Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "jednak pragnie z razy czyli", znaleziono 23

Wiesz, co czuję? Za każdym razem, kiedy czytam list od niego, marzę o spotkaniu. Marzę, by dotykał mnie tak samo namiętnie, jak o tym pisze. Pragnę tego. Pragnę go coraz bardziej z każdym kolejnym listem...
Tym razem Zło się uśmiechnęło. Mogli je nazywać, jak tylko pragnęli. A ono zrobi z nimi, co tylko zapragnie. Z każdym z nich.
I z Was.
Nigdy nie byliśmy ze sobą blisko. Co więcej, ja sam wytrwale stawiałem bariery. Nie potrafię żyć chwilą, pragnę wszystkiego, od razu i na zawsze...
"Cztery lata temu poprosił mnie, żebym zarezerwowała dla niego wszystkie swoje pierwsze razy. Teraz mieszka po drugiej stronie korytarza, a ja pragnę być dla niego ostatnia pod każdym względem. "
Zwykle chciała panować nad swoim życiem. Nie znosiła, gdy ktoś inny dyktował warunki. Ale w tej chwili nie wierzyła własnym sądom. Tym razem pragnęła, by ktoś nią kierował
Na pewno byłam zauroczona, lubiłam go, lubiłam czas, który spędzaliśmy razem, ale to jeszcze nie była miłość. Wzbudzał we mnie pożądanie, potrafił dotykać, całować mnie tak, że go pragnęłam. Ale to było tylko fizyczne przyciąganie. Bez żadnej głębi.
Wszystko, o czym kiedykolwiek w życiu marzyłam lub pragnęłam, w momencie gdy się spełniało, było tak różne od tego wyimagowanego obrazu, że stawało się już zupełnie czymś innym, niepodobne do tego, czym miało być. Stawało się od razu karykaturą...
Wyjęła niewielką pomarańczę. Kupiła ją dwa dni temu i ukryła pod materacem razem z innymi rzeczami. Przez te dwie noce leżała w łóżku nieruchomo niczym w trumnie. Owoc pachniał słońcem, ciepłym morzem i szczęściem - aż pragnęło się go zjeść.
(...) gdy jesteśmy młodzi, często nie wiemy jeszcze, czego tak naprawdę pragnie nasze serce. Dręczy nas obawa, że przejdzie nam coś koło nosa, i choć mamy przed sobą całe życie, wydaje nam się, że czas przecieka nam jak piasek przez palce. Boimy się, że jeśli nie zrobimy czegoś od razu, to nie zrobimy tego nigdy.
Jest to Bóg...kaleki, który pragnie zawsze więcej niż może, i nie od razu zdaje sobie z tego sprawę. Który skonstruował zegary, ale nie czas, jaki odmierzają. Ustroje czy mechanizmy, służące określonym celom, ale one przerosły cele i zdradziły je. I stworzył nieskończoność, która z miary jego potęgi, jaką miała być, stała się miarą jego bezgranicznej klęski.
Kocham cię. Kocham cię całym sobą, jakim byłem, jestem teraz i pragnę być. Kocham cię moją przeszłością i kocham cię za przyszłość. Kocham cię za dzieci, które będziemy mieć, i za lata, które razem spędzimy. Kocham cię za każdy mój uśmiech i co więcej, za każdy twój uśmiech.
W ten zimowy poranek Karmazynowe Bractwo nie przybyło, by szerzyć wiarę w swojego boga i tłumaczyć, że Loriemisthus jest odpowiedzią na wszystkie pytania. Tym razem to oni pragnęli odpowiedzi.
„Ziarna” – wychrypiał starzec, wczepiając swoje zniekształcone artretyzmem palce w rękaw podtrzymującego go litościwie Gavina. – „Zapytali tylko, czy są wśród nas, a my nie wiedzieliśmy o co im chodzi. Potem zaczęli zabijać.”.
Ganiała się za odsuwanie się od niego, gdy powinna go była przytulić, za to, że przez wiele dni żywiła urazę, zamiast mu wybaczyć, za to, że czasami szła od razu spać, zamiast się z nim kochać. Pragnęła cofnąć każdą chwile, w której wiedziała, że Gerry był na nią wściekły i nienawidził jej. Żałowała, że nie wszystkie wspomnienia są dobre i te złe wciąż ją prześladowały. Tak bardzo było jej szkoda. A nikt im nie powiedział, że mają dla siebie tak mało czasu.
Mój bezpośredni flirt i bezczelne lustrowanie jej wzrokiem. Jej spragnione spojrzenie i lekko rozchylone wargi, z których za każdym razem, gdy powiem coś, czego prawdopodobnie nie powinienem, wydobywa się ciche westchnienie. Cholerne przyciąganie, któremu nie potrafię zapobiec. Ono po prostu istnieje. Elektryzujące, a jednocześnie przerażające. Jak rozżarzony płomień, którego bez racjonalnego wytłumaczenia pragniesz dotknąć, doskonale zdając sobie sprawę, że boleśnie się sparzysz.
Zamknął oczy i pozwolił, żeby pocałunki przekazały wszystko to, czego nie był w stanie ująć w słowa z powodu uporu lub głupoty.
Delikatnie przygryzł jej wargę: „Przepraszam”.
Odszukał ustami wrażliwe miejsce pod brodą:„Zachowałem się jak idiota”.
Pocałował ją w zagłębienie pod obojczykiem „Pragnę cię”.
Zaczęła oddychać głębiej, drżąc za każdym razem, kiedy muskał ustami jej skórę.
Dotknął ustami jej ucha: „Kocham cię”.
Muzeum Gottland to willa, którą Gott kupił kiedyś jako swój letni dom. Na parkingu, mimo że dzień powszedni - autokary z całego kraju. Na schodach - tłoczą się starsi ludzie. Zdenerwowani, bo wpuszcza się tylko po dwadzieścia osób, co dwadzieścia minut. Przeważają osoby po sześćdziesiątce. Opierają się wzajemnie o siebie, niewielu chce odejść na bok, żeby usiąść na tarasie w kawiarni. Stoją i nerwowo poruszają biletami w zniszczonych pracą dłoniach. Mam wrażenie, że pragną natychmiast wejść do środka. Jakby już, zaraz, chcieli się utwierdzić, że ich życie było w porządku. Kochali Gotta i razem z nim przetrwali w komunizmie. Jeśli on "musiał dotrzymać kroku temu, co jedynie słuszne", to co dopiero my? Znaleźć się w Gottlandzie to jakby zdobyć imprimatur: przeszłość jest OK.
Znowu odzywa się w tobie pragnienie śmierci? Chcesz się powłóczyć z Bóldożercami, a może wyskoczyć razem na piwo?
duchy przeszłości znów podniosą głowy, każą spojrzeć sobie wprost w oczy. Po raz ostatni krzykną, domagając się zemsty, i wreszcie po wielu, wielu latach to ich pragnienie zostanie zaspokojone. Tym razem nie będzie dokąd uciec, nie będzie gdzie się schować, nie będzie kogo złożyć im w ofierze. Tym razem winni zostaną ukarani. Zniszczeni
Tak naprawdę to wszystko się dzieje w ułamkach sekund – gdy przytomnieję, w mojej głowie jest tylko jedno jedyne pragnienie: żeby udało się wyhamować! Próbuję ten cholerny czekan wbić… Nic z tego. Próbuję znowu – tylko zgrzyta o lód. Udaje się za trzecim razem. Uff, żyję!
Czy wszystko pozostanie tak samo, kiedy mnie już nie będzie? Czy książki odwykną od dotyku moich rąk, czy suknie zapomną o zapachu mojego ciała? A ludzie? Przez chwilę będą mówić o mnie, będą dziwić się mojej śmierci - zapomną. Nie łudźmy się, przyjacielu, ludzie pogrzebią nas w pamięci równie szybko, jak pogrzebią w ziemi nasze ciała. Nasz ból, nasza miłość, wszystkie nasze pragnienia odejdą razem z nami i nie zostanie po nich nawet puste miejsce. Na ziemi nie ma pustych miejsc.
Negatywna emocja to „zdanie” naszej wewnętrznej osoby, która nie zgadza się z takim sposobem myślenia. To wewnętrzny konflikt myśli (przekonania) i naszych naturalnych przyrodzonych pragnień i oczekiwań w stosunku do życia. Nasza wewnętrzna osoba rości sobie prawo do szczęścia i dobrobytu, dlatego generuje negatywną emocję za każdym razem, gdy dopuszczamy inną możliwość. Zazwyczaj nasze przekonania są nieświadome, dlatego negatywne emocje są na tyle silne i dyskomfortowe, żeby skłonić nas do zauważenia problemu i głęboko stojącego za nim ukrytego przeświadczenia.
Ileż to już razy widziałem, co robi z ludźmi pragnienie życia, a ciągle nie mogę przestać się dziwić. Zrezygnowanie z siebie, złożenie siebie w ofierze, męczeństwo - to się zdarza w żywotach świętych i bajkach dla dzieci. A w życiu bardzo rzadko, zazwyczaj w szale walki, w ataku wściekłości. Wtedy prosty żołnierz, który nie ma za sobą ani starożytnego rodu, ani szlachectwa, kładzie się piersią na kulomiot, torując drogę towarzyszom. Wtedy ludzie wbiegają do płonących budynków, skaczą w odmęty, z uśmiechem idą na szafot. Wsciekłość! Wsciekłość i nienawiść - tylko one tworzą prawdziwe męczeństwo.
Opowiem wam, co czuje człowiek, gdy wie, że jest gotów na śmierć. Długo śpi, a kiedy się budzi, pierwszą myślą jest pragnienie, by móc wrócić do łóżka. Przez cały dzień nic nie je, ponieważ jedzenie jest czynnością, która go tu zatrzymuje. Sto razy czyta tę samą stronę. Przewija swoje życie jak kasetę wideo i widzi rzeczy, przy których płacze, widzi rzeczy, przy których się załamuje, ale nic, co skłoniłoby go do oglądania dalszego ciągu. Zapomina się czesać, myć, ubierać. A potem pewnego dnia dochodzi do wniosku, że zostało mu tylko tyle energii, by zrobić tę jedną monumentalną rzecz, i ogarnia go spokój. Nagle po raz pierwszy od miesięcy zaczyna liczyć chwile. Nagle ma tajemnicę, która rozjaśnia jego twarz uśmiechem i ludzie mówią, że wygląda wspaniale. choć czuje się jak muszla - krucha, gotowa rozpaść się na tysiące kawałków.
© 2007 - 2025 nakanapie.pl