Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "lecz dziennik", znaleziono 43

Dzienniki to tylko emocjonalne informacje o pogodzie.
Otóż samo słowo "dziennik" kojarzy nam się z pamiętnikiem. Dziennik jakby pośrednio narzuca nam, że mamy coś robić "dziennie" - czytaj "codziennie".
Tyczyna zapisuje
w dzienniku:
"Poezja
to jak powrót
do raju.
To jak wygnanie
z seminarium,
w którym liczyłem,
że wyuczę się
na Boga".
Gdyby nie to, że mam umrzeć, na tym ta historia by się zakończyła. Nie byłoby początku ani końca, zupełnie nic ciekawego, tylko kolejny opublikowany własnym sumptem dziennik więzienny...
Wiem, że prowadzenie dziennika jest dobre dla bab, ale tylko dzięki niemu, mając takie życie, rodzinę i przyjaciół, nie ucieklem z domu i nie zacząłem żyć w lesie.
Jednak pewne sprawy wyglądały tak źle, że nie mogłam ich nawet zapisać w moim dzienniku. Unikając ich utrwalenia, byłam w stanie wmówić sobie, że w ogóle nie miały miejsca.
Ludzie, oglądając dzienniki telewizyjne, myślą, że znają to uczucie, ale nie mają pojęcia, co to oznacza tak naprawdę, gdy człowiek stanie nad trupem kogoś, kto został zamordowany.
Kolejne lata depresji są jak nadpalone dzienniki, z których zostały jedynie pojedyncze wystrzępione kartki, podczas gdy lęk przed nowym epizodem zawsze czai się w pobliżu.
W Dzienniku Telewizyjnym pokazywane są kombinaty otwierane przez partyjnych bonzów. Fabryki biją kolejne rekordy w produkcji. Dzieci wręczają kwiaty, oficjele przecinają wstęgi.
Od końca zeszłego roku zacząłem prowadzić swój dziennik. A kiedy człowiek pisze, zaczyna usilniej myśleć… a może raczej jego tok myślenia nabiera specyficznego charakteru.
Jak mówić o Zagładzie komuś, kto jej nie doświadczył? Czy mamy prawo żądać od autorów dzienników czasu wojny, ludzi wystawianych na najcięższą próbę, wycieńczonych i przerażonych- dbałości o formę zapisu?
Kupował gazety tylko po to, by rozwiązywać krzyżówki, którą to kiedyś rozrywką całkowicie gardził. Rzadko włączał telewizor. Dopiero po przeprowadzce do Domu wrócił do zwyczaju oglądania dziennika telewizyjnego.
Wieczorem, oglądając dziennik telewizyjny, siedzi obok matki, która ściska w dłoniach chusteczkę do nosa i wyciera oczy, gdy emocje są zbyt silne. (...) Adrien zastanawia się nad własnym murem, za którym się schował, gdy tylko zaczął oddychać. Jak wysoki jest ten mur?
Eden zanotował w swoim dzienniku: Ponownie uległ czarowi Stalina. Ciągle powtarzał: "Lubię tego człowieka". Jestem pełen podziwu dla sposobu, w jaki Stalin go omotał. Powiedziałem mu o tym, licząc, że to go poruszy, ale osiągnąłem marny skutek.
Narodowosocjalistyczny apel o spisywanie osobistych, autobiograficznych w celu stworzenia bohaterskiej historiografii II wojny światowej zmotywował do opisywania kampanii w dziennikach tysiące niemieckich żołnierzy, którzy sami dorastali, czytając pamiętniki, autobiografie i listy swoich ojców i dziadków.
Zaskakujesz mnie… Proponują Ci pracę w dzienniku paryskim i ty masz odwagę odmawiać…?! Będziesz mieć dobre wynagrodzenie i poważanie. Nie?… Nie chcesz…?! Wolisz być wolny? Wiec posłuchaj, oto historia o „Kozie Pana Seguin”. Odkryjesz cenę wolności.
Na tle innych tekstów dziennik Sandera wyróżnia także pozycja autora. Na rynku dostępne są wspomnienia niemieckich dowódców wyższego szczebla - na przykład Hansa von Lucka czy Heinza Guderiana - lecz punkt widzenia dowódcy czołgu w stopniu porucznika jest kompletnie inny.
Dlaczego prowadzę DZIENNIK? Dlatego że czasami w głowie roją mi się tysiące myśli i jedynym sposobem na ich zrozumienie jest ich spisanie na czystej kartce w linie. Kiedy już je spiszę, są tak jakby unieruchomione i mogę przestać się nimi martwić. Wydaje mi się, że piszę głównie po to, aby trochę uporządkować swój szalony świat.
Dlaczego prowadzę DZIENNIK? Dlatego że czasami w głowie roją mi się tysiące myśli i jedynym sposobem na ich zrozumienie jest ich spisanie na czystej kartce w linie. Kiedy już je spiszę, są tak jakby unieruchomione i mogę przestać się nimi martwić. Wydaje mi się, że piszę głównie po to, aby trochę uporządkować swój szalony świat.
Carter podniósł gazetę ze stołu. Odnalazł kolumnę ogłoszeń i wskazując jedno z nich, przesunął dziennik w stronę Tommy’ego. - Przeczytaj to. - »Międzynarodowa Agencja Detektywistyczna, Theodore Blunt, menedżer. Prywatne dochodzenia. Duży zespół zaufanych i wysoko wyszkolonych agentów śledczych. Absolutna dyskrecja. Bezpłatne porady«…
Matematyk i filozof Bertrand Russel (...) opublikował w dzienniku New York Times swoje dziesięć przykazań liberałów pod tytułem: "Najlepszą odpowiedzią na fanatyków jest liberalizm". Szóste z nich brzmi: "Nie staraj się nigdy stłamsić siłą przekonań, które uważasz za szkodliwe, inaczej te przekonania stłamszą ciebie". Było to w roku 1951. (tł. tsantsara, s. 56)
– Gdy pracowałam w  Londynie  – powiedziała  – szefem mojego zespołu anglistów był niejaki Lucca. Nie był klasycznie atrakcyjny, ale dość inteligentny i miły, więc podobał się wielu kobietom. Prowadził dziennik i pisał w pracy, może dlatego, żeby nie mogła go znaleźć jego żona. Tak czy inaczej, w szkole pojawiła się nowa młoda nauczycielka, która zadurzyła się w Lucce i pewnej nocy włamała się do szkoły, żeby przeczytać jego dzienniki. Za wszelką cenę chciała sprawdzić, co o niej pisał.
– I co o niej pisał? Clare parsknęła śmiechem.
– W tym tkwi ironia całej tej sytuacji. Nic. W  ogóle o  niej nie wspominał. Lucca sam mi to powiedział. Woźny przyłapał ją na włamaniu i  kobieta musiała odejść ze szkoły. Z pewnością była niezrównoważona. Ale wiesz, co w tym było najzabawniejsze?
– Nie – przyznałam, wyczuwając, że muszę udzielić jakiejś odpowiedzi.
– Najzabawniejsze było to, że potem musiał o niej napisać.
Pierwsze w lutym 2002 roku weekendowe wydanie popularnego czeskiego dziennika "Mlada fronta dnes" rozpoczyna dyskusję, dlaczego Czesi nie znoszą bohaterów. "Przed wiekami był to naród uważany za bandę uzbrojonych radykałów. Dlaczego dziś naszym narodowym bohaterem jest Szwejk?" - pyta redakcja i odpowiada: "Bo wiemy, że heroizm jest możliwy, ale w filmach. A nikt nie żyje w próżni".
Ujrzawszy go, Kaśka aż jęknęła z zachwytu i na całą klasę wyrwało jej się: Ja pierniczę!
- Co takiego? Katarzyna! Coś ty powiedziała? [...]
Ale nagle zupełnie niespodziewanie odezwał się Maciek: - Proszę pani, każdy język ewoluuje. W tym polski. Pierniczyć to czasownik wytrych. Znaczeń ma wiele. (...)
- Co masz na myśli?- spytała chłodnym tonem pani Czajka.
- Nic takiego specjalnego poza tym, że pani miała teraz zamiar Kaśkę opierniczyć, czyli skrzyczeć, a tym samym wykazać swoją dezaprobatę. Gdyby była pani jej koleżanką, Kaśka z pewnością kazałaby się pani odpierniczyć, czyli odczepić, uznając, że pani przesadza. (...) Ale ponieważ jest pani nauczycielką, więc Kaśka z pewnością chciałaby teraz natychmiast spierniczyć ze szkoły. Gdyby zaś z tego powodu wystawiłaby jej pani złą ocenę, wówczas Kaśka starałaby się podpierniczyć, ewentualnie zapierniczyć, czyli ukraść, dziennik. Ewentualnie ów dziennik gdzieś wypierniczyć, czyli wyrzucić tak, by nikt go nie znalazł. Choć może wówczas rodzice zlaliby ją, czyli by jej wpierniczyli, pasem tam, gdzie plecy tracą swoją szlachetną nazwę. Jeden czasownik dzięki różnym przedrostkom zyskuje nowe znaczenie...
Czytanie ma dla mnie pewnie inny sens niż dla przeciętnej kategorii naszych tzw. "intelektualistów". Znam ludzi, którzy czytają bez końca, książkę po książce, strona po stronie... Oczywiście mają duży zasób wiadomości, ale... nie potrafią odróżnić, co w książce jest dla nich pożyteczne, a co bezużyteczne, i jedno zatrzymać w umyśle, drugiego zaś, gdy można, wcale nie dostrzec...Czytanie nie jest celem samym w sobie, lecz środkiem wiodącym do celu... Ktoś, kto uprawia sztukę czytania, od razu odróżni w książce, dzienniku czy broszurze, co warte jest zapamiętania, bo odpowiada osobistej potrzebie albo też ma ogólnonaukową wartość.
Ta książka posiada nie jeden rodowód. Pierwszy zwał się "Jacek i Agatka", "Bolek i Lolek", "Miś z okienka" i cały pozostały zwierzostan, co dzieci wysyłał spać, aby dorośli mogli sobie w skupieniu posłuchać Dziennika Wieczornego. Tyle że zwierzostan był tak sympatyczny, iż polubili go również dorośli. Może nie do tego stopnia, iżby domagali się przedłużenia dobranocek na cały czas emisji DTV, ale w każdym bądź razie polubili bardzo. Trzeba więc było wymyślić dla nich, to znaczy dla dorosłych, jakieś specjalne dobranocki. Równie mądre jak dla dzieci, tyle że nie do snu zachęcające, a raczej do myślenia.
Jej kostium, czarno-biała sukienka, ciekawie determinował ruchy odtwarzanej postaci. Część biała poruszała się z pełną dystynkcją, czarna miała ruchy niezborne, chaotyczne i połamane. Obie strony ciała pracowały na zmianę. Białą wyposażono w obfity koronkowy żabot wysiany cyrkoniami, wysoki połyskujący mankiet i strojną wystającą spod sukienki halkę. Czarna, patrząc od dołu, dostała od projektanta halkę postrzępioną, dziurawy, bliższy szacie czarownicy rękaw i oberwany, zwisający żabot. Jedna stopa była w zgrabnym, białym pantofelku, druga bosa.
(…) To oczywiste, że wszelkie zaufanie do niej nie wchodziło już w grę. Narastała natrętna myśl, że sprowadziła mnie z pełnym rozmysłem i że w dużej mierze chodzi o to, by akcją w architektonicznym dziwolągu zdezorientować i zachwiać tym, co czuję.
„Dziennik wyjścia”, fragment, Bogumiła Juzyszyn-Banaś. Wydawnictwo Świat Książki, Warszawa 2023.
Dziennikarz powinien być uczciwy wobec czytelnika, wiarygodny, rzetelny i przede wszystkim posługiwać się poprawnym językiem. Tego kandydaci na redaktorów uczą się na studiach i tego ich starsi koledzy powinni wymagać podczas stażu. Ale teraz wydawcy gazet nie widzą sensu wspierania dziennikarzy walczących, ponieważ najmniej im zależy na codziennych czytelnikach. Właścicielom wydawnictw zależy na dużych reklamodawcach. Im większy nakład ma gazeta, tym wyższe są ceny reklam, ogłoszeń i komunikatów. Dlatego prezesi firm wydających gazety wymagają od szefów redakcji, a ci od dziennikarzy informowania czytelników przede wszystkim za pomocą krótkich i prostych zdań, posługiwania się językiem tępaków oraz ilustrowania tekstów zaskakującymi fotografiami. Im więcej wiadomości dotyczy wypadków śmiertelnych, włamań do domów majętnych osób, napadów na samotne kobiety, gwałtów podczas dyskotek, pobić w gimnazjach, kraks na lokalnych drogach, karamboli w śródmieściach, morderstw bez powodu, niepowodzeń nawet mniej ważnych polityków, tym bardziej zadowolony jest wydawca, bo to oznacza poprawę opini o gazecie i nieodchodzenie reklamodawców od tytułu. Traktowane do niedawna jako opiniodawcze i przy tym poważne dzienniki, coraz częściej przyjmują charakter bulwarówek, a nawet brukowców.
Wybacz mi szczerość, ale masz tu więcej wrogów aniżeli kapłan żarliwie namawiający do cnoty w dzielnicy portowej.
Sąd Ostateczny Bachor siedział na ławce w kościele Mariackim i wywijał nogami z wrażenia, a zarazem przerażenia. W kaplicy rozlegał się miarowy łomot. Od godziny wpatrywał się w obraz Memlinga „Sąd Ostateczny”. Bał się. Bardzo się bał. Przez tę długą godzinę (jakieś dwa odcinki „M jak Miłość”), podczas której tu siedział, przypomniał sobie wszystkie dokonane złe uczynki. Oczywiście namawianie hackera do włamywania się do skrzynki pocztowej jego taty zaliczane było przez specyficzne sumienie Bachora do kategorii uczynków dobrych. W sumie afera z eliksirem też była pozytywna. Jego wzrok uciekał w prawą stronę, gdzie postacie z okrzykiem spadały w ogień piekielny. Oj, Zuzanna słyszała ten krzyk! Co chwila zamykała oczy i otwierała je ponownie z przerażeniem. Była ciekawa, co ci ludzie takiego narobili, że znaleźli się w tym ogniu. Pewnie też bawili się we wróżkę. I zabierali pieniądze za stawianie kart, i w nie grali. I pewnie też podrabiali podpisy… Jacek doszedł do wniosku, że trzeba koniecznie pokazać córce obraz Memlinga, w momencie, gdy przyłapał ją właśnie na podrabianiu jego podpisu pod uwagą o następującej treści: „Zuzanna Wolicka poiła kolegę świństwem. Kolega zwymiotował na tornister koleżanki”. – Zuza, co ty robisz? – zapytał, zabierając jej dzienniczek. Przeczytał w spokoju uwagę i zmartwiony usiadł obok córki na tapczanie. Rozejrzał się po pokoju dziecka. Przed oczami mignął mu plakat Harry’ego Pottera i zaczął się zastanawiać, czy Zuza do tej książki nie jest jeszcze za mała. Tym bardziej do filmu. Wziął do ręki czapkę czarodzieja i zapytał – o co chodzi z tym świństwem? – Bo wiesz, tata, ja eliksir robiłam. Czarodziejski – wydukała Zuza ze spuszczoną głową. – Miłosny eliksir. I chciałam wypróbować. No i Kacper się nawinął… – podniosła szybko głowę. – Tata, naprawdę to nie jest moja wina, że on się porzygał! – kiwała głową przecząco. – Zrobił to zaraz po tym, jak mu powiedziałam, z czego to zrobiłam… – Z czego? – zapytał Jacek. Nieco bał się odpowiedzi, ale postanowił sobie, że będzie dzielny. – „Włosy kota, woda z kranu, odrobina marcepanu, włos staruszki, cztery zęby, co wypadły komuś z gęby, trochę piasku z piaskownicy i paznokieć od dziewicy” – wyrecytowała Zuza jednym tchem. Jacek walczył mocno z odruchem wymiotnym. – Dziecko, i ty mu dałaś to wypić? – zapytał skrzywiony. – Tak, ale przecedziłam – powiedział niewinnie Bachor. – Było napisane, żeby przecedzić, to przecedziłam, przez skarpetkę – Jackowi było jeszcze gorzej. – Czystą, tata! – krzyknął Bachor, widząc minę Jacka. – Ale, Zuza, dlaczego? – w dalszym ciągu nie rozumiał. – Skąd ty ten przepis wzięłaś? I na co on miał pomóc? – Tata, z Internetu, a miał pomóc na miłość, no… – zniecierpliwiła się Zuza. – Dzisiaj rano dałam polizać Parysowi. Zaraz zwiał pod piętnastkę. Położył się na wycieraczce i skomlał. Wiesz, tam ta sznaucerka mieszka. Wył do niej, zatem myślę, że się zakochał – uśmiechnęła się i kontynuowała. – Pomyślałam sobie, że jak na Parysa działa, to muszę na ludziach wypróbować. A ten idiota się porzygał na tornister Karoliny – wzruszyła ramionami i zrobiła smutną minę. – Zuza! – krzyknął tata. – No, naprawdę – Bachor kiwał głową – prawie wszystko wyrzygał. Zmarnował eliksir. – Zuzanko, ale po co ci było, żeby Kacper się w tobie zakochał? – rozmowy tego typu wykańczały Jacka. Zdecydowanie nie rozumiał kobiet, nawet tych zupełnie małych. – Tata, tu nie chodziło o mnie! – krzyknęła Zuza – ani o Kacpra! To było na próbę! – mówiła dalej podniesionym głosem. – To chodziło o ciebie, tato! Jacka zatkało. Przez chwilę nie mógł z siebie wydobyć słowa. Jego córka skorzystała z okazji i ciągnęła dalej. – Bo nie idzie ci z tymi dziewczynami, tato, co jedna to gorsza – powiedziała z miną znawcy. – I pomyślałam sobie, że jak znajdę kogoś odpowiedniego, to dam eliksir i już. I ty się zakochasz, i ona. No, niestety, jeszcze nie spotkałam, ale przecież ty mi zawsze mówisz, że trzeba być przygotowanym na wszystko. Jacek nie wiedział, co ma powiedzieć. Z jednej strony wiedział, że powinien ukarać córkę za takie zachowanie, a z drugiej strony czuł, że to jego wina. Że coś zaniedbał. Westchnął głęboko i stwierdził, że jadą do Mariackiego zobaczyć „Sąd Ostateczny” Memlinga. Może córka popatrzy i przemyśli pewne sprawy. Wierzył w jej inteligencję. A potem obiecał sobie, że zabierze Zuzę na duże lody. I frytki. I cokolwiek będzie chciała. Cokolwiek.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl