Wyszukiwarka

Wyniki wyszukiwania dla frazy "mnie dec", znaleziono 52

Kończyłam właśnie trzydzieści dwa lata - piękny wiek, w którym rozumiesz już, że życie to nie szkoła, nie musisz mieć ani worka z kapciami, ani odrobionej pracy domowej i nikt na ciebie nie nakabluje, jak zjesz wiadro lodów zamiast obiadu. Ostatnie, o czym teraz marzyłam, to impreza. Jedyne, czego potrzebowałam, to żeby wszyscy się ode mnie odwalili.
Odmierzałam potrzebne ilości z takim nabożeństwem, jakby to była ofiara dla potężnego bóstwa. Można rutyno, uratuj mnie od ostatecznego wkurwienia. Można rutyno, nie dopuść, by mnie szlag trafił. Można rutyno...
Wzięłam głęboki oddech. I drugi. Spokojnie, Aniela. Jest szósta rano. Nie masz już reputacji, ale jeszcze możesz być cholernym kwiatem lotosu na wymalowanej runami tafli jeziora.
Całą szkołę przeżyliśmy w dobrej komitywie, nie przejmując się rolą klasowych dziwaków. Dopóki masz drugiego dziwaka obok siebie, mugole mogą wam naskoczyć.
Jedna rzecz to przetrwać Radę. Ale problemy zaczynały się już o wiele, wiele wcześniej - gdy trzeba było zdecydować, w co się ubrać.
Ile razy zdarzyło się wam w życiu coś dziwnego? Ale wiecie, takiego naprawdę dziwnego. Takiego dziwnego, że przez plecy idą ciary wielkie jak wodospad Niagara, włosy stają dęba, a w gardle zasycha jak na pustyni, która nigdy nie widziała deszczu.
Wiesz, drogi Bracie, że nie mogę kłamać, bo dostaję wtedy zmasowanego ataku jelitówki. Jestem na wakacjach. Nie chcę jelitówki. Napiszę ci, jak jest: mam ochotę zamordować mojego męża i zatańczyć na jego zwłokach w tej jaskini.
Tymczasem nawet ta prosta radość oglądania tylu wyjątkowych roślin w jednym miejscu była mi odbierana. Nie przez dziada z aktówką, tylko przez przystojniaka ze skrzydłami, który mógłby nauczyć bycia zgredem niejednego dziadersa.
Może i jestem lękowa. Może jestem zablokowana, może nie zmapowałam każdej swojej traumy. Ale do cholery, to zazwyczaj ci strachliwi, ci ostrożniccy, ci oglądający się na każdym zakręcie przeżywają do końca każdej historii.
Coś wymyślę i wszystko będzie lepiej. Ale wiecie, co los robi, gdy słyszy takie myśli? Gdy los słyszy takie myśli, zaciera ręce. A ja jeszcze nie wiedziałam, że kłopoty dopiero się zaczynają.
Znacie to uczucie, kiedy jesteście najmniejszą i najdrobniejszą wiedźmą, a dwóch rosłych chłopów i jedno napasione kocisko rozdziawia gęby i was słucha? Ja właśnie je poznałam.
Lubiłam ten moment, kiedy piękno kwiatów ukazywało się na powierzchni. Było to dla mnie jak drobny klejnot, jak piękna oprawa codziennego życia.
- Zapewne pani by wolała, żeby Dec czuł się szczęśliwy w Bostonie i został z dziewczyną, z którą się omal nie ożenił.
- Tak. Chyba tak byłoby lepiej. Ale nie możemy nikomu, nawet naszym dzieciom, narzucać, jak ma żyć. A już z pewnością nie można nikomu dyktować, kogo ma kochać.
Rozwiązanie każdego problemu jest w nas tylko musimy mu dac się objawić.
Halny potrafi łamać drzewa i zrywać dachy z domów, niszczyć, a nawet zabijać. To moc, to żywioł, to potęga natury!
"Tego szlamu, który zalega wszędzie na ulicach i wypełnia wszystkie domy aż po dachy... A przede wszystkim serca i dusze. I nie usunie go z nich żadna spowiedź ani modlitwa, ani więzienie."
Sandomierska wiosna nie miała litości nad bogobojnym ludem i obdarzyła nadwiślański gród deszczami, które siekły dachy kamienic niczym bicz umęczone plecy naszego Zbawiciela.
Śnieg za oknem sypał obficie, zupełnie jakby ktoś z góry strząsał go ze stołu jak niechciane okruszki. Przysłaniał widok górskich szczytów w oddali, zasypywał chodniki i drogi, przykrywał dachy budynków.
najbardziej jednak boję się chyba śmierci wyobraźni. Tych chwil, kiedy niebo jest po prostu różowe, a dachy zwyczajnie czarne: kiedy umysł rejestruje świat w sposób po prostu fotograficzny, czyli, paradoksalnie, widzi w nim prawdę, lecz prawdę bez wartości. (s.268)
Nad me­tro­po­lią roz­pę­ta­ła się istna burza śnież­na, po­ły­ka­ją­ca bez­dusz­nie wszyst­ko, co stało na jej dro­dze. Bu­dyn­ki, dachy, ulice, chod­ni­ki nik­nę­ły w nie­prze­bra­nej chmu­rze bia­łe­go pyłu tak szyb­ko, że rząd pol­ski nie zdą­żył­by nawet w tym cza­sie klep­nąć żad­nej usta­wy.
Obaj męż­czyź­ni do­tar­li do miej­sca okre­śla­nego jako Skrzy­żo­wa­nie Śmier­ci, w któ­rym prze­ci­nają się dwie drogi życia. Jedno życie
zo­sta­je prze­rwane, a dru­gie
nie­od­wra­cal­nie zmie­nia się na
za­wsze. Nazy­wamy to zrzą­dze­niem losu.
Społeczeństwo jest w stanie wierzyć, że może identyfikować złych, szkodliwych ludzi, ale to niemożliwe. My seryjni mordercy jesteśmy waszymi synami, mężami [...] jesteśmy wszędzie. Jutro zginą kolejne dzieci. A z resztą - czy śmierć jednej osoby ma jakieś znaczenie?
Pozostawiam Czytelnikom decyzję czy uznać Billa Heirensa za winnego czy niewinnego; moim zdaniem nie ma absolutnie żadnych dowodów łączących go z którymkolwiek z trzech opisanych zabójstw. Mógł być złodziejem... ale mordercą? Z pewnością nie.
Jeśli ktoś łamie prawo, musi ponieść karę.
Śnieżyło. W środku nocy zachmurzony księżyc ledwie się tlił, jakby zaspany. Znużone promienie oświetlały ciężkie od białego puchu dachy domów w Lyck, konary skostniałych drzew i białą taflę jeziora skutego lodem.
(Lyck - obecnie Ełk.).
Podszedłem do Deb, która przesłuchiwała rozhisteryzowaną Latynoskę płaczącą w dłonie i jednocześnie kręcącą głową, co wydało mi się strasznie trudne - to tak jakby jedną ręką głaskać się po brzuchu, a drugą klepać się po głowie. Radziła sobie jednak całkiem przyzwoicie, choć Debora z jakiegoś powodu nie była pod wrażeniem jej doskonałej koordynacji ruchowej.
Mocno pamiętamy o przygotowaniu posiłków, obowiązkach w pracy, godzinach odwiezienia dzieci na korepetycje, do szkoły muzycznej, na basen, na naukę języka, do klubu jeździeckiego, pamiętamy o wymianie oleju, opon, klocków hamulcowych w samochodzie, pielęgnujemy trawniki, kwietniki, naprawiamy ogrodzenia, dachy, ale nie mamy czasu i sił na łagodność, uprzejmość, delikatność...
Miałam piętnaście lat, kiedy ją spotkałam. Widziałam ją tylko raz, ale jej twarz wciąż stoi mi przed oczami tak wyraźnie, jakby wczoraj czekała na mnie przed drewnianym domem na szczycie wzgórza na Martynice. Jakby wiedziała, że przyjdę.
Nasze oczy się spotkały, a moja przyjaciółka zrobiła głupią minę. Uśmiechnęłam się do niej, jakbym i ja traktowała to wszystko jako niezły żart. Myśl, że jakiś szanowany mężczyzna chciałby się ze mną ożenić, była absurdalna.
Morze jest dzisiaj niespokojne. Przełykam to, co mi podchodzi do gardła. To już trzecia nasza podróż przez północne rejony Oceanu Atlantyckiego, mimo to trudno do takiej wyprawy przywyknięć.
© 2007 - 2025 nakanapie.pl