Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "co ci caia", znaleziono 13

Powiedziałem ci wtedy, i nadal sercem całym w to wierzę, że lepiej kochać i cierpieć, niż nie kochać wcale.
Zasady, rzeczywistość, wszystko zgasło, zbladło przed wielką potęgą, co się naigrawała z jej woli i tradycji: on ci nie wróg, on ci najmilszy na całym świecie, i choć może niewart, ale on ci pierwszy z ludzi, i choć ci ani swój mową ani życiem, choć on ciebie nie rozumie - ty go kochasz i kochać będziesz do śmierci, i nie ostoi się przed nim twa powaga ani duma, ani siła charakteru...
-Naprawdę nie wiem, czym mam ci zagrozić. Jesteś zawodowym zerem, nie masz kobiety, pieniędzy, w całym mieście pewnie nie ma już ani jednej osoby, która by cię szanowała. Mogę ci tylko zagrozić pobiciem, ale tak często zbierasz wpierdol, że pewnie nawet nie robi na tobie wrażenia, co?
Zdarzało się już, że duchy raniły ludzi – powiedziała pani Vaizey. – Budzisz się rano i znajdujesz purpurowe ślady na całym ciele. Czasem również dusza ludzi. Siła nie musi być widzialna czy namacalna, żeby mogła wyrządzić ci krzywdę. Nie widzisz wiatru, ale przecież może cię wywrócić. Nie dotkniesz dymu, ale łzawią ci od niego oczy
Jeśli praca jest dla ciebie całym światem, wszystko inne schodzi na dalszy plan. Oddychasz i żywisz się wyłącznie nią. Ona dodaje ci sił, ale tylko do czasu. Nagle okazuje się, że nie jesteś w stanie wbiec po schodach, a nerwy puszczają ci przy każdej okazji, ale powód może być prosty jak budowa cepa. Musisz spać i jeść.
Pamiętaj o śmierci. Nawet ci, którzy dzierżą najwyższą władzę, żyją tylko przez chwilę. Jest jeden sposób, żeby zatriumfować nad śmiercią, a tym sposobem jest wybitnie życie. Musimy chwytać każdą okazję, żeby okazywać dobro i kochać całym sercem.
- Jak Ty się do mnie odzywasz?! - fuknęła matka. - A poza tym to chyba niezbyt dobrze, skoro nie chcesz spędzać czasu z matką, która Cię urodziła...
- To urodzenie mnie to był tylko moment w całym moim życiu. Bardzo ważny i jestem Ci za to wdzięczna, ale potem też cię potrzebowałam. A ciebie przy mnie nie było...
Zwycięzcy nie rozliczają, zwycięzcy nie wskazują winnych. Oni budują Nowe, Lepsze, nie zauważając, że wszystko to powstaje na kościach, na prochach zabitych, o których nikt tak naprawdę nie chce – pomimo pomników, wieńców i Dni Poległych – pamiętać. A ci, co teraz u szczytu, są tacy sami. Często jeszcze ci sami. Albo to ich dzieci, ludzie z tej samej krwi, tego samego rodowego pnia. Na pewno dziedzice ich myśli, tylko chwilowo przyjmujący na twarze maski fałszywego pojednania z całym światem.
Więc jak to jest?-rozmyślałam. Istnieje jakiś rodzaj chemii, którą się od razu wyczuwa i której nie sposób zignorować? Czy racje mają ci nieliczni, co wierzą w dwie połówki pomarańczy? Może na całym świecie jest tylko jeden taki mężczyzna, który idealnie do mnie pasuje, i z nikim innym nie zaznam tego rodzaju szczęścia, nikt inny nie dopełni mnie w taki sposób ani nie da mi spełnienia?
Mózg może fondamentalnie rozpiepszyć każdy inny aspekt twojego ciała, a emocje wszytko zniekształcić. I to emocje, z których nawet nie zdawałaś sobie sprawy. Te same emocje mogą nie pozwolić ci jasno widzieć, jasno myśleć, jasno robić czegokolwiek, mogą wywołać ból w całym ciele od czubka głowy do koniuszków palców.
Świat jest bardzo mały. Nie trzeba żyć na nim zbyt długo, by się o tym przekonać. Istnieje teoria, że na całym świecie żyje zaledwie pięćset osób [...], a co więcej, wszyscy ci ludzie się znają. [...] W istocie świat tworzą tysiące tysięcy grup liczących po pięćset osób, które przez całe życie wpadają na siebie, próbują się unikać, i nagle spotykają się zupełnie nieoczekiwanie w herbaciarni w Vancouver.
Miałem jakieś dziwne guzki na całym ciele, zawroty głowy, plułem krwią, poszedłem więc z tym do nich po to tylko, aby usłyszeć, że mogą mnie przyjąć dopiero za trzy tygodnie. A przecież, jak każdy amerykański chłopiec, tyle razy słyszałem: wczesne wykrycie raka daje szansę wyleczenia. A potem co? Zgłaszasz się, by wcześnie wykryć raka, a oni wyznaczają ci wizytę za trzy tygodnie. Tak się właśnie ma to, co nam wmawiają, do realiów. Po trzech tygodniach zgłosiłem się do nich znowu i usłyszałem, że mogą mi zrobić pewne badania bezpłatnie, ale jeśli niczego nie wykryją, to i tak nie będę mógł mieć pewności, że nie mam raka.. Jeśli natomiast zapłacę im 25$ za kolejny test i da on wynik negatywny, to będę mógł być raczej pewny, że go nie mam. Gdybym zaś chciał mieć absolutną pewność, to po zrobieniu tego testu za 25$ muszę zafundować sobie następny - za 75$ - i gdy ten także niczego nie wykaże, mogę się w pełni zrelaksować. Będzie wtedy pewne, iż przyczyną moich dolegliwości jest alkoholizm.
Stwór nie zareagował, Wątroba w dalszym ciągu widział to kroczące coś, wirujące wokół światła. Strach z początku malutki, niewinnie kiełkujący na dnie jego duszy, teraz zaczął rozwijać się coraz bujniej, rozkwitać. Idąc tak w dół i w dół czuł coraz bardziej, że jego skarb, jego życie zaklęte w tym małym klejnocie na piersi jest w niebezpieczeństwie. Wokół, we wszystkich porach ziemi, w próchniejących obelkowaniach chodnika, w wysuszonych, wyszczerzonych twarzach umarlaków pochowanych żywcem przy budowie kopalni, budziły się alarmowane jego obecnością demony. Wątroba widział to ruchome migające światło przed stworem, w tych refleksach widział również wszystko to, co jest dalej. To co chce się teraz wyrwać ze swojego wiecznego więzienia, uwolnić się i wylecieć w daleki świat. Czuł wszędzie pełzające paskudztwo, że osacza go dookoła, że za chwilę wejdzie na niego i będzie żarło jego ciało i duszę. -Widzę, że już tu trafiłeś? - głos nie należał do Chwiejczaka. Wątroba rozglądnął się na ile pozwalała ciasnota. Miał wrażenie, że dobiega on z góry od włazu. -Nie wiem, gdzie trafiłem - burknął w odpowiedzi. Głos zachichotał. -No, to jak się tu znalazłeś? Tu się nie wchodzi przypadkowo. Czemu łazisz wszędzie z tą błyskotką? -Moja sprawa - mruknął. -Oczywiście - znowu chichot. -Nie martw się, możesz na mnie liczyć. Tu jestem prawie u siebie. Po co ci ten cherlak z przodu? Wątroba sam nie wiedział po co mu Chwiejczak, więc nic nie odpowiedział. -Ale wiesz, że będziesz się musiał podzielić? Każda tajemnica ma swoją cenę. Pomyśl, za chwilę będziesz się musiał zdecydować. Korytarzyk nie był zbyt długi, ale wędrówka się przeciągała ze względu na jego zły stan techniczny. Obelkowanie było pogięte i zmurszałe, widać było, że ta konstrukcja ma przynajmniej sto lat. W kilku miejscach drewniane ściany były jakby zgniecone, tak że musieli się przciskać bokiem. Dla komisarza były to chwile klaustrofobicznych napadów, kiedy nie wiedząc, czy jest szerszy w przekroju bocznym czy wzdłużnym, cisnął całym cielskiem przez wąziutkie klepsydry zwężeń, mając ciągle wrażenie, że już w nich ugrzązł na wieki. W takich momentach wyobraźnia podpowiadała mu wizje strasznych pułapek, gdzie uwięziony pomiędzy ścianami człowiek zaczyna być jedzony przez jakieś stwory, które wypełzną ze szpar pomiędzy belkami. W korytarzu było bardzo duszno, pot zaczął perlić się na twarzy, opięty kombinezon stawał się wręcz torturą dla zgiętego ciała. Prostokątny kształt płytki wbijał się to w brzuch, to w pierś, przy każdym kroku. Nie dawał o sobie zapomnieć. Po następnych kilku metrach komisarz miał już dość, był gotów rzucić to wszystko i rozpocząć powrotną wędrówkę w górę. Jednakże migający refleksami i półcieniami stwór przed nim nieubłaganie ciągnął go na dół, przeznaczenie chwyciło go za nogawkę i nie puszczało. W pewnym momencie dotarli do drzwi, Chwiejczak powiedział tylko „Drzwi”, pchnął je i poszedł dalej. Wątroba oświetlił swoją latarką wrota. Były to żeliwne, bardzo solidne drzwi, zamykane za pomocą czegoś w rodzaju korby. Widniały w nich również trzy otwory na klucz, ale drzwi były otwarte. Czekały tu półuchylone, jakby ktoś tam wszedł i już nie wyszedł. Po głowie komisarza zakołatała się myśl, że to właśnie takie miejsce, takie okoliczności, że się tu wchodzi, ale nie wychodzi.
© 2007 - 2025 nakanapie.pl