Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "lecz dulz", znaleziono 945

Teodor był baranem francuskim, co w praktyce oznaczało, że jego uszy, zamiast sterczeć do góry, majestatycznie zwisały. Matylda była mixem europejskim, co, jej zdaniem, dawało licencję na burzenie wszelkich porządków. Pani była zgrabną Dwunożną o artystycznej duszy (Teodor i Matylda nie bardzo rozumieli, co to znaczy, ale chyba miało związek z rysowaniem), a Dziewczynka była po prostu rasowym potworem. I to właśnie Dziewczynka przyniosła wieczorem Żabę... Teodor poczuł, że żołądek zamienia mu się w supełek. Powróciła straszna myśl, że... w Domku w nocy wydarzyło się Coś Złego.
-Ty wiesz, jak ja gadom sadła za skórę zaleję albo coś spsocę, to lżej mi parę dni, a potem to samo. Zeszłym razem czekałem w Smoleńsku na peronie. Przyszedł pociąg do Mińska. Wtem podchodzi do mnie jakiś kraskom. Pyta, czy to pociąg do Moskwy? A jakżde - mówię - do Moskwy. Kraskom szoruje do wagonu. Potem tak samo wpakowałem do pociągu eskortę z aresztowanymi i komsomolską wycieczkę. Niech jadą gady do czarciej mamy. Pewnie klęli mnie potem paskudnie. A mnie jakby kto duszę masłem posmarował.
Kuriozum czasu nigdy nie przestanie mnie zadziwiać. Kiedy jesteśmy nieszczęśliwi, zdaje się jedyną rzeczą, która stoi w miejscu. Kiedy zaś czujemy, że osiągnęliśmy naprawdę wszystko, i cieszy nas najmniejszy drobiazg naszej egzystencji, on pędzi jak szalony. Czym jest minuta pełna łez w porównaniu z minutą radości? Ta pierwsza trwa wieczność, przytłacza swoim ciężarem i zalewa czarnymi barwami duszę. Druga zaś jest lekka niczym piórko, ulotna niczym roztapiający się płatek śniegu na dłoni. Czym jest zatem moment, w którym dane nam istnieć? Czym powinien być?
"-Seks z tobą mnie uleczył. Pokazał mi, że fizyczna miłość nie boli, a cieszy. Seks z tobą uleczył moje kompleksy
- A miałaś jakieś? - zapytał i pocałował mnie deli katnie w usta.
- Rozstępy na udach, fałdkę tłuszczu na brzuchu... Kocham każdy twój rozstęp i każdą fałdkę, bo ta fałdka to ty. Pamiętaj Gab, akceptujmy nasze ciała ta kimi, jakie są, czy są idealne, czy też nie są. Dostaliśmy takie ciała i one są nasze. To nasza integralna część. Pa miętaj, że pragnę twoich rozstępów, bo za nimi kryje się twoja dusza i serce. Tylko to się liczy."
Większość z nas doświadczyła w swoim życiu chwil, w których czuliśmy się całkowicie opuszczeni, chwil, w których nasze serca, osłabione płonnymi nadziejami, zamierały. Trzeba nam jednak pamiętać, że ta straszliwa godzina jest często jak najciemniejszy moment nocy, który poprzedza zaranie nowego dnia, jak ów przełomowy czas w roku, kiedy to wijący ponad stwardniałą ziemią lodowaty wiatr śpiewa żałobną pieśń odchodzącej zimy i przynosi z sobą przepowiednię zbliżającej się wiosny. Ale tak jak zmarznięte ptaki nie pojmują natury zimnego podmuchu, w którym dygoczą, tak udręczona dusza nie rozpoznaje pierwszych oznak zbliżającego się wybawienia.
Ale był taki czas w drogówce, gdy szkoliłam nowo przyjętych. Widziałam młodzieńców pięknych z ciała i duszy. Wypełnionych ideałami, miłością i chęcią niesienia pomocy. Nie zliczę, jak często podczas tych rozmów mówili, że nie tykają alkoholu, że mają piękne żony i małe dzieci. Nie zliczę, jak często po kilku miesiącach, rzadziej latach, zaczynali pić, stawali się agresywni i rozbijali rodziny. Nie wiem, czy każdy człowiek jest dobry z natury, ale wiem, że ta praca może zabić naturalne dobro. Bo ta praca, proszę pani, niezależnie czy w policji, czy w milicji, jest toksyczna. Zatruwa i powoli wyniszcza organizm.
Można podobno usłyszeć, jak Jeżące Włos Księgi szeptały i szlochały w ciemnościach. Otwierały się ze skrzypieniem jak zardzewiałe drzwi do podziemnych, dawno zapomnianych lochów, w których czaiło się Nienazwane. Gdy je otwierano, nierzadko wyrywał się z nich upiorny krzyk lub potworny śmiech. Czasami wydobywało się z nich zimne tchnienie, wiatr wypełniony szeptami, poruszający pożółkłymi zasłonami w pokojach umierających w prastarych, przeklętych zamkach, wypełnionych niespokojną obecnością przeklętych dusz. Książki te potrafiły rozpłynąć się w powietrzu w trakcie czytania i z chichotem zmaterializować w zupełnie innym miejscu w pokoju.
My, ludzie, niepotrzebnie komplikujemy sobie życie i doszukujemy się w nim sensu. Pisarze opisują w swoich dziełach mroczną stronę własnego ja. Malarze próbują wyrazić kolorami i kształtami najbardziej skryte myśli i uczucia, których nie mają odwagi wypowiedzieć na głos. Ci, którzy strzegą sekretów, w głębi duszy pragną je komuś powierzyć. Ci, którzy nas uczą, w rzeczywistości sami są spragnieni wiedzy. Ci, którzy nienawidzą, po prostu potrzebują miłości. Ci, którzy nic nie mówią, chcą być wysłuchani. Krzykacz rozpaczliwie poszukuje ciszy. Doprawdy, jesteśmy bardzo dziwni.
"tkwiła we mnie potrzeba dzielenia życia we dwoje. Zrozumiałam, ze najważniejsza dla siebie powinnam być ja sama, a nie ktoś inny. Czyjaś obecność może być tylko melodyjnym refrenem. Niepowtarzalne strofy życia trzeba przeżyć samotnie." (K. Enerlich "Kiedyś przy Błękitnym Księżycu") "I nagle zdałam sobie sprawę, że jestem calkiem sama. I zawsze bylam sama. Że to ja jestem swoim najlepszym przyjacielem. Ludzie przychodzą i odchodzą. Przechodzą przez trawnik mojej duszy. Zostawiają na nim ślady lub nieKobiety zbliżają sie i oddalają." (K. Enerlich "Kiedyś przy Błękitnym Księżycu")
Pamiętam wymarzone drogi ze znikającym ptakiem przy zachodzie światła pamiętam, bo tam szedłem kiedyś a teraz ścieżka ta gdzieś przepadła Nie zniszczyli ulicy, ani jej poboczy z chabrami Nie zgasło słońce na wieki, wszystko jest niby tak samo tylko ja gdzieś zbłądziłem drąc się, odrzucając korzenie tylko ja po prostu zwiędłem bez oddechu maja o dwudziestej o siódmej zrób to, zrób tamto uzależnienie uciska i tylko serce pamięta a dusza pragnie urwiska gdzie wolność jest z przodu i w tyle gdzie obok siadają motyle Miłość? Tak. I zaczeka lecz wolność nie żyje we wnękach.
Tylko spójrz na ten bałagan-powiódł wzrokiem wokół siebie -Ale ogród jest naprawdę piękny i pełen Ciebie Sarayu. Choć jest jeszcze mnóstwo do zrobienia, czuję się tutaj dziwnie dobrze, zupełnie jak w domu. Obie spojrzały na siebie z uśmiechem, a potem Sarayu podeszła do Macka. Bardzo blisko. -I powinieneś się tak czuć, Mackenzie, bo ten ogród to Twoja dusza. bałagan też jest twój! Ty i ja razem pracowaliśmy w Twoim sercu. A ono jest piękne i dzikie, choć się zmienia. Tobie wydaje się, że panuje tu nieład, natomiast ja widzę tworzący się, doskonały wzór.żywy frantal.
Złapał jej dłoń, przesuwał opuszkami wzdłuż palców, a potem wsunął między nie swoje. Patrzyli na splecione ręce. Zdawali sobie sprawę, że nie powinni tego robić, jednak nie poruszyli się. Muzyka, rozmowy, odgłosy sprzedawców ucichły. Byli tylko oni. Im dłużej trzymali się za ręce, tym bardziej chcieli czegoś więcej. Dwie dusze zupełnie z innych światów, tak różne, a jednocześnie tak podobne. Zrozumieli, że wcześniej ślepo wierzyli w kulturowe stereotypy. Każdy człowiek, niezależnie od tego skąd pochodzi i jaki ma majątek, pragnie jednego. Szczęścia. I miłości.
W trakcie podróży muszą zatrzymać się w jednej z karczm, gdzie wykupują nocleg. Miejsce to niezwykła rudera pełna dziwnych i nieprzyjemnych typów, którzy od dawna nie widzieli kobiety, co budzi w nich żądzę i niewyobrażalnie złe emocje. Kiedy Orlando i dziewczyna zatrzymują się w pokoju, nić porozumienia między nimi pogłębia się. Oboje są zagubionymi duszami, które próbują się odnaleźć w tym brutalnym świecie. Dochodzi między nimi do zbliżenia. Zarówno dla dziewczyny, jak i dla Orlanda jest to niezwykłe uczucie, wyznają sobie miłość i uznają, że są sobie pisani. Dziewczyna ma jednak mieszane uczucia, bo mimo że dalej szuka swojego Anioła, to Orlando jest jej drugą miłością, bez której nie może żyć.
- Jesteście gorsi od adwokatów - oznajmił Kaptur, odwracając się do nich plecami. - A lepiej, żebyście nie wiedzieli, co robię z duszami adwokatów.
Uderzenie serca później Pan Śmierci zniknął.
Meandore zmarszczyła brwi.
- Tronie Cienia, kto to są adwokaci?
- Ludzie zawodowo zajmujący się wypaczaniem prawa dla zysku - odpowiedział i ruszył z powrotem do lasu, postukując laską. - Kiedy byłem cesarzem, miałem ochotę wszystkich zamordować.
- Czemu tego nie zrobiłeś? - zapytała, gdy zaczął znikać w półmroku między drzewami.
- Cesarski adwokat powiedział, że to byłby fatalny błąd - dobiegła ją słaba odpowiedź.
Samotność przytłacza; jest powolną ścieżką ku krańcowi twojej wytrwałości, a brak istoty, która wyciągnie pomocną dłoń i uchroni cię przed upadkiem, napawa przerażeniem. Wystarczy, że trafisz na kogoś, kto czerpie radość z twojej słabości, a usłyszysz głuchy dźwięk uderzenia o metal. Ostry i cienki gwoźdź wbije się w trumnę, ranić do mitycznej krwi twoją duszę i już na zawsze zamknie w pogrzebanej skrzyni twoje przekute serce... Aż w końcu strach i wycofanie zasłonią ci szansę na dostrzeżenie anioła, który wyciągnie cię z ciemności.
Jeśli powie ktoś, że miłość na swobodę nam pozwoli,
Ty odpowiedz: "Kłamiesz, bowiem miłość cała jest z niewoli".
Nie jest wolny ten, co musi kroczyć konieczności drogą.
O tym, że tak jest, podania liczne nam zaświadczyć mogą.
Gdy dokładnie zbadasz sprawę, wnet się sama przekonasz o tym.
Jeśli zechcesz, mów: "To męka, słodka, piękne to zgryzoty".
To ze smutkiem, to z radością serce się spotyka częściej,
To los szczęściem uraduje, to znów zgnębi cię nieszczęściem,
Albo duszę uszczęśliwi, albo ją porazi zgubą.
Więc się miotam wśród przeciwieństw i nadzieję ścigam lubą.
Choć tak zmienne, dni miłości są mi najwspanialszym świętem,
Kiedy widzę usta słodkie, usta do mnie uśmiechnięte...
Wiesz, czasami bardzo uważnie patrzę w oczy rodzicom i szukam w nich jakiejś głębi. Mój ojciec pyta w takich chwilach: „Do diabła, na co się tak gapisz?”, a ja odpowiadam: „Próbuję zajrzeć do twojej duszy”. Uważa mnie porąbaną, ale przecież jest taki wiersz Lawrence’a Ferlinghettiego, w którym pewna kobieta mówi: „Czuję, że jest we mnie anioł… którego bezustannie szokuję”. Uwielbiam ten wiersz. Ale kiedy patrzę na moich rodziców, odnoszę wrażenie, że są jedynie tym, co widzę. Nie ma w nich anioła. Nie ma także diabła. Są wydrążeni, zupełni puści w środku. Zastanawiam się, czy zawsze byli tacy czy ich prawdziwe „ja” któregoś dnia postanowiły ich opuścić, tak jak ty uciekłeś od siebie samego i podążyłeś na północ.
Sądzicie, że stałem się katolikiem. Nie! Nim ja nie jestem! Ja jestem tylko chrześcijaninem, ja wierzę tylko w naukę Chrystusa, w Jego Ewangelię, w miłość Jego niezmierzoną ku ludziom nieszczęśliwym. Ja wierzę, że On pozostawił dla zbawienia nas wszystkich swą naukę, zapieczętowaną tak haniebną śmiercią, że On mieszka tylko w sercach naszych, w sercach tych, co przykazania Jego wypełniają, a nie w gmachach, obrazach, żelazie, drewnie, że On jest żywym dla dobrych, a martwym dla złych, że Jego chwalić można w czynach, prawdzie i duchu, że Jego wyznawcą być można dziś tylko będąc prześladowanym za miłość ku swym bliźnim i oddając za nich i za siebie zarazem swą duszę i ciało; ja wierzę, że Bóg Chrystus – to Miłość. Innego Boga oprócz Niego nie mam.
Czy demos zdolny jest do samodzielnego rządzenia? Może sprawi ci pewną ulgę, przyjacielu mój, przypomnienie, że ideały, ku którym dąży miłośnik mądrości – pierwszeństwo duszy przed ciałem, poszukiwanie prawdy, panowanie nad cielesnymi namiętnościami – to dla pospólstwa poglądy nie tylko nie do przyjęcia, ale wręcz absurdalne. W masie swojej ludzie nie dążą do rozumnego gospodarowania swymi zachciankami, lecz do ich spełnienia; sprawiedliwość to dla nich zawada na drodze, która prowadzi do zaspokojenia ich chciwości, bogowie zaś to puste w środku figurynki, które wystawiają na pokaz, gdy trzeba jakoś usprawiedliwić własne czyny, które wzięły się z przerażenia, pragnienia zysku lub samolubstwa. Demos nie jest wartością samą w sobie, a tylko sumą wartości poszczegolnych jednostek.
Ifrija naucza, że całe zło bierze się od rozumu jednego człowieka, patrzącego na świat ze środka własnej głowy. Bowiem on szuka dobra dla siebie i swoich bliskich, to zaś dzieje się kosztem zbiorowości. Trzeba więc to wytępić, tak by wszyscy stali się jednym i nie myśleli więcej o własnym dobru. Bowiem większość z nich jest głupia jak kowce i podobnie jak kowce muszą mieć pasterzy, by decydowali za nich. Podobnie w dawnych amitrajskich plemionach najwyżej stało dobro wszystkich, a nie jednego, a matka klanu decydowała, kto ma przeżyć, a kto umrzeć, kto ma się poświęcić, a kto służyć dla dobra klanu. Mieli jedną duszę, a nie wiele. Tak ma się stać i teraz.
Kłamstwo zrodziło się w tej samej chwili, kiedy czlowiek zatracił poczucie bezpośredniego związku z naturą; oceniając bowiem sprawy w oparciu o charakter swoich bliźnich, pzyswoił on sobie fałszywe sądy na temat zła i dobra. Zło tkwi tylko w człowieku i jedynie przz niedorzeczne i zgubne uogólnienie przyjęliśmy poniżające pojęcie zła jako naturalnego prawa. Badanie bliźnich doprowadziło człowieka do gorzkiego poznania swojej osobowości. Ta zasmucająca wiedza dała mu sto powodów, by nie dwierzać własnej duszy; i odkąd zwątpił o wewnętrznym świecie miłości, uznał za marny, okrutny i szpetny świat zewnętrzny, który w świętej rzeczywistości poddany jest wyłącznie regułom piękna i harmonii.
Nie wiedziałam do tej pory, że może być tyle rodzajów łez. Są łzy smutku, gorzkie, łzy wzruszenia i radości. Łzy, które oczyszczają duszę ze złych demonów i łzy, które zabierają wszystko. Łzy wielkie niczym groch i lecące ciurkiem jak gorąca woda z kranu. Łzy, które parzą i zostawiają wyryte ślady na policzkach do końca życia. Łzy, które zmieniają człowieka raz na zawsze. Łzy, które wżerają się w skórę niczym żrący kwas. Łzy, które są jak gęsta krew, sączą się powoli. Ale tylko miłość może być tak piękna, wzniosła i tak bardzo boleć, by doprowadzić człowieka do granic obłędu, dzikiego zatracenia, a za chwilę być mokra od wypłakanych łez. Łez, które nie dają się zakwfalifikować do żadnej kategorii.
Ludzkie życie jest zbudowane z czasu. Nasze dni, nasza zapłata mierzone są w godzinach, nasza wiedza wyznaczana jest przez lata. Chwytamy w ciągu dnia kilka minut na przerwę na kawę, a potem czym prędzej biegniemy do biurek, spoglądamy na zegarek, żyjemy od jednej wizyty do drugiej. Mimo to nasz czas kiedyś się kończy i w głębi duszy zastanawiamy się, czy przeżyliśmy dobrze te wszystkie sekundy, minuty, godziny, dni, tygodnie, miesiące, lata i dekady. Wszystko wokół nas wiruje - praca, rodzina, przyjaciele, kochankowie... chciałoby się krzyknąć "STOP", rozejrzeć się, zmienić porządek paru rzeczy, a potem znowu ruszyć.
Zakonnica z uzi wskoczyła na parapet katedry Notre Dame niczym pingwin ninja. Kojot strzelił z biodra i zdmuchnął ją, zanim otworzyła ogień. Przekoziołkowała przez krawędź, odbiła się od gargulca i rozbryznęła się na chodniku. Zagrzmiał syntetyzowany chorial georgiański, kiedy jej dusza unosiła się do nieba ze stalowym liniałem w dłoni. Kojot ostrzelał witraż i zdjął biskupa wymachującego bazooka za dwa tysiące punktów pokuty [..]
-Ładny strzał-zauważył.
Kojot podniósł wzrok znad gry wideo,
-Czerwoni zabili mnie trzy razy.
-To sa kardynałowie. Musisz ich dwukrotnie trafić,żeby zabić. Zaczekaj, aż dojdziesz do poziomu Watykanu. Papież wysyła promienie winy.
P S Y C H O P A T A Kiedy słyszymy to słowo, często wyobrażamy sobie potwora, który morduje z zimną krwią, znęca się fizycznie nad swoimi ofiarami i dopuszcza się makabrycznych czynów. Mamy przed oczami bestię – kogoś pozbawionego uczuć oraz człowieczeństwa. Ale nie zastanawiamy się nad tym, że taka osoba żyje obok nas i – choć tego w ogóle nie widać – dręczy kogoś, kogo dobrze znamy: sąsiada, przyjaciela, a nawet członka rodziny. Może krzywdzić na wiele sposobów: fizycznie i psychicznie, okaleczając ciało, umysł, duszę. Manipuluje i kłamie, stopniowo i z premedytacją pozbawia swoją ofiarę własnego zdania, pewności siebie, a w końcu również godności.
Na wszystkie diabły tłoczące się w piekle ludzkiej duszy! Wszystko juz zapominacie! Całuję siostrę, klękam przed kochanką, pociągam w zakurzoną głębię najobskurniejszego z moich zakątków ludzkie i boskie zarazem wyobrażenie o miłości. O utracona i odnaleziona! O ukochana! Chodź, niech cię przycisnę do swego starego i półmartwego serca! Niech się położę na twoim słodkim i śmiertelnym ciele całym swoim ciężarem filozofującego trupa! Chodź, miłości! Spraw, by ogromna moc rozkoszy pochłonęła nas jak morze i byśmy stali się topielcami, których rzucają ku sobie nieoczekiwane kaprysy fal! Tak, jeszcze jeden pocałunek, i niechaj nastąpi rozłączenie, słodkie rozłączenie, tajemnicze, lękliwe, osłonięte i zamaskowane.
Nierzeczywisty świat żywych rozwiewał się już, ale Cuddy spojrzał jeszcze gniewnie na pogięte szczątki swego topora. Zdawało się, że irytują go o wiele bardziej niż połamane szczątki Cuddy’ego.
- Popatrzcie tylko - rzekł. - Tato zrobił dla mnie ten topór! Piękna broń, żeby ją zabrać na tamten świat, nie ma co!
CZY TO JAKIŚ OBRZĄDEK POGRZEBOWY?
- Nie wiesz? Przecież jesteś Śmiercią, nie?
TO NIE ZNACZY, ŻE MUSZĘ SIĘ ZNAĆ NA OBRZĄDKACH POGRZEBOWYCH. NA OGÓŁ SPOTYKAM LUDZI, ZANIM ZOSTANĄ POGRZEBANI. CI, KTÓRYCH SPOTYKAM POTEM, SĄ ZWYKLE PODENERWOWANI I NIE MAJĄ OCHOTY NA DYSKUSJE.
Cuddy skrzyżował ręce na piersi.
- Jeśli nie zostanę należycie pogrzebany - stwierdził - nigdzie nie pójdę. Moja udręczona dusza będzie się w męce błąkać po świecie.
PRZECIEŻ NIE MUSI.
- Ale może, jeśli ma ochotę - oznajmił z dumą duch Cuddy’ego.
Nie mogę odnaleźć Boga w sobie, ani siebie w Nim, jeśli nie zdobędę się na odważne spojrzenie w twarz Temu, kim rzeczywiście jestem, z całą moją słabością i nie przyjmę innych takich, jacy są — z wszystkimi ich ograniczeniami. Odpowiedź religii nie jest naprawdę religijna, jeżeli nie odpowiada rzeczywistości; ucieczka jest rozwiązaniem podyktowanym przez zabobon.
[...]
Istnieje jednak duchowy egoizm, który potrafi zatruć nawet dobry uczynek dawania czegoś innym. Dobra duchowe są cenniejsze od materialnych i moja samolubna miłość może także znaleźć wyraz w pozbywaniu się dóbr doczesnych na użytek bliźniego. Jeżeli mój dar zmierza do przywiązania go do siebie; nałożenia na niego długu wdzięczności lub wywarcia duchowej tyranii na jego duszę, to okazując mu miłość, w rzeczywistości kocham jedynie siebie samego. Jest to nawet większy i bardziej przewrotny rodzaj egoizmu, gdyż handluje nie ciałem i krwią, ale duszami innych ludzi.
[...]
Jest więc rzeczą największej wagi, żebyśmy zgodzili się żyć nie dla siebie — tylko dla innych ludzi. Jeżeli to zrobimy, to przede wszystkim będziemy umieli spojrzeć w twarz naszym możliwościom i zgodzić się na ich granice. Dopóki się skrycie uwielbiamy, nasze braki nie przestają nas dręczyć poczuciem rzekomego upośledzenia. Ale kiedy zaczniemy żyć dla innych, przekonujemy się stopniowo, że nikt nie spodziewa się po nas, żebyśmy byli "jako bogowie". Zobaczymy, że — tak jak wszyscy — mamy naturę ludzką, a więc jej słabości i braki, i że te nasze ograniczenia grają bardzo ważną rolę w naszym życiu. Bo właśnie z powodu nich potrzebujemy innych ludzi, a oni nas. Nic wszyscy mamy te same słabe strony, zastępujemy się więc i dopełniamy wzajemnie, każdy z nas dając właśnie to, czego brakuje drugiemu.
Dzi­siaj wyjąt­kowo piszę ten pamięt­nik przed wzię­ciem prysz­nica, a nie po nim, jak to mam w zwy­czaju. Pot, brud i zie­mia z pia­skiem oble­piają mi czoło i policzki, ale spe­cjal­nie mi to nie prze­szka­dza. Zresztą woda jest lodo­wata, odkąd padł cen­tralny piec, i zamiast otu­lać do snu, pom­puje w moje serce adre­na­linę, któ­rej mam dość i bez tego. Ogrze­wam się tylko w salo­nie przy kominku w prze­rwach od pracy i wtedy, gdy idę spać. Na zewnątrz musi pano­wać ziąb, chyba zbliża się zima i chłód wraz z wia­trem prze­nika przez te stare mury. Czuję pod­skór­nie, jak szron z wolna pokrywa szyby, tak jakby osia­dał też na mojej duszy. Choć dokła­dam do kotła węgiel, który tu został, kalo­ry­fery dają tylko odro­binę cie­pła. Powi­nie­nem je odpo­wie­trzyć, ale cią­gle jakoś zapo­mi­nam.
"Oczy są zwierciadłem duszy, tak powiadają. Oczy są drogowskazem, są tą częścią ciala którą można wyrazić niemal każdą emocję czy pragnienie To niewerbalny kanal naszych intencji, oczekiwań i wza jemnego zainteresowania. Kontakt wzrokowy może zaini cjować połączenie na poziomie emocjonalnym, a im dit żej trwa, tym silniejsza więź się prawdopodobnie stworzy. Kiedyś przeczytałam, że szansa na miłość wzrasta w mia rę, jak intensywnie na siebie patrzymy. Czy to prawda? Nie wiem, ale jednego byłam teraz pewna - stojac tu spoglądając w jego czekoladowe tęczówki, dosłownie i czułam, jak na poziomie molekularnym następują we mnie zmiany. Tworzy się silna sieć uczucia, która zaczyna promieniować niezależnie ode mnie, gotowa na polącze nie się z jego energia. To samo widziałam w oczach Wa dima, ten proces zmian emanujący z jego spojrzenia."
© 2007 - 2024 nakanapie.pl