Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "mlek do nic", znaleziono 162

Nie am co szlochać nad rozlanym mlekiem.
Inteligencję wyssałam z mlekiem matki, więc nie mam problemów z przyswajaniem informacji.
Lico-krew z mlekiem Spijam je w marzeniach swych A księżyc patrzy.
Mirek ma dziewięć lat i po raz pierwszy ucieka.
Nie z domu; on po prostu ucieka, choć wie już, że nie ma dokąd, bo kraina mlekiem i miodem płynąca nie istnieje.
Niemal żałowałem, że nie potrafię być choć trochę bardziej wyniosły. Niektórym przychodziło to tak naturalnie, jakby kij od szczotki wyssali z mlekiem matki.
- Geny belferki wyssałam z mlekiem matki. - Zuzanna podparła dłońmi podbródek. - Przez osiem lat emerytury ochłonęłam, zyskałam potrzebny dystans.
To tylko niechęć do życia. Do śmierci podawanej po łyżeczce jak kaszka z mlekiem wtykana opornemu dziecku. Trochę niewygód, nic więcej. Trochę wstrętu.
Kawa tu jest ohydna, ale Irlandczycy zdecydowanie wolą herbatę. I to nie tylko o piątej po południu. Piją ją właściwie na okrągło - ciężką, czarną i zabieloną lekko mlekiem. Koszmar.
-W telewizji mówią, że mleko jest niezmiernie zdrowe -stwierdziła Maja wysyłając SMS do mamy (...).- Skoro chrupki będą w mleku i lody są z mleka, to chyba trudno o coś zdrowszego?!
Do PGR-ów ściągali ludzie z całego kraju. Każdy zwabiony zachętami władzy, marzył o krainie mlekiem i miodem płynącej. Na plakatach przedstawiających mężczyznę jadącego nowoczesnym kombajnem nie było widać znoju.
Języki, podobnie jak księgi, pachną rozmaicie. Jedne trawą, inne ciepłym mlekiem lub morzem. I barwę ma każdy swoją: niebieską, czerwoną, złotą. Nawet posmak po słowach zostaje w ustach odmienny. Bywają spokojne i niespokojne…
To tego chcesz? - zapytał żywnościomat, gdy Artur skończył.
-Właśnie tego.
-Chcesz czuć smak zaparzanych w wodzie suszonych liści?
-Hm... tak. Z mlekiem.
-Wyciąganym cienkim strumieniem z krowy?
-Może to nie najlepsze określenie, ale...
-Potrzebna mi będzie pomoc - zwięźle stwierdziła maszyna.
Wstręt, jaki czuły do jedzenia, nie miał nic wspólnego ze wstrętem, jaki budzi biały kożuch na gorącym kakao czy mleku, albo też zimnym kleiku ryżowym. Biały kożuch nie wywoływał cierpienia, a już z pewnością nie rodził wyobrażenia śmierci.
Całe życie powtarzała, że ma grube kości, a zamiłowanie do słodyczy wyssała z mlekiem matki, która podczas ciąży i zaraz po porodzie jadła dużo ciast drożdżowych (z posypką skrzącą się od kryształków cukru), owoców i piła mocno słodzoną herbatę.
Pokoleniową niechęć do germańskiego plemienia i jego języka matka wyssała z mlekiem swojej matki i utrwaliła w komórkach swojej latorośli. Matce zresztą trudno było zaakceptować, że córka wyjeżdża do "szkopów", dla niej Austria i Niemcy były jednym - niemiecką krainą, z której nic dobrego dla Polski i Polaków nigdy nie wynikło.
Odbyło się osiem rozpraw. Trynkiewicz zeznawał beznamiętnym głosem, jakby mówił o rzeczach zupełnie obojętnych. Bez emocji patrzył na dwa rzędy siedzących w ławkach, na czarno ubranych ludzi. Raz się tylko zdenerwował, gdy jedna z matek rzuciła w niego butelką po mleku. Byłem kiedyś normalnym człowiekiem. Zawsze kochałem dzieci i starałem się dla nich zro bić jak najwięcej dobra. Nie byłem potworem” – powiedział w ostatnim słowie.
Baby gdakały, że diabeł się zalągł w ciemnościach i swój straszny owłosiony łeb wystawia o północy i pokazuje czerwoną gębę pełną ostrych zębów i pchających z gardła płomieni.
I w naszej chłopięcej wyobraźni wrastał ów demon do rozmiarów apokaliptycznych. Unosił wielkie czarne skrzydła ponad drzewami, a gdy spaliśmy, krążył nad okolicą, wybierają sobie miejsca, na które runie z wysokości i podpali naszej wioski, miasteczka i całą piękną, miodem i mlekiem płynącą ziemię halicką i podhajecką.
W latach trzydziestych XX wieku Ameryka przeżywała fascynacje eugeniką, pseudonauką, która obiecywała wzmocnić rasę ludzką poprzez wyeliminowanie „niezdolnych” z puli genetycznej. Obok „słabych na umyśle”, obłąkanych oraz kryminalistów, do owej grupy zaliczały się kobiety, które uprawiały seks pozamałżeński (uważany za chorobę psychiczną), sieroty, niepełnosprawni, biedacy, bezdomni, epileptycy, onaniści, niewidomi i głusi, alkoholicy oraz dziewczęta o zbyt dużych genitaliach. Niektórzy eugenicy zalecali eutanazję i rzeczywiście, dokonywano jej bez rozgłosu w szpitalach psychiatrycznych, na dziesiątkach ludzi, przez tak zwane „śmiertelne w skutkach zaniedbanie” lub też jawne morderstwa. W jednym ze szpitali psychiatrycznych w Illinois nowych pacjentów pojono mlekiem krów zarażonych gruźlicą, w przekonaniu, że śmierć spotka tylko tych niepożądanych. Zmarło aż czterech na dziesięciu tych pacjentów. Bardziej popularnym narzędziem eugeniki była wymuszona sterylizacja, uskuteczniona na mnóstwie nieszczęśników, którzy wskutek pecha czy niewłaściwego zachowania wpadli w ręce rządów stanowych.
Wszystkiego, co naprawdę trzeba wiedzieć o tym, jak żyć, co robić i jak postępować, nauczyłem się w przedszkolu. Mądrość nie znajdowała się na szczycie wiedzy zdobytej w szkole średniej, ale w piaskownicy niedzielnej szkółki. Tam się nauczyłem, że trzeba: dzielić wszystko, postępować uczciwie, nie bić innych, odkładać na miejsce każdą znalezioną rzecz, sprzątać po sobie, nie brać nic, co do mnie nie należy, powiedzieć "przepraszam", jeśli się kogoś uraziło, myć ręce przed jedzeniem, spuszczać wodę, jeść ciepłe bułeczki i popijać zimnym mlekiem, prowadzić zrównoważone życie, trochę się uczyć i trochę myśleć, malować i rysować, i śpiewać, i tańczyć, i bawić się, i codziennie trochę popracować, po południu zdrzemnąć się. A kiedy wyjdziesz z domu, uważaj na ruch, trzymaj ręce i kij przy sobie. Zwracaj uwagę, jak cudowne jest wszystko, co ciebie otacza Zapamiętaj też to ważne słowo, jedno z pierwszych, jakiego się nauczyłeś: PATRZ. Wszystko to, co trzeba wiedzieć, gdzieś istnieje. Niepodważalne reguły i miłość, i troska o higienę. Ekologia i polityka, i równość wszystkich, i zdrowe życie.
A niby jak rodzą się w człowieku poglądy polityczne? Nie wysysa ich przecież z mlekiem matki, nie uczy się ich, jak się uczy algebry czy gieografii. Nabywa je natomiast jak smak gastronomiczny, gust w kwestiach sztuki i upodobanie do danego rodzaju kobiet, to znaczy po części z warunków urodzenia i wychowania, ale po części - czy nie większej? - z własnych przypadków życiowych. (...) A z jakich przypadków życiowych rodzą się demokraci? Z jakich monarchiści? Z jakich piłsudczycy? Kiedy będzie się w stanie z pewnością stuprocentową to obliczyć, polityka istotnie zejdzie do klasy upodobań banalnych: ci wolą cygara, a tamci tytuń fajkowy. (...) Pod władzą nie-państwa, pod bezpośredniemi rządami Historii, w żadnej istotnej kwestii spór nie będzie już możliwym. Powstaną natomiast partie miłośników takiej i owakiej estetyki, stronnictwa kuchni mięsnej i bezmięsnej, frakcje parlamentarne amatorów płci pięknej oraz smakoszów pederastii. Debata toczyć się będzie na kolory, fryzury i rymy. Kanclerzem zostanie elokwentny przystojniak z dobrym krawcem.
Kurde melek, to było już jej własne alter ego, to, które zwykle jej dokuczało. Tym razem zabrakło jadu, głosik ociekał raczej niedowierzaniem.
- Wcale bym się nie zdzi­wi­ła, gdyby za­mor­do­wał ją któ­ryś z two­ich kon­ku­ren­tów (...). - Taki Alek Ro­go­ziń­ski. Przy­szedł na her­bat­kę, zo­ba­czył to cudo, za­go­to­wał się i cyk! Żryj po­dusz­kę, Irena!!!
(...) Melka kochała Mateusza, a Mateusz kochał Melkę, wizja tego związku spędzała sen z powiek rodzicom i rodzinom obojga, bo połączenie genów tych dwojga w ewentualnym potomstwie mogłoby zagrozić trwania świata.
Rzadko kiedy zdarzało się, aby Róża Krull była smutna.
Ludzie otrzymują od Matki Natury różne dary i w ramach owego rozdawnictwa pisarce trafiło się poczucie humoru oraz optymizmu w ilości hurtowej.
Jej otoczenie z biegiem czasu przyzwyczaiło się do tego, że każdą, nawet najbardziej tragiczną, informacją Róża martwi się w porywach do kilkudziesięciu minut, po czym zaczyna znajdować w niej jakiś pozytywny aspekt, albo też ja bagatelizować, nie tracąc przy tym dobrego nastroju.
W pewnym momencie zacząłem się zastanawiać, czy aby stoisko z mydłem, żelami pod prysznic i antyperspirantami to nie jest ułuda szatańska, skoro ja je widzę bez żadnych problemów, a ci ludzie z autobusów najwyraźniej nigdy tam nie trafili.
Przed pandemią były dwie, ale najpierw do starej Młotnickiej ktoś wezwał sanepid, że niby nic nie robi, tylko truje ludzi. Gdy przyjechała kontrol, to się Młotnicka chciała pokazać i nagotowała klopsów, po których inspektorzy dostali takiej sraki, że jeden podobno krzyczał z kibla, że wydala wątrobę. No i zamknęli jej lokal. Jeszcze karę musiała zapłacić!
Sam Wąchowicz skończył już siedemdziesiątkę i nie chciało mu się dłużej pracować, więc zamknął w cholerę tę swoją spelunę. Może i lepiej, bo tam nic dobrego nie było, poza alkoholami. Jadłam tam kiedyś mielonego i smakował tak, jakby ktoś zmieszał szczurze gówno z zepsutą rybą. Dwa dni mi się odbijało. A gdy poszłam do Wąchowicza ze skargą, to mi powiedział, że to moja wina, bo jego kotlety wchodzą tylko z bimbrem i wtedy nie szkodzą.
No, jeszcze w lokalnym sklepie Zuzia od Frankiewiczów serwuje parówy w bułce. Można zjeść, ale tylko z keczupem, a nie z tym czymś, co ona nazywa "sosem tysiąca wysp", a co smakuje jak rzygi jej kota.
Myślę, że osoba wymyśliła ten kocopał, po obejrzeniu filmu wylądowała na psychoterapii. Ewentualnie popełniła honorowe sepuku.
© 2007 - 2025 nakanapie.pl