której chciałam zrezygnować, była tym momentem, przed którym wydarzył się cud. I z uśmiechem na ustach i łzami w oczach mogę powiedzieć, Panie Steinbeck, po latach uwielbiam Pana jeszcze bardziej.
Myszy i ludzie to satysfakcjonująca i doskonała powieść. To historia, która nie wymaga czasu, aby się w nią wciągnąć, nie wymaga wielu chwil, by poczuć jej ogromną moc i pozwolić się nią dotknąć. Te ledwo ponad 100 stron zostawia w człowieku wiele pola do przemyśleń. Ubóstwo, samotność, marzenia, rasa, seksualność, przyjaźń… To historia, która obraca się wokół bohaterów i sytuacji, z których nie mogą się wydostać. Steinbeck dostarcza więcej niż tylko kilkadziesiąt stron słów, które wywołują ogrom emocji i wypełniają kilka pustych miejsc. On przede wszystkim pozostawia wiele z tych miejsc, by mógł je wypełnić czytelnik. Bo proza Steinbecka ożywia słowa, ożywia zapisane nimi strony. Strony, które oddychają i rozmawiają z nami, a my możemy tylko płakać i uśmiechać się do nich. I nawet gdy zalega cisza, po przewróceniu ostatniej ze stron, można cieszyć się jej wygodą. Nikt nie pisał tak jak Steinbeck, tak bogato, że niem...