„Wszystko czerwone” uważać można za swojego rodzaju „Wesele”, napisane wiek po premierze oryginału. Powieść przywołuje bowiem nasze problemy istotne w drugiej połowie XX wieku, w plastycznym skrócie i bez przynudzania, za to z całym bogactwem obecnych wtedy wśród nas charakterów. Co prawda w „Weselu” nikt nikogo nie zabija, zaś na kartach „Wszystko czerwone” trup ściele się gęsto, w każdym razie na pierwszy rzut oka, bo przecież liczni uczestnicy spotkania u Alicji pozostają, by tak rzec, „niedotrupieni”. Wśród humorystycznych treści przewijają się jednak wcale serio problemy. Takie, jakie nas wtedy wszystkich gryzły, drapały, tudzież swędziały, zaś galeria postaci okazuje się na tyle bogata, że może bez problemów zobrazować charakterystyczne typy Polaków z lat małej gierkowskiej stabilizacji.