Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "ludzie drzewo", znaleziono 28

- Nieważne, czy ludzie cię chwalą, czy krytykują, Mały Smoku. Zawsze staraj się przyjmować to z wdzięcznością. Żeby drzewo wyrosło duże i silne, potrzeba zarówno wichru, jak i słońca.
-Nieważne, czy ludzie cię chwalą, czy krytykują,
Mały Smoku. Zawsze staraj się przyjmować to z wdzięcznością. Żeby drzewo wyrosło dużo
i silne, potrzeba zarówno wichru, jak i słońca.
Ludzie są ślepi. Jeżeli mówią, że ma drewnianą twarz, drewniane nogi, czy drewniany głos, to chcą przez to powiedzieć, że jest to coś bez wyrazu, bez ruchu, bez dźwięku. Żywe drzewo ma tysiące twarzy od wiosny do zimy, od świtu do nocy. Drzewo, z którego robi się skrzypce, też ma tysiące twarzy, od bladożółtej do brązowej, od matowej bejcy do szklącego się lakieru. Drzewo ma tysiące głosów. Szepcze na wietrze, szumi na wichrze, trzaska w piecu. Nuci z nami od kolebki do trumny. Maszt, drążek sterowy, stół w jadalni, krzesło do odpoczynku, skrzynia kryjąca tajemnice, brama i drzewce sztandaru, gęstwina leśna i samotny olbrzym na wierzchołku góry, stawiający czoło piorunom. Matka-ziemia tchnie w drzewo swą duszę poprzez tysiące korzeni, mówi wszystko, co tylko ma do powiedzenia poprzez usta drzew, począwszy od palmy, a skończywszy na sośnie.
Tego samego dnia, w północnej Kalifornii, na przeznaczonych (...) do wycięcia sekwojach, około dwustu z ostatnich sześciuset w całym stanie, pojawiły się tabliczki. Głosiły: ZA KAŻDE ZABITE DRZEWO ZGINIE JEDEN Z WAS.
Obietnicę zrealizowano przy użyciu pistoletów maszynowych "Schmeisser". Oficjalny wynik wyniósł osiemnastu ludzi za siedemnaście drzew.
Może być.
Ożenię się dla chaty albo co? - pomyślał ponuro, ale potem się rozpogodził, bo przyszło mu na myśl, że przecież gdyby trafił dobrze... Nawet w takim Kalińcu ludzie jakoś żyją i nie nosi ich po świecie za czymś innym. Wystarcza im ten sam widok, towarzyszący im od dziecka, znany na pamięć - każde drzewo, każde wzniesienie ziemi, każdy kawałek brzegu rzeki.
Potem ojciec Silas wskazał mi piękne strony rzymskiego
kościoła, jego wzniosłe dzieła i kazał mi sądzić drzewo po jego owocach.
Odpowiedziałam na to, że dzieła te nie są owocem Rzymu, ale jego obfitym, bujnym kwieciem, piękną zapowiedzią, ukazywaną przezeń światu. Kiedy kwiecie to padnie i zawiąże się owoc, nie ma posmaku miłosierdzia; jabłkiem w zupełności z niego ukształtowanym jest ciemnota, poniżenie i bigoteria. Z trosk, smutków i przywiązań ludzi wykuwa on więzy ich niewoli. Żywi, odziewa biedaków i daje im dach nad głową po to, aby skrępować ich zobowiązaniami „wobec Kościoła"; wychowuje i kształci
sieroty, aby wyrastały „na łonie Kościoła". Przeciąża pracą mężczyzn, poświęca w sposób niesłychanie morderczy kobiety i wszystko na tym świecie, który Bóg w swojej łaskawości uczynił miłym dla dobra stworzonych przez siebie istot, każe im dźwigać Krzyż o potwornym, zabójczym ciężarze, aby mogli służyć rzymskiemu kościołowi, przekonywać o jego świętości, stwierdzać jego potęgę i szerzyć królestwo swojego tyrańskiego „Kościoła".
Dla dobra człowieka mało się czyni, na chwałę Boga jeszcze mniej. Tysiące dróg otwieranych jest w największym znoju krwawiącymi dłońmi, w pocie czoła, z nazbyt szczodrym szafowaniem życiem ludzkim; drążone są i
prześwidrowywane góry na wylot, skały rozłupywane są aż do samych podstaw — a wszystko to w jakim celu? Aby duchowieństwo mogło bez przeszkód kroczyć po nich naprzód i wspinać się wzwyż, dążąc do wybicia się ponad wszystkich i ponad wszystko i stanięcia na górującym nad światem szczycie, z którego będzie mogło wreszcie roztoczyć wszechwładnie berło swojego molocha — „Kościoła".
Uważam, że drzewa są milsze od ludzi i nie tak męczące.
Myślę, że drzewa kwitną tak samo, kiedy ludzie się zabijają.
Drzewa są przeciwieństwem ludzi: w miarę jak rosną, szukają nieba.
Są takie drzewa, które rosną normalnie tylko do pewnej wysokości, a potem niespodziewanie puszczają dzikie pędy. Często to można zaobserwować u ludzi.
Wiekowe drzewa są jak starsi ludzie, noszący w sercu niezagojone rany i gładkie już blizny, ale mimo to wciąż gotowe wypuszczać do słońca nowe, młode pędy.
Bo drzewa są jak ludzie, niektóre wyrastają najlepiej w towarzystwie, starając się prześcignac pozostałych. Inne wolą dorastac same, choć często wiąże się to z samotnością. Oba sposoby są równie dobre.
"Ścieżki życiowe niektorych ludzi są proste, pozbawione zakrętów. Zupełnie jak te rowki w korze drzewa. (...) Nasze ścieżki są inne. Już od samego początku życie nas testuje. Tyle wybojów i wiraży..."
(...) wiedział, że w kilkanaście minut może wydarzyć się wszystko. W kilkanaście minut może spalić się stodoła pełna ludzi, samochód może owinąć się wokół drzewa, w kilkanaście minut można przestać być dzieckiem albo przestać być kimkolwiek.
Przewieszamy linę przez paryję, od jednego drzewa do drugiego, i wysyłamy sobie tajne wiadomości w pudełku od zapałek. Najczęściej piszemy o Bladych Twarzach, które mogą w każdej chwili nadejść. Bo jesteśmy Indianami. Nikt nie chce być Blada Twarzą. Ludzie z Olszyn wyglądają jak Indianie.
Dla mnie to nic więcej jak konwencja społeczna. (...) Złoto jest wartościowe. Wartość jaką ludzie przypisują złotu, przypomina dziecięcą zabawę: "Umawiamy się, że bramka jest od tego do tego drzewa". Przypuśćmy, że mój telewizor działa, bo ja i moi znajomi się co do tego zgadzamy. Moglibyśmy w ten sposób wiecznie siedzieć przed martwym ekranem".
Ludzie są jak wiatr. Jedni lekko przelecą przez życie i nic po nich nie zostaje, drudzy dmą jak wichry, więc zostają po nich serca złamane, jak jakies drzewa po huraganie. A inni wieją jak trzeba. Tyle, żeby wszystko na czas mogło kwitnąć i owocować. I po tych zostaje piękno naszego świata.
Każde z nas jest inne, ale rozumiemy się nawzajem. Potrafimy rosnąć, wznosić się ku niebu obok siebie. Jeśli nie wystarcza już ziemi dla sosen i świerków, ustępują miejsca bukom i dębom. Ba, potrafią przekazać swoje soki innym drzewom, nawet jeśli umierają. A ludzie... Ludzie... Każdy człowiek jest inny i tę inność przemienia często w nienawiść - mamrocze moja mama do Wielkiego Drzewa.
Obsesja. Zaczyna się powoli. Jest niczym pociąg, który rusza ze stacji. Nadal widzisz domyi drzewa, ludzi w oknach i ciemnozielone ciągniki na soczyście zielonych polach. Potem nabiera rozpędu. Domy wciąż są widoczne, ale ludzie za oknami już nie. Kolory zaczynają się rozmazywać, smugi ciemnej zieleni zlewają się i jaśnieją, a ty uświadamiasz sobie, że nie możesz już wysiąść i razem z całym składem wypadniesz z torów.
Obsesja. Zaczyna się powoli. Jest niczym pociąg, który rusza ze stacji. Nadal widzisz domyi drzewa, ludzi w oknach i ciemnozielone ciągniki na soczyście zielonych polach. Potem nabiera rozpędu. Domy wciąż są widoczne, ale ludzie za oknami już nie. Kolory zaczynają się rozmazywać, smugi ciemnej zieleni zlewają się i jaśnieją, a ty uświadamiasz sobie, że nie możesz już wysiąść i razem z całym składem wypadniesz z torów.
[...] a poniważ nie był skrępowany tymi wieloma utrudnieniami, jakie uczciwość, przywoitość lub choćby tylko dobre wychowanie narzucają poczynaniom innych ludzi, przedzierał się przez puszczę życia z pewnością słonia, który zwalając drzewa i rozdeptując nory, prze prosto przed siebie i nawet nie zauważa, że drapią go kolce i jęczą przygniecione przez niego istoty.
(...) nikt nawet nie próbował wysłuchać tych, którzy usiłowali ostrzec przed niebezpieczeństwami nadmiernej produkcji i rozpasanej konsumpcji. Byli ignorowani aż do chwili, gdy ropa się skończyła, gleba wyjałowiała i spłynęła, drzewa zostały wycięte, zwierzęta wytrzebione, ziemia zatruta i jedyne co zostało, to siedem miliardów ludzi walczących o nędzne resztki i egzystujących jak się da, i wciąż mnożących się bez opamiętania.
Pamięć ludzka o kimś, kto był, ale już odszedł na zawsze, to takie dalsze życie. Ten, o kim się pamięta, nie do końca umarł. Może z tego powodu ludzie zabiegają o to, by pozostawić tu coś po sobie – sadzą drzewa, tworzą jakieś wiekopomne dzieła, biją rekordy, mają dzieci, wierząc, że to w nich i w tych dziełach oraz zwyczajnych ludzkich dokonaniach będzie istniała część ich samych? Wszyscy przecież umrzemy. Liczy się to, co przed śmiercią.
Kobieta jedząca kota. Mężczyzna żujący dywan w rogu salonu. Dwoje dzieci z całej siły ciskających kamieniami w siebie nawzajem. Zakrwawionych i posiniaczonych od stóp do głów. Śmiejących się przez cały czas. Ludzie stojący bez ruchu na podwórzach i gapiący się w niebo. Inni leżący twarzą w dół w pyle, gadający do siebie. Mark zobaczył mężczyznę, który raz po raz walił głową w pień drzewa, jakby miał nadzieję, że w końcu wygra ten nierówny pojedynek.
Bądź tak uprzejmy i spróbuj przemyśleć następujący problem - na co by się zdało twoje dobro, gdyby nie istniało zło, i jak by wyglądała ziemia, gdyby z niej zniknęły cienie? Przecież cienie rzucają przedmioty i ludzie. Oto cień mojej szpady. Ale są również cienie drzew i cienie istot żywych. A może chcesz złupić całą kulę ziemską, usuwając z jej powierzchni wszystkie drzewa i wszystko, co żyje, ponieważ masz taką fantazję, żeby się napawać niezmąconą światłością? Jesteś głupi.
"Myślami jednak byłam już gdzie indziej- mianowicie na kursie filozofii życia i jego sensu. Po południu wsiadłam w autobus i pojechałam na uniwersytet; weszłam na dziedziniec i czułam się jak te kwitnące wkoło drzewa. Wszystko, co było we mnie wymarłe, odżyło, jakbym stanowiła część trwającej właśnie wiosny. Ewidentnie kiełkowałam, nawet czułam, jak kolejne pędy mysich włosów rozsadzają mi czaszkę. Nie pamiętam, kiedy ostatnio byłam tak ożywiona-chyba z okazji Halloween 1999, kiedy to inni ludzie wzięli moją twarz za supermaskę i rozmawiali ze mną jak równy z równym"
Spotykali się coraz częściej. Tymczasem drzewa zdążyły zgubić wszystkie liście, a na szczycie najwyższej góry pojawił się śnieg. Cienie ludzi przechodzących przez most były długie i wąskie. Zima tego roku zaatakowała cicho, z zaskoczenia, ale za to z dużą zaciekłością. Zrobiło się wyjątkowo zimno i Yasui złapał grypę. Kiedy temperatura jego ciała wzrosła zbyt mocno jak na zwykłą grypę, Oyone zaczęła się martwić. Jednak w niedługim czasie gwałtownie spadła. Wydawało się, że lada dzień całkiem wyzdrowieje, ale niewielka gorączka dręczyła go jednak każdego dnia.
Był to czas, kiedy włóczyły się po lasach potwory i duchy z czerwonymi ślepiami. I maszkary z jęzorami zwisającymi nisko. I jak płomyki pochłaniały trawy, krzewy i większe drzewa.
Nie było już pięknej królewny ani cud-dziewczyny, która leżała w szklanej trumnie, a pilnowały jej krasnale, pieśni zaś śpiewały leśne ludki. Znikły z naszego świata baśnie czyste, pełne miłości, nostalgii i marzeń, zeszły ze sceny przedstawienia, w których główną rolę odgrywał szlachetny rycerz, broniący ubogich i karzący bogatych, usunęły się w cień cudowne lampy, światła i ognie pałacu, w którym panował dobry król i miał na wydaniu królewnę śliczną jak boski obrazek i wzdychającą w okrągłej wieży do kochanka, i umierającą z tęsknoty za rycerskim młodzieńcem, który miał ją wybawić od wielkich cierpień.
Uciekła w niepamięć nawet babcia i wilk ze strasznymi zębami. I gąska. I sierotka Marysia.
Znikła jasna strona świata. Zaginęły radosne pieśni i wesołe tańce. Przyszła pora ponurych wiedźm, strasznych zbójów grasujących pod naszymi oknami i omamów straszących dzieci. Wszystko nagle na naszych oczach wyrosło. I wciąż olbrzymiało. Nabierało straszliwego, apokaliptycznego wyglądu. Miało stalowe oczy i żelazne ostre pazury. I my gwałtownie dorastaliśmy, mając malutkie serca i duże oczy wyobraźni.
Kłębiły się mnożyły majaki. Porażały monstra i czarne potwory z wyłupiastymi przekrwionymi oczami. W lasach zamieszkały widna z osmalonymi twarzami i dzikie upiory.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl